sobota, 11 maja 2013

Rozdział 80 "Dziadek"

Właśnie próbuję znaleźć zamiennik dla zacnego tytułu "Jest chujowo, ale stabilnie".
Znalazłam.
Zmieniam.
Miłego czytania xD.
Mnie to tam rusza .__.'
__________
Zatrzymałam się, gdy usłyszałam znajomy pisk.
-Akage-no?-Rozejrzałam się, a po chwili moim oczom ukazała się ruda kitka. Zwierzak błyskawicznie wskoczył mi na ramię i zaczął wąchać łaskocząc mnie mokrym noskiem i wąsikami.-Hej maleńki.
-Witaj.-Spod ziemi wyłonił się dziadek. Spiorunowałam go wzrokiem i minęłam. Chwycił mnie za wolne ramie i mocno pociągnął. Krzyknęłam z bólu.-Stój, Uchiha.-Wyrwałam się gwałtownie bijąc go w dłoń.
-Pomyłka-Zawarczałam idąc, a ten przyłożył mi ostrze do szyi. Bez wahania kopnęłam go łokciem w brzuch przysłaniając ostrze wolną ręką. Kopnęłam go także w kolano. Zgiął się.
-Ty mała..
-Uchiha odszedł, radzę udać się na pole bitwy. Teraz nic nie ugrasz.-Poinformowałam go spokojnie przy okazji przerywając. Szacunek do starszych? I ten kij ma dwa końce. Bądźmy poważni: mam szanować kogoś kto chce mnie zabić? Kto chce mną handlować? Sprzedać? Niewolnictwo już dawno zostało zakazane, a ja nie jestem jakaś tanią... A zresztą... Moralne rozterki w niektórych wypadkach są po prostu śmieszne.
-Idzie...
-Idę z tobą. Jasne, jasne...-Uśmiechnęłam się z lekką ironią, lecz ten wyraz został szybko starty z mojej twarzy. Usłyszałam przeraźliwy krzyk, a zaraz potem ziemia się zatrzęsła... Wszystko zostało odrzucone w tył. Z dala od miejsca walki. Uderzyłam plecami o jeden z domów. Usłyszałam jak dachówka się obsuwa, odruchowo przysłoniłam głowę dłońmi, lecz nic we mnie nie uderzyło. Otworzyłam oczy i spojrzałam ku górze. Chakra i ogień wytworzyły dość szczelną ochronę... Kyuubi czuwał i nade mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czerwona powłoka wokół mnie utrudniała lekko widzenie, lecz, gdy opadła nie żałowałam. Świat wokół mnie wyglądał jak po przejściu armagedonu. W oddali widziałam jeszcze resztki wichur i burz. Co lub kto ma moc wywołania czegoś takiego? Zacisnęłam lekko usta. Lis drżał na mym ramieniu. Nie powinien ze mną iść. Pogłaskałam go lekko po główce i rozejrzałam w poszukiwaniu znajomej sylwetki.
-Masaru-san!-Pobiegłam w stronę, z której wydawało mi się usłyszałam jęk. Szybko dojrzałam leżącą sylwetkę. Nie zdążył się ochronić, nie skrył się w ziemi... Nic. Za szybko. Zacisnęłam usta wyciągając z jego brzucha ostry kamienny kolec i przykładając dłonie do rany. Szacunek szacunkiem, chore plany chorymi planami, lecz ja go przecież znałam! On był dla mnie przez jakiś czas miły! Dobrze, może to była tylko gra, lecz uratował mnie! Uratował...
-Panienka jest głupia.-Zakaszlał krwią.
-Proszę być cicho!-Krzyknęłam zła. Niech powie mi coś czego nie wiem! Zaśmiał się tylko.
-To stare ciało nadaje się tylko do ziemi.
-Proszę nie mówić głupot, ja...
-Nikt nie da rady. Nawet Tsunade-hime nie dałaby rady, a co dopiero niedoświadczone dziecko...
-Przestań gadać!-Wrzasnęłam na niego i zamknęłam oczy. Nie jestem niedoświadczonym dzieckiem! Niedoświadczona byłam, gdy uleczyłam kwiat w rupieciarni Akatsuki! Kwiat, którego nie był w stanie ożywić nawet Zetsu! Więc nie mów mi tu nic o Tsunade, gdy... gdy nawet spec od roślin mnie pochwalił.
-Żegnaj, Aiko-dono... denka... hime.-Otworzyłam oczy, uśmiechał się lekko.-Nawet Uchiha mają w sobie coś dobrego, no, n...-Zakaszlał.
-MASARU-SAN!-Wrzasnęłam, gdy zamilkł i zamknął oczy. Zanikał. Czułam to wyraźnie pod palcami. Lisek na mym ramieniu zapiszczał pytająco, a ja zagryzłam usta. Nie mogę się poddać.-CHOLERA, JA NIE JESTEM UCHIHA!-Zaprotestowałam wkładając siłę swojego gniewu i irytację w chakrę i koncentrację. Po chwili mężczyzna gwałtowniej zakaszlał, a ja poczułam jak słaby ognik jego życia zaczyna żywiej migotać.-Jestem Hidoi.-Zaśmiałam się przez łzy.-Jestem nierozważnym dzieckiem Akatsuki. Złem... Pamiętasz, ojii-san?-Śmiałam się, choć słone krople spływały mi po twarzy. Ulga czy radość wygranej? Cóż, wszyscy teraz stoją twarzą w twarz z kostuchą, lecz tak blisko mnie jeszcze nie przechodziła. Ci "okropni przestępcy" naprawdę nie przygotowali mnie do kontaktu ze śmiercią. Raczej jak nadopiekuńczy rodzice trzymali pod kloszem. Odetchnęłam cicho i dokończyłam walkę z główną raną. Potem zajęłam się mniejszymi.
-Czemu mi pomagasz?-Odezwał się w końcu, a ja przypomniałam sobie odpowiedź Suigetsu.
-Zbieram punkty... Wiesz, po wojnie trzeba gdzieś się skryć, ojji-san..-Odparłam jak gdyby nigdy nic.
-Nic bezinteresownie. Świat się stacza co widać po młodzieży.-Westchnął ciężko.
-Tak, tak... A od kiedy przestępcy robią coś nie licząc na zapłatę, hm?-Spojrzawszy na niego uniosłam lekko brew.
-Źle cię wychowano, panienko. Bardzo źle.
-Oczywiście. Wychował kto wychował. Dobrych efektów, bym nie oczekiwała... Proszę wstać.-Pochyliłam się nad nim pomagając. Mowy o pójściu na wojnę nie było. Powoli dotarliśmy do jednego z wielu domów. Zeszłam z nim do podziemnej piwnicy. Jesli żaden piorun nie trafi w wejście i strof się nie zawali żaden armagedon w tym schronie nie powinien zagrozić jego bezpieczeństwu. Szybko rozejrzałam się po budynku i zniosłam mu parę poduszek i koców, a także odrobinę picia i jedzenia. Ci ludzie liczyli się z sytuacją biednych przybłęd czy nie chcieli tego tachać licząc się z marnotrawstwem dobrych produktów? Jedno i drugie było dla mnie szczęściem.
-Czyli zostajesz ze mną, tak?
-Oczywiście, że nie.-Mruknęłam.-Pan zostaje tu, zero wyjść i narażania się, a ja...
-Biegnę się narazić?
-Właśnie!-Klasnęłam w dłonie z uśmiechem.-Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
-Bardzo rozsądne.-Skomentował wskazując na mój brzuch, a ja odwróciłam wzrok.
-Przetrwał tyle, że nic mu już raczej nie straszne.
-Dziwne masz sposoby hartowania dzieci. Tego cię te oprychy uczyły, panienko?
-Trochę szacunku, dobrze?-Warknęłam, a lis wyczuwając mój nastrój zjeżył sierść i zawarczał krótko ujadając.
-Oh, tak, rodzinka, panienki...-Wstałam i wyszłam ze schronienia. Po cholerę ja go ratowałam? Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają.-Spojrzałam w ciemne niebo. Masaru Hana był inny. Naprawdę wyrozumiały i kochający człowiek... który umarł stanowczo za wcześnie. Pokręciłam głową odganiając od siebie stare wspomnienia. Weszłam do schronu i zabrałam broń. Dziadek dał mi i swoją za co byłam wdzięczna. Podziękowałam, pożegnałam się i wyszłam. Dość rozczulania. Straciłam wystarczająco dużo czasu. Zaśmiałam się w duchu przypominając sobie ile razy zaczynałam podróż i ile razy ją przerywałam. Tak samo było z obietnicami o płaczu. Podróż zaczyna się od pierwszego kroku,płacz od pierwszej kropli...
-Ty nie walczysz.-Spojrzałam na lisa, a ten pisnął zawodząco.-Zostajesz z Masaru-san i masz się nim opiekować, rozumiesz?-Wyszczerzył kiełki.-Ale go nie zjedz.-Dodałam,a ruda kitka opadła wyraźnie zawiedziona. Zaśmiałam się w głos i otworzyłam klapę w podłodze.
-Właź.-Próbował coś jeszcze ugrać popiskiwaniem, warczeniem, ujadaniem i szczekaniem, acz w końcu zrezygnowany wpełzł do piwnicy. Wybacz, Akage-no, walczyć jeszcze nie umiesz, jesteś za młody, żeby umierać... Wyszłam z domu słysząc jego żałosne popiskiwanie.
-Wybacz.-Szepnęłam cicho w przestrzeń. Do niego i do... do wszystkich, którzy mogliby to usłyszeć... Duchy... Dusze... Patrzący na nas z nieba czy mający jakiś wgląd z piekła. Wszystko jedno, wiara nie wiara... Wiedziałam jak bardzo wydarliby się na mnie ci przestępcy, gdyby mnie teraz widzieli, a ja mogłabym ich usłyszeć. Szlabany, a nawet siłowe zatrzymania. "Nigdzie nie idziesz!" byłoby chyba najłagodniejszą wersją. Zaśmiałam się w duchu przypominając sobie krzyki lidera. W graniu egocentrycznego tyrana był świetny... Nagato-san... Posmutniałam. Dlaczego walczę po stronie ludzi, którzy postawili poza marginesem społecznym całą moją rodzinę?! Którzy każdego z nich jakoś skrzywdzili?! Którzy na nich polowali. Uśmiechnęłam się lekko. Może dlatego, że to jedyna rozsądna strona? Jedyna, która pozwoli mi żyć wolną? Albo chociaż jedyna, która pozwoli zachować świadomość? Sądzę, że oni stając przed takim wyborem sprzeciwiliby się Madarze... Zamknęłam oczy, a w moim umyśle ukazał się obraz ucinanych linek. Marionetki.. Zrobiłeś z tych ludzi pionki. Zacisnęłam dłonie w pięści. Jak strasznie Deidara, by krzyczał zdając sobie sprawę, ze został wykorzystany... Jak strasznie Hidan, by się pieklił... Sama nie wiem kiedy w mojej dłoni znalazł się kunai. Wbić go marionetkarzowi prosto w serce.. Oblizałam usta, choć wiedziałam, że pewnie nie mi będzie to dane.
Przez mój umysł przenikała kolejno każda z postaci jaką do tej pory spotkałam na swej drodze... Kurenai, dzieci, Atari, Akatsuki, ninja z Konohy, Orochimaru i jego świta... Uchiha, Naruto... Dotknęłam miejsca, gdzie umiejscowiony był tatuaż od Hidana. Tak wiele się stało... i tak wiele ma się stać.
~~
-I co, Shippon*? Utknęliśmy tu razem...-Westchnął mężczyzna poprawiając się na poduszkach. Zwierzę siedziało w kacie i tylko jego oczy błyszczały.-No chodź tu, chodź... Akage-no?-Rudy słysząc swoje imię zawarczał ostrzegawczo. Mężczyzna westchnął głośno.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię. Opowiem ci bajkę...  Wiesz, że miałem kiedyś brata?-Zakaszlał ciężko, a stworzenie podniosło się i odrobinę przybliżyło. -Nie żyje. Moja żona i córka także... Głupia, młoda była... Ale bardzo ładna. Za Uchihą latała i w końcu zginęło dziecko... A małżonka załamała się zdrowotnie... Wiesz, mały... Mój brat zbzikował... Poszedł tam gdzie twoja pani... Nie było go z parę dni, a potem wrócił... I się zamknął. Całe dnie przy książkach spędzał, tu i w innych wioskach... Czekaj, aż ona rzuci sie do książek, potem w płomienie i zginie... Czekaj tylko, Oppon*.-Odkaszlnął.-Ale ja nie zwariowałem!-Zaczął jakby ożywiony.-Ja wiem co się stało! Ja wiem! Prochów nie było! Ciał nie było!-Zakaszlał ciężko, a dojście do siebie zajęło mu parę minut. Westchnął ciężko przed kontynuacją.
-Ja nie zwariowałem... Ja wiem, wiem... Oni go zabili. Zabili tego poczciwego głupca. Na pewno. On, by do nich nie dołączył. On zginął... A ją wytrenowali. A ona była... Z Uchihą... A moja córka zginęła... Zginęła....-Zakaszlał.-I oni. Wszyscy...-Zakaszlał i zamilkł. Lis przy jego boku cicho pisnął. Staruszek spojrzał na niego zaszklonymi oczyma i pogłaskał szorstką dłonią.-Zginęli...

~~
Chciałem uciekać. Nie chciałem ginąć. Chciałem najspokojniej w świecie się zmyć, zniknąć niezauważony, lecz ta czerwonowłosa menda musiała się wtrącić! Jak ja jej nie lubię! Uciekłbym, wrócił do Aiko, a gdyby przeżyli wmówiłbym, iż moim priorytetem była jej ochrona. Pograłbym sobie w karty i gdy śpi pooglądał biust. Ładny miała. Brzuszek też fajnie zaokrąglony. Popytałbym jak dziecko i jakoś zajął czas. Bezpieczny, z dala od walki i niepotrzebnego narażania się. Tam było wystarczająco dużo ludzi. Osób, które w normalnych warunkach chciałyby mnie sprzątnąć. Westchnąłem na głos. To nie była zabawna sytuacja. Albo walczę i ginę na polu albo ginę z ręki, któregoś z tych potworów... W walce już nie wypada się zmyć... Masakra. Jak ja mogłem się w coś takiego wkręcić?
-Sasuuukeee? A nie wolałbyś, żebym popilnował Aiko-chaaaan?-Spróbowałem, lecz osoba od której chciałem dostać odpowiedź milczała.
-A co nam do tej małej lafiryndy, co?!-Wydarła się Karin poprawiając okulary.-Sądzisz, że Sasuke-kun się nią interesuje?!- "Tak." przeszło mi przez myśl, lecz wiedziałem, że tego lepiej jest nie mówić. Na osobności owszem, lecz nie w towarzystwie Uchihy.
-Prędzej nią niż taką czterooką wiedźmą.-Odparłem zamiennie i uchyliłem się przed jej ciosem.
-Zachowaj energię na walkę.-Odezwał się Yuugo, który do tej pory wyglądał na dość zamyślonego. Zresztą on w ogóle ma jakieś aspołeczne cechy.
-Będę ją marnowała jak tylko będę chciała, a tobie nic do tego, dziwa...
-Karin.-Odezwał się w końcu Orochimaru.-Yuugo dobrze mówi. Zresztą nie sądzę, by ktokolwiek z nas zechciał żegnać się pokłócony. Trudno odchodzić w kłótni.-Oblizał się, a ja się wzdrygnąłem. Obrzydliwy gość. Założę się, że jemu akurat wszystko jedno. O mnie nikt tu nie dbał. Mogłem ginąć spokojnie... Sasuke też raczej obojętne kto zginie. To o niego raczej się troszczyli. Pupilek wężowatego d którego Yuugo ma słabość. Tylko zalotów Karin mu współczułem. Rude, głośne, brzydkie, czterookie i nieopanowane coś. Brr! ŁE! Teraz wlepiła oczy w plecy Uchihy i posłusznie zamilkła. Psychopatka.
~~
Aiko... Błagam, nie biegnij za nami...
___________
*Shippon/Oppon-ogon

Weźcie... nie bijcie...
Dajcie znak życia..
Albo jakiś pomysł, bo manga wlecze się tak, że...WRR! >O<"