poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 75 "Powieszenie"



Gdy ziemia przestała drżeć jeszcze przez chwilę siedziałyśmy w uścisku.
-K-koniec?-Spytała ciemnowłosa lękliwie.
-Chyba tak.-Odpowiedziałam jej niepewnie. Nagle się zaczęło... Może za chwilę znowu coś się stanie? Spojrzałam na liska, patrzył na mnie z pytaniem w oczach. "Nie, kochany, nie zostawię cię." Podrapałam go za uszkiem i wstałam. Coś usłyszałam. Podeszłam do okna.
-Aiko, uważaj!
-Nic się nie dzieje, cii...-Zmrużyłam oczy. Znowu.-Coś się stało.-Powiedziałam i wybiegłam z domu. Rozejrzałam się. jeden budynek się zawalił, a ja znałam ten głos.
-Aiko-san, uważaj!-Krzyknęła Mai za mną.
-Szukaj mały.-Wypuściłam liska, który od razu zanurkował pomiędzy kamienie. Cóż, Kyuubi był lisem. Nie wątpiłam w to, że dogadam się z młodym. Odgarnąć kamienie. Ogniem tego nie załatwię. Wietrzne jutsu może spowodować jeszcze gorszy wypadek.-Zawołaj kogoś!-Odwróciłam się, lecz moje wołanie nie było potrzebne. Otae już biegła. Starszy mężczyzna mnie odsunął. Element ziemi. Cóż, Konoha ma wszechstronnie utalentowana starszyznę. Wszyscy usłyszeli pisk. Zaczęłam dłońmi odgarniać kamienie, użycie czegoś innego było niebezpieczne. Po chwili zobaczyłam pomarszczoną dłoń, a spomiędzy głazów na ramię wskoczyła mi ruda kulka.
-Dobrze się spisałeś, brawo.-Ucałowałam go w łepek i powróciłam do zajęcia. Trzymaj się, trzymaj... Po chwili udało nam się wyciągnąć dwie osoby. Brakowało tylko tej, która mnie zaalarmowała. Zagryzłam usta. Lisek latał koło jednej kupy, która naruszona przez mężczyzn pokruszyła się ukazując wąską szczelinę.
-Nie możemy tego ruszyć, zawali się od środka.- Przyjrzałam się temu. Byłam dość drobna. Bez pytania nikogo o zdanie wsunęłam się do środka i po chwili go zobaczyłam. Wysunęłam głowę.
-Dajcie coś co podtrzyma strop!-Podali mi dwa kije. Wróciłam i na czuja umieściłam je pod sufitem. Ostrożnie  zaczęłam usuwać pojedyncze kamienie. Niekontrolowane obsuwanie się raz po raz mniejszych kamyków wywoływało u mnie stan przedzawałowy. Bałam się.
-Obaa-chan*...-Wyjąkał chłopiec. Nie martw się, za niedługo zobaczysz babcię... Wzięłam go pod ramiona i lekko pociągnęłam, za nim obsunęło się parę kamieni. Na szczęście nic go specjalnie mocno nie przygniotło. Powoli i ostrożnie wyczołgałam się z nim z dziury.
-HIDOI AIKO, JESZCZE RAZ ZROBISZ COŚ W TYM STYLU A OSOBIŚCIE CIE POWIESZĘ!-Zadrżałam, gdy usłyszałam głos Kurenai. Z duszą na ramieniu i strachem, który prawie, że wstrzymywał moje serce obróciłam się w jej stronę.
-P-przepraszam?-Wyjąkałam, a raczej pisnęłam przerażona. Była wściekła. Zaczęłam się cofać, aż nabiłam się na kamienie. Rozejrzałam się. Nie mam gdzie uciec... Wokół są ludzie. Nie zabije mnie przy świadkach. Na pewno. Może... Nie wiem. NIE MOŻE! PRAWDA?!-L-litości?-W moich oczach pojawiły się łzy. Sytuacja bez wyjścia. Panika. Wpadałam w panikę. Ja nie chce umierać! Naprawdę! Ratunku! Ktokolwiek! Z mojego ramienia zeskoczył lisek i na nią zawarczał. Spojrzałam na niego zdziwiona. Wszystko mi przeszło. Cały dramatyzm sytuacji zniknął. Był tylko on. Wpatrywałam się w niego ja, Kurenai i paru innych gapi. Wyglądał jakby miał zamiar walczyć.
-Oooooh!- Rozczuliłam się po czym do niego podeszłam i wzięłam na ręce.-Mój obrońca.-Ucałowałam go w główkę.-Mój maleńki bohater. Mój dzielny. Dziękuję, kochanie.-Głaskałam i całowałam go raz po raz.-Mój maleńki skarbek...
-Hidoi.-Zwróciła na siebie uwagę kunoichi.Choć wściekłość jej minęła była dość stanowcza. Przecież musiałam coś zrobić, prawda?! Dziecka tam nie wpuszczą, ja byłam akurat. A gdyby zaczęli odgarniać coś mogłoby się stać! Miałam stać i patrzeć?!
-Będę grzeczna, mały będzie mnie pilnował i bronił.-Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-Przed tą głupotą cię nie potrzymał... a nawet zachęcał.
-Bo to nie było wcale niebezpieczne, wiedział, że nic mi nie gro...
-Co proszę?
-Niiiiiiic!-Uśmiechnęłam się do niej niczym anioł.
-Jeszcze raz, a śpisz na progu.
-Tak jest!-Oznajmiłam ze zrozumieniem ukazując w uśmiechu zęby. Po chwili podeszłam do młodego, którego opatrywał lekarz. Obudził się.
-T-ty.
-Ano ja.-Kucnęłam przy nim, by lepiej słyszeć.
-Dziękuję. Usłyszałaś.
-Ano...-Spojrzałam na niego z pewną dozą obojętności. Teraz nie rzucasz kamieniami i wyzwiskami?
-Przepraszam.-Skoncentrowałam wzrok na jego twarzy.-Gdybyś współpracowała z Akatsuki nie uratowałabyś nas... A usłyszałaś i zawołałaś...-Akatsuki. Współpraca. Akatsuki. Dom. Rodzina.
-Nie jestem za tym co robi Madara.-Oświadczyłam po chwili krótko nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje myśli. Akatsuki? Akatsuki było moim domem. Akatsuki to moja rodzina. To tylko Madara był wrogiem. Tylko i aż, bo teraz on jest organizacją. Akatsuki sprzed i po. Akatsuki po konfrontacji z kosą śmierci nie jest tym czym było. Nie jest tym czym było dla mnie. Wstałam i odeszłam głaskając lisa. Tu nie było nikogo kto byłby w stanie mnie zrozumieć. A ja potrzebowałam. Potrzebowałam zrozumienia jako osoba, jako dziecko, jako matka, jako ja.
-Ciebie też nikt nie rozumiał, prawda, Kyuubi?-Spytałam cicho będąc na obrzeżach. Wszyscy zgromadzili się wokół wypadku. Wszyscy woleli troszczyć się o tamtych ludzi... Zająć się zwalonym budynkiem zamiast wojną. Oderwać myśli. Oh, to okropne, lecz paradoksalnie ten wypadek dobrze zrobi. Usiadłam na kamieniu i patrzyłam jak lisek się bawi.
-Jak cie nazwać, maleńki?-Spojrzał na mnie i przekrzywił łepek.-Pomóż mi.-Uśmiechnęłam się lekko, a on zaczął się kręcić, aż w końcu złapał ogon zębami. Spojrzałam na białą końcówkę.
-Shiro-chan**?-Zafurczał zły. Zaśmiałam się.
-A może oppon***? Shippon***?-Spojrzałam na starszego mężczyznę. Śledził mnie czy co? Lisek zawarczał. Jemu to imię tez się nie podobało.
-On nie jest do mnie przywiązany i nie ma obowiązku przy mnie być. Będę się nim opiekować, lecz nie przyczepię go do siebie.-Odpowiedziałam ze spokojem.
-Panienka nie jest głupia. Nie lepiej byłoby zwierzaka trzymać na smyczy? Lis to nie posłuszne kocie.
-Ani nie pies, któremu można założyć kaganiec.
-Jak panienka chce. Ja wracam a tobie nie radzę się długo włóczyć. Zapraszam na herbatę.-Skinęłam głową. Odszedł. Spojrzałam na lisa.
-A może po prostu Akage-no****?-Mały zamachał ogonem. Chociaz to mu się podobało. Jeszcze chwile się pobawił po czym wskoczył mi na ramię. Czas do domu... W połowie drogi jego uszy stanęły dęba. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo był zmęczony, lecz i we mnie to uderzyło. Chakra. Pobiegłam do schronienia.
-Kurenai-sama! Kuren...
-Wiem!-Przerwała mi kobieta.-Pamiętaj co powiedziałam. Powieszę cię.
-A-ale...
-My tutaj jesteśmy bezpieczni. Nie możemy nic zrobić. Chcesz iść sama? W ciąży? Wysłać kogoś? Starszych ludzi, bezbronnych cywilów, dzieci czy ciężarne? Jak ty to sobie wyobrażasz?
-Ja pójdę...
-Zabraniam.
-Kurenai! On mi nic nie zrobi!
-To zdrajca, zabije każdego kto stanie mu na drodze.
-Ale...!
-A jeśli nie staniesz sama staniesz się zdrajcą!
-Jestem z Akatsuki, prawda?! Moja przyszłość po tym wszystkim i tak stanie pod znakiem zapytania! To NIC nie zmieni!
-Jesteś z nami! Jeśli będziesz posłuszna dadzą ci żyć!
-A jeśli nie?! Skąd wiesz kto przejmie władzę?! Jakiś wystraszony chłoptaś, który usunie wszystkich, którzy...
-HIDOI! Nikt ni pozwoli komuś takiemu dojść do władzy!
-To będzie PO wojnie! Wszyscy zmęczeni, słabi, zasoby ludzkie wykruszone, oni dadzą władzę każdemu kto albo się trochę zasłuży albo wykaże chęć i powie parę zdań co on nie jest i co on nie zrobi!-Na pewno tak nie będzie.
-Jaką masz pewność?
-Gwarantuję ci. Nie po to walczą o pokój, by dopuścić do represji...
-Kurenai czy w tej wojnie nie jest tak, że każdy kto jest przeciw Madarze jest przyjacielem?
-Sasuke jest za Madarą.
-Skąd wiesz? Może jest odwrotnie... Zabił Itachiego, zabił Orochimaru. To dla wioski było raczej dobre, nieprawdaż?
-Orochimaru jest razem z nim.
-Orochimaru stał się wrogiem Akatsuki, nieprawdaż?
-Do czego zmierzasz?
-Może będzie walczył dla nas? Dokonał swej zemsty na Itachim, więc...
-Hidoi.-Przerwała mi z zadziwiającym spokojem w głosie.-Właśnie. Zabił ojca twojego dziecka. Czemu chcesz iść? Zemsty w tym stanie nie dokonasz.
-Itachiemu zależało na Sasuke.-Spuściłam głowę.-Chce zobaczyć. Chce go przekonać...
-Nie.
-Kurenai!
-Powiedziałam nie! Popatrz na siebie! Pomyśl o dziecku! To twoje dziedzictwo! Nie tylko twoje! Chcesz się narażać?! Sądzisz, że byłby zadowolony?!-Milczałam. Nie, nie byłby. Jestem nierozsądna. Jestem głupia. Jestem samolubna. Mam dość siedzenia.-Idź do pokoju.-Odwróciłam się i zrobiłam co kazała. Zamykając drzwi usłyszałam tylko jej ciężkie westchnięcie.
______
*obaa-chan-> babcia
**Schiro-chan-> białasek
***Oppon/shippon-> ogon
****Akage-no-> rudy