niedziela, 13 lipca 2014

Randka z Hidanem.-"Niby rozdział 83", a tak naprawdę coś pomiędzy 38, a 39. Totalny offtop.

"Nie ma mnie. Nie dla pisania. Straszne. Przez moją głowę przelatuje mnóstwo obrazów, mnóstwo myśli. W moje zeszyty powkładane są karteczki z urywkami opowieści, lecz nic z tym nie robię. Podobno "Naruto" ma się niedługo zakończyć. Cieszę się. Na pewno nie długo, lecz pociągnę wtedy akcje tak jak pragnę. Bez ograniczenia. W każdym razie mam taka nadzieję. A teraz? Teraz mogę wam dać "zapychacza".
Jeśli pragniecie takich-napiszcie. Z tematem najlepiej :3. Pomysł związany z główna historią lub kompletnie oderwany, ot. Jeśli znajdę czas to wyskrobię."<-taki miałam wstęp gdy to pisałam. Teraz... teraz jestem po maturze, mam wakacje, i stresuje sie studiami. Taaaak! XD
____
- Księżniczko?- zaczął Hidan w pewnym momencie, a ja oderwałam wzrok od książki. Czytałam, a on mnie obserwował. Nie wiem jaką przyjemność mu to sprawiało, ale potrafiliśmy tak długo. Potem albo on odwracał moją uwagę, albo ja twierdziłam, że wystarczy.
-Hmm?-Przyjrzałam mu się uśmiechając delikatnie. Gdy tak jak teraz czułam, że jest blisko nie miałam ani poczucia winy ani innych pragnień. Było mi dobrze. Po prostu. Czułam się bezpiecznie i pewnie.
-Umówisz się ze mną?-Zamrugałam zdziwiona. Nawet bez poważnego tonu i miny wiedziałam, że nie żartuje, jego wzrok wyrażał szczere pytanie, nie było w nim błysku żartu.
-To znaczy? Przecież non stop ze sobą przebywamy...-Odparłam niepewnie, choć coś niepokojącego świtało mi w głowie.
-Chodzi mi o prawdziwą randkę, maleńka.-wyjaśnił, a moje obawy się potwierdziły.-Zabiorę cię gdzieś. Spędzimy miło czas, jak taka normalna para.
-M-możemy.-Czułam jak serce mi mocno bije. Randka? Randka? Taka prawdziwa, oficjalna? Kiedy ja się boję. Uśmiechnął się i ucałował mnie w czoło.
-To czekaj na zaproszenie.-Zszedł do moich ust na co zareagowałam z aprobatą. Książkę wsunęłam pod poduszkę.

Dwa dni później na łóżku znalazłam sukienkę i karteczkę. Jęknęłam cicho patrząc na ubranie. Wieczorowo. Cholera jasna, dlaczego? Mimo to przed wyznaczoną godziną przejrzałam się w lustrze. Nie wyzywająco... chyba ładnie. Chyba, no właśnie. Teraz zostało mi czekać na ocenę. Przygładziłam materiał sukienki i usiadłam na łóżku wyłamując sobie palce. Denerwowałam się. To był dorosły mężczyzna, ja byłam dzieckiem. On był nieśmiertelny, podejrzewałam, że o wiele starszy, doświadczony. Rozglądałam się po pokoju jakbym go nie znała. Czułam się jak przed testem. Bez notatek, bez książki, bez niczego. Nowy materiał, zero wiedzy, pomocy i pisz. Usłyszałam pukanie i otworzyłam drzwi w wręcz rekordowym tempie.
-Proszę, dla ciebie, księżniczko.-Podał mi czerwoną różę, a ja się zarumieniłam.
-Dz-dziękuję.-Odwróciłam się, szybko napełniłam wąski wazon wodą i ją tam włożyłam. Moja reakcja nie była spowodowana tylko prezentem.
-Ślicznie wyglądasz.-Przytulił mnie od tyłu i ucałował w szyję. Zakręciło mi się w głowie, lecz skinęłam nią oznajmiając, że przyjęłam do siebie tą wiadomość.
-Ty także... bardzo wytwornie.-wyjąkałam. To był drugi powód. Hidan w garniturze sprawił, że moje serce najpierw się zatrzymało, a potem zaczęło pędzić jakby chciało wygrać jakiś maraton.
-Chodźmy, już czas.-Przeniósł nas na zewnątrz, kawałek od organizacji. Dzięki jego podejściu szybko się rozluźniłam. W każdym razie do momentu wejścia do wioski. Wiedziałam co mnie czeka. Miejsce to wyglądało zupełnie inaczej niż za dnia. W części niezamieszkałej wszystko było tak ładnie oświetlone. Byłam naprawdę ciekawa dokąd zmierzamy, lecz skoro nie chciał mi powiedzieć wcześniej uznałam, że nie warto pytać. Za chwilkę miałam się dowiedzieć. Rozglądałam się szukając wzrokiem miejsca, do którego pasowałyby nasze stroje. Mimo tego, gdy otworzył przede mną drzwi nie wiedziałam co robić. To miejsce było zbyt wytworne jak na osobę w moim wieku. Widząc moją niepewność wziął mnie za rękę i lekko ścisnął moją dłoń, dodając otuchy. Doszliśmy do wyznaczonego stolika, odsunął mi krzesło i podał menu, w którym było mnóstwo obco brzmiących nazw. Po chwili podszedł do nas kelner. Choć siwowłosy odpowiedział na pytanie o zamówienie bez problemu ja spytałam o to co mężczyzna poleca. Oboje mi pomogli i choć zawstydzona, odczułam ulgę.
- Podaj dłoń. -odezwał się mój partner po chwili, a ja niepewnie ułożyłam swoją w jego na stoliku. Pogładził ją.-Nie ma o co się denerwować, maleńka.
-W-wiem.-wyjąkałam zarumieniona. Wiedziałam, lecz to nic nie zmieniało. Po krótkiej chwili dostaliśmy posiłek i po "Smacznego" zajęliśmy się właśnie nim. Rzeczywiście mi smakowało. Szczególnie, że udało mi się znaleźć jakieś w miarę nieskomplikowane danie. Skończyłam druga i po powiedzeniu "dziękuję" dyskretnie się rozejrzałam. Zza drzwi dobiegała muzyka. Mężczyzna wstał i stanął przede mną.
-Jesteś ciekawa?-Podał mi dłoń. Skinęłam głową i przyjęłam ją wstając. W sali obok tańczono. Spojrzałam na jego znaczący uśmiech przestraszona. Litości.
-J-ja n-nie umiem...
-Spokojnie, nie puszczę cię, księżniczko.-Jak powiedział, tak zrobił. Na szczęście taniec był wolny i nadepnęłam go tylko parę razy za każdym razem przepraszając. Przez moje niedoświadczenie i niezdarność było mi tak strasznie głupio. Mimo to on wyglądał na całkiem zadowolonego. Jak czyjeś zawstydzenie może tak bawić? Chwilami miałam ochotę zapaść się pod ziemię, moja twarz płonęła. Propozycję zejścia z parkietu przyjęłam ze szczerym entuzjazmem i ulgą, co go widocznie rozbawiło, a moje policzki znów nabrały kolorów.
-N-nie śmiej się ze mnie.-wyjąkałam patrząc na inne pary. Za dłoń, którą non stop trzymał, przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Nie śmieję, jesteś słodka, księżniczko.-Wtuliłam się w jego ramie, a moich ust wydobyło się niewyraźne "Mmm, nie prawda." Nie kłócił się, wróciliśmy do sali jadalnej, na stoliku był już deser. Mimo tego, że był przepyszny odetchnęłam, gdy wychodziliśmy. Jashinista, jak prawdziwy dżentelmen, pomógł mi z płaszczem i rozłożył parasol. Padał deszcz.
-Wracamy?-spytałam, a ten zaprzeczył.-Więc gdzie idziemy?
-Zobaczysz.-westchnęłam cicho stwierdzając, że okres niewiedzy nie potrwa długo, więc mogę poczekać.-Podobało ci się?-Przerwał milczenie po chwili. Przyjrzałam się jego twarzy. Tym razem to on wyglądał na zakłopotanego. Ten widok wprowadził do mojego wnętrza ciepło, którego nie można było nazwać tylko rozczuleniem.
-Owszem, dziękuję.-Ucałowałam go w policzek.-Bardzo.-Dodałam ciszej, a ten pochwycił moją twarz i zajął się ustami. Mimo przyjemności szybko przerwałam.-L-ludzie...-Zaśmiał się.
-A niech patrzą.-Mimo to już tego nie robił. Zaprowadził mnie do małej kawalerki. Moje zdziwione spojrzenie zbył frazesem o tym, bym się rozgościła. Mimo tego, że przed chwilą zjedliśmy zrobił mi czekoladę i włączył film. Komedia romantyczna była idealna po stresie związanym z restauracją. Owszem, było to przyjemne, lecz presja niewygłupienia się była czymś od czego z ulgą odetchnęłam. Szybko opróżniłam kubek i się w niego wtuliłam. Gdy film się skończył ziewnęłam i przetarłam oczy.
-Zmęczona?-Skinęłam głową, a ten wziął mnie na ręce i przeniósł do łóżka.
-Muszę się umyć.-mruknęłam i się podniosłam. Spać w sukience, nieumyta? Musiałabym być naprawdę wykończona.
-Twoje rzeczy.-Wskazał na szafkę, gdzie leżała koszulka nocna, ręcznik i parę kosmetyków.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się biorąc to. Naprawdę się przygotował. To było takie miłe.
-Nie ma za co, księżniczko.-Ucałował mnie w czoło i wskazał łazienkę, którą okupowałam te paręnaście minut. Uwielbiałam gorącą wodę. Po mnie wszedł on, a ja ułożyłam się pod kołdrą. Czekałam o wiele krócej, bo, jak mi się wydawało, już parę minut później usiadł przy łóżku i cmoknął mnie w nos. Choć słyszałam jak wchodzi dopiero wtedy otworzyłam oczy.
-Witaj.-szepnęłam. Był w samych bokserkach. Wyciągnęłam dłoń i przeczesałam mu wilgotne włosy. Wziął ją i ucałował. Moje spojrzenie złagodniało. Przy nim naprawdę czułam się jak księżniczka. Nie tylko mnie tak nazywał, ale też traktował. Naprawdę... naprawdę mogłabym z nim być. Kochać i być szczęśliwa. Całe życie. Podniosłam się i wsunęłam mu na kolana. Od razu wstał i usiadł na łóżku obejmując mnie w pasie. Musnęłam delikatnie jego usta. Oddał pocałunek czule. To co w nim było przeszywało moje serce i sprawiało, że w brzuchu czułam dziwny ucisk. Mimo początkowej łagodności pocałunki szybko przybrały bardziej stanowczy i zachłanny charakter. W pewnej chwili ciągle mnie obejmując ułożył na poduszkach. Oboje oddychaliśmy szybciej niż normalnie. Musnęłam dłonią jego policzek, a ten gwałtownie wpił mi się w usta. Wplotłam palce w jego włosy przytrzymując jego twarz przy swojej. Uścisk palców rozluźniłam dopiero po dłuższej chwili. Korzystając z okazji zszedł ustami i językiem do mojej szyi co zyskało głosową aprobatę. Zachęcony schodził niżej zsuwając mi ramiączka koszulki i ją obniżając. Moje palce zacisnęły się na jego ramionach. Podniósł się i błyskawicznie zdjął ze mnie ubranie. Zarumieniłam się mocno krzyżując dłonie na ramionach i zasłaniając biust, a ten złożył pocałunek na tatuażu, który mi podarował, szyi i skończył na wargach. Przymknęłam oczy zadowolona, a ten wziął moje dłonie w swoje i ułożył je przy głowie. Spryciarz, mogłam się domyślić, że coś knuje. Zacisnęłam palce, gdy się ode mnie oderwał i znów zajął moją szyją. To nie było nic gwałtownego, był delikatny i ostrożny za co byłam wdzięczna. Mimo to, gdy zaczął schodzić za nisko wydałam z siebie odgłos sprzeciwu. Podniósł się i dotknął mojego policzka. Jego oczy błyszczały tak dziwną fascynacją. Z jednej strony chciałam ją widzieć, z drugiej strony się jej bałam. Pogładził moją skórę, wzięłam jego dłoń przesuwając ją do ust. Złożyłam na niej pocałunek. Ucałował moje czoło.
-Nie bój się, nie skrzywdzę cię, moja księżniczko.-szepnął.
-Wiem.-odpowiedziałam patrząc mu w oczy. Byłam pewna, że świadomie nie skrzywdziłby mnie nigdy.-Ale...
-Zaczekam.-Przerwał mi stanowczo, lecz łagodnie. Chwilę później wpił się mocno w moje usta. Zamknęłam oczy obejmując jego twarz dłońmi i przytrzymując go przy sobie.To co przekazywał wraz z pocałunkami sprawiało, że moje wnętrze drżało. Powstrzymywane pragnienie, uczucie. Za dużo, za dużo jak na moje małe ciało. Po chwili przerwałam próbując uspokoić oddech. W moim umyśle panował chaos. Przewróciłam go na plecy i oparłam dłonie po obu stronach jego głowy. Dotknął mojej twarzy, a w moich oczach z niewiadomego powodu pojawiły się łzy. Przerasta. Poczułam się przytłoczona tym wszystkim co we mnie było i nie miało ujścia. Usiadłam, a moje serce się zatrzymało, gdy wyczułam "coś" twardego". Spuściłam głowę czując, że robię się czerwona, usiadłam wyżej i dopiero po chwili podniosłam wzrok. On nie odrywał swego ode mnie uważnie obserwując. Mimo to i jego skóra nabrała koloru. Zamknęłam oczy i powoli odetchnęłam. Gdy je otworzyłam pochyliłam się muskając delikatnie jego usta, gdy chciał zmienić ton pocałunku odsuwałam się. Rozumiał ostrzeżenie. Gładził moją szyję, lecz czułam, że pragnie więcej. Wzięłam jego dłoń i przyłożyłam sobie pomiędzy obojczyki przyzwalając na to, by sam zdecydował gdzie chce z nią powędrować. Nie zawiodłam się i po chwili zacisnęłam palce na poduszkach, jęknęłam mu w usta. Zjechał dłonią po moim boku do bioder. Zastygłam na chwilę niepewnie, a gdy dotknął dolnej części mojej bielizny skuliłam się oznajmiając dźwiękiem, że czuję. Miałam nadzieję, że pamięta, że nie posunie się za daleko. Miał sprawne palce i albo to ja byłam zbyt wrażliwa, albo on wiedział jak i gdzie dotykać. Moje dłonie drżały, szybko to on znalazł się na górze. Przeszedł z pocałunkami od moich ust do podbrzusza. Próbując nie zaciskać za mocno dłoni przeczesywałam mu włosy.
-N-nie!-zaprotestowałam, gdy chwycił za brzeg bielizny.
-Nie zrobię tego, chce ci sprawić przyje...
-W-wiem! Nie.-Odwróciłam wzrok.
-Do niczego cię nie zobowiązuje, maleńka.
-Wiem.-Powtórzyłam łagodnie przesuwając dłoń z jego włosów na twarz.-Wiem, ale nie chce tylko brać.-Zamknęłam oczy.-Chce czuć z tobą... Poczuć.-Choć moje powieki były przymknięte moment później poczułam gorący oddech, a potem jego usta na swoich. I we mnie było pragnienie. Lecz ono miało być na razie niespełnione. Pieszczoty stały się spokojniejsze i po chwili zamiast nad sobą miałam go z boku, przytulał mnie, a ja ustami muskałam jego ramię i tors. Rozmawialiśmy cicho, po chwili zasnęłam.
~~
Gładziłem jej włosy i plecy czekając, aż uśnie. Jej skóra była delikatna i wrażliwa  Gdy jej oddech uspokoił się i wyrównał poluźniłem uścisk przyglądając się jej twarzy i ciału. Wiedziałem, że wcześniej, by ją to za bardzo zawstydziło. Jej buzia w czasie snu była spokojna i niewinna. Pierwsze co mi się nasuwało, gdy na nią patrzyłem to "księżniczka", "mała królewna". W mojej piersi kotłowało się zbyt wiele uczuć, nie chciałem jej wystraszyć i zrzucać na raz wszystkich, lecz i tak chwilami się lękała. Ja się nie bałem. Ja się dziwiłem. Na mej drodze stało wiele młodych jak i starszych kobiet, lecz większość była tylko ładnymi opakowaniami, niektóre lubiłem, rzadko obdarzałem większym sentymentem. Nie było tak, że nigdy nie kochałem, nie próbowałem, lecz po takim czasie nie sądziłem, że dalej jestem do tego zdolny i co ważniejsze, że ktoś jest zdolny dać mi takie coś. Wydawało mi się, że czuć tak silnie nie jest mi przeznaczone, że to niemożliwe. Nawet w moich wspomnieniach nie przypominałem sobie takiego nasilenia. Wszyscy wokół się starzeli, większość mnie bała. "Ona też dorośnie. Ją też stracę." Gdy o tym pomyślałem poczułem niewyobrażalny ból. Nie chciałem jej tracić, nie chciałem patrzeć jak umiera. Na Jashina, błagam. Błagam, niech zgodzi się na życie wieczne lub niech i ja umrę. W szok wprowadziły mnie krople, które spadły na jej twarz. Powoli otworzyła oczy, które rozszerzyły się, gdy zatrzymała wzrok na mnie. Usiadła i otarła mi skórę.
-C-co się stało?-Spytała niepewnie, z lękiem. Przestraszyłem ją i to nie z pomocą żądzy krwi. Mocno ją w siebie wtuliłem. Ból w piersi nie ustawał, stał się nawet większy. Czułem jak ciecz spływa mi po twarzy. To jest rozpacz. To jest bezsilność...
-Nie zostawiaj mnie.-Ułożyła dłonie na moich plecach przytulając. Zrozpaczone błaganie było jedynym do czego byłem zdolny, choć ona nic nie mogła poradzić. Czas był nieubłagany, biologia także.
-Nie zostawię.-szepnęła co zabrzmiało jak obietnica. Kłamała. Nie chciała, lecz kłamała. Nie zacznie zabijać dla mnie. Nie jest mordercą. Podniosłem jej twarz przelewając ból w pocałunku, pragnienie jej. Odpowiedziała ciepło, z czułością. Choć ból został uspokoiłem się. Wszystko było dobrze. Wszystko jest dobrze póki moje maleństwo tu jest. Moja księżniczka była bezpieczna, była przy mnie i na razie powinna była dorosnąć. Martwić zacznę się za parę lat. Będę ją namawiać na wiarę, przekonam lub umrę.
-Ai-hime, wiesz co?-Zacząłem, gdy ta zabawna myśl przemknęła mi przez głowę.
-Słucham.-szepnęła przeczesując mi włosy.
-Chętnie założyłbym z tobą rodzinę.-Zaśmiała się cicho. W gruncie rzeczy porzucenie wiary i zestarzenie się tuż przy niej było drugim rozwiązaniem. Coś nierealistycznego wydało mi się teraz całkiem możliwe. Chciałem spędzić z nią wieczność, lecz jeśli było to niemożliwe nie chciałem żyć bez niej.
-Zobaczymy.-Ucałowała mnie we włosy, a potem w nos.
-Wyjdź za mnie, księżniczko.-Poprosiłem i zaraz spojrzałem na nią z powagą. Pierścionka nie posiadałem, uklęknąć teraz też nie miałem jak, lecz byłem poważny.
-Jeśli nie zmienisz zdania wyjdę.-szepnęła, a ja zapragnąłem wziąć ją na ręce i zacząć z radości kręcić po całym pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Cały mój świat był w moich ramionach, cały jego sens. Zacząłem obcałowywać jej twarz, śmiała się cicho. Wziąłem jej dłonie i zrobiłem to samo. Patrzyła na to jak głupieje z czułością. Ufała mi.
___
"Boshe, jak słodko <3.
Boshe, jakie poczucie winy.
Boshe, cemu on umarł Q_Q'. Ja miałam plany(o których sobie teraz przypomniała) jakby go nie zedeio tensowali! Wróciłabym! (Serio-kto mi wierzy? :D) Bo jak to zrobili to wiadomo, że Hidziu deadnięty q.q'."
A taka refleksja po czasie:
Rzygam tęczą!
XD

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 82 "Demon"


Informacja od autorki drogą wstępu: Wasza droga "pisarka-od-siedmiu-boleści" wyjeżdża, więc mimo wakacji rozdziału specjalnie nie będzie(a może jak wrócę Kishimoto wreszcie ruszy z tą wojną i skończy tego cholernego tasiemca?! >D)
___
Uśmiechnąłem się lekko patrząc na tą małą istotę. Przypominała mi małego, zwykłego, lecz i egzotycznego ptaka. Nie zgubię cię nawet w tłumie wróbli, barwnych papug i pawi, koliberku... Rudawy czyżyku.
-Yayayay, ta dziewczyna okropnie podoba się Uchihom.-Wtrącił swoje klon Hashiramy.
-Bądź cicho i mnie nie wkurzaj.-Odpowiedziałem i poczułem na sobie jego uważne spojrzenie. Zamilkł. Za chwilę i tak zaczniemy walczyć. Obito się pojawi, a ja... Ja za niedługo ożyję. I zmiotę wszystkich. Skończy się zabawa w dobry świat shinobi. Skończy się wszystko... Spojrzałem na dziewczynę. Upadną nawet te ptaki, którym do tej pory zawsze udawało się uciec. Spojrzałem na resztę. Każdy karaluch co do jednego zginie. Każda pchła, owad czy większy osobnik...
~~
Wzrok skierowałem tam gdzie mój stary przyjaciel. Kobieta, która go zainteresowała. Łał. Postanowiłem śledzić poczynania tego maleństwa. 
-Zwinna, nie?- Zagaiłem po chwili, lecz odpowiedziała mi tylko złowroga cisza. Beznadzieja.
~~
Juubi. Niszcząca siła. Niszcząca siła, którą przywołał Madara. Siła, która puszczona wolno zniszczy świat. Z jednej strony on jest takim samym demonem jak Kurama. Czy gdyby okazać mu zrozumienie dałby się ułagodzić? Spojrzałam na walczących. Nic na siłę. Musiałby dać nam szansę. W tej sytuacji pozostaje nam jednak tylko walka. Wbiegłam przez jedno z wejść i szybko dotarłam do mini-demonów. Oni walczyli w  grupkach. ja sama. Kątem oka wyłapałam tylko zdziwione spojrzenia.
-Ja też jestem członkiem drużyny 7!-Usłyszałam głos, który coś mi mówił. Spojrzałam w górę i powróciły do mnie wspomnienia związane z "rodzinką".
-Sai!- Wyrwał mi się radosny krzyk. Odwrócił głowę i po chwili spadł ranny. Potrafi ochronić się i przed atakiem z góry. Zagryzłam usta. Ciekawe czy Sai i reszta mnie jeszcze pamiętają. Walka nie pozwoliła mi na długie rozmyślania. Jęknęłam cicho chroniąc się przed fizycznym atakiem mini-demona dłońmi. Było ich coraz więcej i z każdą chwilą rosły. Nijak mi się to nie podobało. Silna fizycznie czy wytrzymała nigdy specjalnie nie byłam, więc atak sprawił, iż przesunęłam się kawałek do tyłu.
-Tsūga!-Usłyszałam, a mojego agresora sprzątnęło coś na wzór wielkiej śruby od wiertarki. Ktoś mnie ochronił? Trudno było mi w to uwierzyć.-Uważaj na siebie!-Doszło do mnie nim to mini-tornado przesunęło się dalej. Skinęłam głową i przyjęłam odpowiednią postawę. Wokół moich dłoni zgromadziła się czerwona chakra, która tylko czekała, by zmienić się w śmiercionośny ogień... Bo wątpię, by same palące opary coś zdziałały. Do tego mogłyby kogoś trafić lub wzbudzić podejrzenia. Trzeba być ostrożnym. Uśmiechnęłam się lekko. Chwila odpoczynku, którą dał mi wybawca wystarczyła. Poczułam się lepiej, a demony już się tłoczyły. Wyskoczyłam w górę wyrzucając nad siebie jeden ze znalezionych zwojów.
-Sōgu, tensasai!-Broń opadła i wbiła się w ziemię. Ich skóra była zbyt twarda, by te ostrza były w stanie ją zranić, lecz na co większe mogłam skoczyć. Biegajac po ziemi czułam się zbyt osaczona. Skoczyłam na jednego z demonów i uderzyłam jego kolegę w bok. Po zetknięciu z mą dłonią został z niego tylko popiół. Nim mój przystanek zdążył zaatakował chakra z moich nóg zaczęła go wypalać. Proces dobiegł końca, gdy przeskoczyłam na jedną z kling i dmuchając w złożone dłonie roztoczyłam wokół siebie długi płomień ognia. W duchu podziękowałam Peinowi za dobranie mi nauczyciela. Nim stworzenia się przedostały dobrałam się do jednej z wielu katan i przeskoczyłam przez płomienie. Ostrze wzmocnione moją energią było w stanie powalić te gruboskórne bestie. Przecięłam jedną po czym odbijając się od połowy jego ciała skoczyłam i odbijając ich pociski wbiłam ostrze w sam szczyt cielska kolejnego. Szybko wyrwałam ostrze i ruszyłam dalej. Ta walka była nieskończona. Przeciwników nie malało. Wręcz przeciwnie. Gdybym biegała po ziemi, któryś z nim mógłby mnie zgnieść. Z drugiej strony ile można skakać? Choć w gruncie rzeczy szybkość mnie ratowała. Demony, choć fizycznie silniejsze były wolniejsze. To dawało mi dużą przewagę. Przewagę do chwili, gdy opadnę z sił, a mój refleks się zwolni. Skoczyłam na najwyższego z grupy i wbijając ostrze rozejrzałam się dookoła. Inni też mieli problemy. Zagryzłam usta. Czy przegrywaliśmy? Ucięłam łeb podłużnemu demonowi o wąskiej szyi. Nie, póki walczymy nie. Poddanie się jest przegraną. Walka ciągle trwa.
-Shire.*-Szepnęłam cicho patrząc na otaczające mnie demony wyższa o wysokość wbitej w ziemię katany. Ta, którą trzymałam w dłoni zabłysła czerwienią po czym zapłonęła. Zamachnęłam się skacząc w górę, a w stronę mych przeciwników poszybował ogień na wietrznych ostrzach. Moja prawdziwa energia. Połączona z żywiołem wiatru szybko spopielała te kreatury. Gdy wylądowałam na ziemi ignorując opadające na me ciało i włosy popioły pobiegłam przed siebie tnąc prawie, że na oślep. Co jakiś czas odskakiwałam, przeskakiwałam... I cięłam. Z boku, od góry, od frontu... A ich nie malało. To nie miało końca. "Pośpieszcie się." Pomyślałam oddychając szybciej. Czułam jak pieką mnie policzki. Od ognia, przez zmęczenie czy coś innego? Nie wiedziałam i wolałam się na tym nie koncentrować. Strasznie chciało mi się pić.
-Akamaru!-Usłyszałam krzyk i skowyt blisko siebie. Rezygnując z prostego biegu przeskoczyłam w bok i cięłam jednego z potworów. Moim oczom ukazał się ranny pies i chłopak, który biegł w jego kierunku. Te kreatury musiały ich rozdzielić. Podbiegłam bliżej.
-Jeśli będziesz nas przez chwilę ochraniał uleczę go!-Krzyknęłam już z daleka. Zatrzymał się i zauważając mnie skinął głową.
-Gatsūga!-Wrzasnął i zmienił się w wir, a ja poznałam swojego wybawiciela. Nie koncentrując się na podziękowaniach opadłam koło psa. Miał okropną ranę na boku. Bez chwili zastanowienia przyłożyłam do niej dłonie, a w moich oczach odbiła się zielona poświata. Zamknęłam oczy koncentrując się. Nie chciałam, by to za długo trwało. Po chwili po ranach zwierzęcia nie było śladu. Wstałam zadowolona z siebie, a koło nas pojawił się ten chłopak. Szybko podziękował po czym razem z psem powalili demona, który w nas celował. Skinęłam tylko głową i ruszyłam dalej. Krzyknęłam zaskoczona, gdy niedaleko mnie z nicości wyrosły trzy potwory: żaba, wąż i ślimak.
-K-kuchiy-yose no jutsu.-Wyszeptałam cicho. Pamiętałam tą technikę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam strasznie się zdziwiłam. Potem się jej uczyłam. Zawsze miałam trudności z ugryzieniem się, więc po prostu na szybko cięłam dłoń. Tak bardzo nienawidziłam węży. Zagryzłam usta. Manda. Jak Orochimaru. Więc to na pewno pupil Sasuke. Uśmiechnęłam się lekko. Radzi sobie. I to jak widać nawet lepiej ode mnie. Coś się dzieje. Po chwili gad ruszył do przodu, żaba skoczyła, a ślimak rozpadł się na wiele innych. Oślizgłe. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jednego z nich przy swojej nodze.
-Spokojnie. Uleczę się.-Odezwało się stworzonko, a ja skinęłam głową. To pojawienie się odepchnęło potwory, wiec mogłam sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Poczułam jak powracają mi siły, a rany się zasklepiają.-Nie powinno cie tu być.-Odezwało się nagle stworzonko.-Twój stan...
-Czy coś mu się stało?-Zaniepokoiłam się. Próbowałam go chronić i nie przypominałam sobie, bym jakoś specjalnie dostał, lecz może... O boże! Co ja wtedy zrobię?! Przecież nie mogło się nic poważnego stać! Naprawdę uważałam!
-Nie nic, ale może...-Opadłam na kolana i odetchnęłam z ulgą.
-Tak się przestraszyłam.
-Nierozsądnie było tu przychodzić.
-Musiałam. Naprawdę.-Spojrzałam na zwierzę szukając zrozumienia.
-Uważaj na siebie.-Powiedziało tylko stworzenie. Skinęłam głową. Wiedziałam, że musiałam. Podniosłam głowę i obserwowałam to co się działo. Przebili się przez ochronę Juubiego. Atakowali szturmem. Na raz, gwałtownie. Uchiha chronił się i walczył za pomocą Susaano. Blondyn używał wietrznej, wirującej techniki. Po chwili powietrze połączyło się z amaterasu i uderzyło w demona. *Tak!* Złożyłam dłonie ciesząc się z postępu. Demon płonął. Uśmiechałam się patrząc na Uchihę. Tak, pokonajcie go.* Złożyłam dłonie przy biuście. *Chcę zobaczyć waszą wygraną. Powodzenia.* Radość trwała niestety tylko chwilkę. Demon po chwili zrzucił z siebie płonącą część, a ze mnie zeszły emocje. *Bezsens.* Westchnęłam w duchu. *Lipa, dno!* Byłam zła. Nawet nie na los, lecz na demona. To była głupia, dziecinna złość o to, że walczy, że-patrząc na to z jego perspektywy-ratuje swoje istnienie. Ja też chciałam żyć! Byłam egoistką, lecz był to egoizm naturalny i zrozumiały. Pragnienie przetrwania, instynkt, który posiadają nawet najprostsze formy życia. Czy ta forma egoizmu była zła? Może, lecz nie sądzę. Była naturalna i zrozumiała. I byłam pewna, że każdy na tym polu także doświadcza tych uczuć i nikt, by ich nie potępił. Spojrzałam na Naruto i Sasuke. Światło i mrok. Uchiha nie daj się pochłonąć własnym ambicjom i żądaniom. Proszę. Tu liczą się wszyscy. Każdy tu ma rodzinę. Każdy czuje to samo. To wojna! Nie ma lepszych, gorszych! Każdy ma tyle samo do stracenia: Wszystko. A w uczuciach jesteśmy równi. *Uchiha, ogarnij się!* Krzyknęłam w myślach, bo wiedziałam, że mój głos, by do niego nie dotarł. W głowie usłyszałam śmiech Kyubiego.
"Robią co mogą, ale przekażę to Naruto." Poczułam jak moje policzki płoną.
*Ej, moje myśli to moja prywatność!*
"Jakbyś mogła to byś to wykrzyczała. Marna prywatność." Nie odpowiedziałam mu, lecz po paru sekundach zobaczyłam jak blondyn odwraca głowę w moją stronę i się szeroko uśmiecha. Już wiedział. Ciekawe czy mnie poznawał. W każdym razie za jego wzrokiem poszedł wzrok Uchihy. Spuściłam głowę.
~~
"Naruto, przekażesz coś Sasuke?" Odezwał się nagle Kurama.
*Co mam mu niby przekazać?*
"Żeby się ogarnął." Na chwile mnie zamurowało.
*Kurama, czy ty jesteś poważny, jesteśmy na polu walki, a ty sobie żarty stroisz?!* Zacząłem na niego najeżdżać. W odpowiedzi usłyszałem śmiech.
"To nie ja, a ta mała po waszej lewej. Spójrz w dół." Zrobiłem co mówił.
*Siostrzyczka Kasumi!* Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. *Przeżyła i walczy...*
"Aiko jest w ciąży, nie powinno jej tu być." Jedyne na co potrafiłem się zdobyć to powolne zamruganie oczyma. Przyjrzałem jej się dokładniej.
*W ciąży... Skąd ona zna Sasuke?!* Spojrzałem podejrzliwie na przyjaciela. *Jeśli tknął Kasu...*
"Aiko." Wpadł mi w myśl lis. "Ona ma na imię Aiko."
*Okłamała nas?!*
"Tak." Spojrzałem na nią i na ciemnowłosego.
*Nie, to niemożliwe. Prawda, Kurama?!* Nie odpowiedział.
-Co się tak na nią gapisz?- Odezwał się ciemnooki.
-Skąd znasz siostrzyczkę?- Zapytałem spokojnie.
-Skąd ty ją znasz?
-Zapytałem pierwszy!- Wrzasnąłem na niego. Jak zwykle! Odpowiem i nic nie dostanę w zamian!
-Walcz.- Uciął, a ja naburmuszony spojrzałem na demona. Głupi Uchiha! 
~~
Skąd on zna Aiko? Czemu się tak na nią gapił i durnowato uśmiechał? Co ich ze sobą łączy? Czemu nazywa ja "siostrzyczką"? Przecież ona była w Akatsuki. Gdyby walczyli nie cieszyłby się w tak głupi sposób. Próbowałem odgonić od siebie irytujące myśli. Miałem cel i walkę na której musiałem się skoncentrować.
~~
Patrzyłam na chłopców zdziwiona. Ich wymiana zdań wyglądała jak stare kłótnie w drużynie, lecz tym razem nie mówili tak głośno jak poprzednio. Jedyne co udało mi się usłyszeć to "Pytałem pierwszy!". O co Uzumaki pytał? Spojrzałam tam gdzie oni. *Kasumi-san! Co ty tutaj robisz?* Przeszło mi przez głowę, lecz lustrując jej sylwetkę zdałam sobie sprawę z tego, że najchętniej chwyciłabym ją za kołnierz i kopiąc w tyłek wywaliła z pola walki. Co ona sobie myśli?!
~~
Mój wzrok powędrował tam gdzie reszty. Kasumi-chan. Ona mnie wtedy zawołała. Cieszyłem się, ze tu jest mimo, że był to z jej strony bardzo nierozsądny ruch. Wściekłość jaka przez chwilę biła od Sakury mnie w tym utwierdziła. Chociaż na chwilę oderwała myśli od reszty dawnej drużyny. Brawo, Kasumi-chan, jak zwykle oderwałaś ją od głównego toku myśli.
~~
Świetnie. Czuję na sobie zabójcze spojrzenie. Kolejna osoba, której weszłam w drogę. Rozejrzałam się dookoła. Sakura. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną czy spokojną. To nawet nie była taka wściekłość jak w przypadku Naruto. Odruchowo się cofnęłam. Sai, nie będziesz się gniewał jeśli od razu po bitwie dopadnę cię i wypożyczę jakiegoś rysunkowego ptaka, który zaniesie mnie daleko, daleko stąd?!
Moją uwagę odwrócił krzyk dochodzący z okolicy miejsca,z  którego przybyłam. Odwróciłam głowę. Poznawałam ten głos. Madara. Krzyczał. Madara-Tobi. Cierpiał. Zagryzłam usta. Co się tam dzieje? Nie czekając na nic zdjęłam z siebie delikatnie leczącego ślimaka.
-Weź mnie na ramię!-Zaprotestowało od razu stworzenie. Nie chciałam się kłócić, więc w pół ruchu zmieniłam kierunek dłoni z "do ziemi" do "do ramienia".
-Wygodnie?- Spytałam, a gdy ta potwierdziła pobiegłam. Krzyk po chwili rozniósł się jeszcze wyraźniej. "Nie idź tu!" Krzyknął na mnie lis co zignorowałam. Ten krzyk. W moich oczach zgromadziła się wilgoć. Ból. Tyle bólu. Prawie, że go czułam. Z mojego umysłu zniknął Madara- oszust, zabójca. Był tam Tobi. Słodki Tobi, który przynosił mi lizaki. Osoba, której nie dałabym tak skrzywdzić, której cierpienia nie chciałam. MÓJ TOBI! "Aiko, to wróg!" *Zamknij się! Zabić, a znęcać się to dwie różne rzeczy!* Wrzasnęłam w myślach czując jakbym zaraz miała się rozpłakać. Wskoczyłam na skały i zamarłam zakrywając usta, gdy ujrzałam jak główny manipulator wygląda.Jego ciało było potwornie zniszczone, jego twarz... Była go połowa.
-T-Tobi...-Głos mi się załamał, a w mojej głowie pojawił obraz chłopaka w dyniowej masce, który wyciągał do mnie dłoń z lizakiem. "To dla Aiko-chan!" mówił wesoło po czym wyciągał mnie na dwór. *Dlaczego?* otarłam oczy. *Dlaczego to wszystko się tak kończy? Dlaczego to się tak toczy? TOBI! Jak mogłeś być taki skrywając w sobie tyle zła? Takie intencje...* W mojej głowie znów słyszałam jego krzyki "AAA…!! TOBI BYĆ GOOD BOY! Aiko-senpai nie topić Tobiego! TOBI BYĆ GOOD BOY! AAA…POWÓDŹ!!**" Darł się, gdy parę kropelek z mojej wodnej zemsty na Sasorim na niego spadło. Moje ciało zadrżało. Zachichotałam prawie płacząc. Chłopczyk, który wsadzał mi dłonie do miski, gdy zachciało mi się przygotować coś słodkiego w kuchni***. Mężczyzna, który... Kiedy zdawał się chcieć mnie skrzywdzić, gdy dzielił się słodyczami, gonił mnie między drzewami, trzymał przy sobie po tym jak chciano mnie otruć, kazał mnie pilnować Zetsu, zamykał w odosobnieniu****... Mimo wszystko nigdy mnie nie skrzywdził.
-Panienko.- Odezwał się ślimak na moim ramieniu. Otarłam oczy. Nogi ugięły się pode mną chwilę temu. Siedziałam na skale jak dziecko niezdolne do walki. Nie przyszłam tu opłakiwać jeszcze żywego człowieka. To nie czas na rozpamiętywanie przeszłości. To nie jest Tobi! To Madara! To nie Tobi! To nie jest roześmiany i niegroźny chłopczyk! Muszę ich od siebie oddzielić. Nie mogę na niego patrzeć i widzieć pomarańczową maskę. To była tylko maska. Tylko oszustwo. Podniosłam głowę. Przez czas mojego rozklejenia czwarty Hokage i Sasuke zdążyli dotrzeć do... zdrajcy. Byłam tak blisko, a byłam tak strasznie nieprzydatna. Widziałam leżącego twarzą do ziemi mężczyznę. Nie żyje... Narzędzie zbrodni w dłoni Minato ociekało krwią.
-Panienko.-Odezwało się znów zwierze na moim ramieniu. Pokręciłam głową nie odrywając przez chwile dłoni od ust.
-To nic... T-to nap-pr-rawd-dę nic. N-nic.- Uspokajałam ją, choć łzy doleciały już do mojej dłoni. Tobi. Ktoś kogo traktowałam jak młodszego brata. Zniknął wraz z tym zbrodniarzem. Moje ramiona zadrżały. *Boże...*
__
*Shire-Giń
** wspomnienie pochodzi z Rozdziału 8 pt. "Zemsta być słodka *v*!"
*** np. sen w rozdziale 77 "Szaraczek"
**** Rozdziały tak 53-60. Około i między innymi.
Kurczę, pisząc o Obito byłam bliska płaczu Q___Q" Od razu po mandze...

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 81 "Zombie"

"Co oni w niej widzą?!" Kotłowało mi się w głowie. "Dlaczego im tak na niej zależy?!" nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie lubiłam tej dziewczyny. Wszyscy otaczali ją opieką, a ja?! Mnie zostawili! Sasuke zostawił mnie na pastwę losu! Jej nie porzuciłby i nie oddał w ręce Konohy! Byłam tego pewna... i między innymi przez to moja niechęć do tej blondyny wzrastała. Dobrze wiedziałam, że Suigetsu mnie nie lubi, Yuugo znosi, bo taka jest wola Uchihy, a on... a dla niego liczą się tylko moje umiejętności. Gdyby nie to byłabym śmieciem. Choć pewnie i tak jestem. A on nie widzi... on nie widzi tego, że go kocham! KOCHAM! I oddałabym za niego życie, wszystko. Tak jak on byłam uczniem Orochimaru. Nie tak cennym jak on, eksperymentem, lecz... lecz jednak coś nas łączyło, a ona?! Co ona miała z nim wspólnego?! Czemu on tak się zachowywał, gdy o nią chodziło?! A ona go tak traktowała. Jak śmiała?! Mniejsza, że mnie zbyła, lecz... Czemu on jej bronił?! "Karin, spokój." Byłam tylko narzędziem. W czym ona była lepsza ode mnie? Była ładniejsza?! Nie prawda! Nie moja wina, że mam wadę wzroku, ja... Ja mam bardzo dobrą figurę! Idealną! A ona?! Ona... Ona jest całkowicie inna. Głupia blondynka. Głupia, mała, szydząca blondynka. Nie byłam pieskiem. Ja... ja chciałam iść z Sasuke. Ja byłam wierna Orochimaru. A ona? Ona nie miała miejsca, ona nie była do nikogo przywiązana. Czemu w jego oczach ona miała większą wartość niż ja? On tak bardzo nienawidził swojego brata, a potem... Ale... ja wiem, że to nie tylko przez niego! To nie tylko przez jej powiązania ze starszym Uchihą o których mówił Suigetsu. On nawet, gdy nie wiedział... ja wiem... on, by się tak nie zachowywał. Sasuke-kun! Co siedzi w twojej głowie?! Dlaczego... Dlaczego nie możesz spojrzeć na mnie jak na kobietę?! Kocham cię! A ty tak o nią dbasz. A ona... Ona jest niewdzięczna! Ona z ciebie szydziła. Z nas, a ty... A ty tak delikatnie ją głaskałeś. Ja... Nienawidzę jej! NIENAWIDZĘ! SASUKE-KUN! Ona nigdy cię nie doceni! Dlaczego TY tak bardzo cenisz ją?! Tak bardzo chciałabym być na jej miejscu. Albo być blisko tego miejsca. Mieć tą odrobinę twojej uwagi. A czuję się z góry skreślona. Cokolwiek zrobię, jakkolwiek spróbuję Suigetsu wszystko psuje! Nie ma odpowiedniej sytuacji! A kiedyś byłeś tak zaślepiony, że nie mogłam do ciebie dotrzeć. Taki odległy. Dlaczego, gdy tylko próbuję się zbliżyć ty się odsuwasz? A gdy tylko poczułeś jej chakrę odleciałeś... Odleciałeś jak ja, gdy zobaczyłam ciebie. Dlaczego? Ona nie jest wcale potężna, ona w swoim stanie nie nadaje się do walki. Tak, widziałam. Widziałam w niej nowe życie, lecz ty nie traktujesz jej tak ponieważ to życie jest Uchihą. Może trochę. Czy nie chcesz odbudować klanu?! Moje umiejętności są na bardzo wysokim poziomie. Tak bardzo chciałabym być twoją wybranką. Czemu tego nie akceptujesz? Do moich oczu cisnęły się łzy zazdrości, gniewu i żalu. Co ona ma czego ja nie mam?! Czyż nie jestem lepsza?! Więc dlaczego wy wszyscy... tak ją lubicie? Suigetsu jest nie ważny, on może sobie paplać o niej ile chce, lecz nawet Yuugo uśmiechnął się słysząc jej imię. I Orochimaru-sama. Nawet on, którego cieszą tylko eksperymenty i własne udane interesy. ON! On, który dba tylko o siebie. Obleśnie, ale jednak. Wzdrygnęłam się na samą myśl o sytuacji jaką przywodził wyraz jego twarzy. O ile ona jest od niego młodsza? Wzdrygnęłam się znów, gdy przypomniałam sobie czas, gdy byłam młodsza i trzymał mnie blisko siebie. Pamiętam krzyki tamtej dziewczyny i swój strach. Nie mogłam się ruszyć. Stałam przy drzwiach i drżałam z przerażenia. Mało, który widok wywarł na mnie takie wrażenie jak to co zobaczyłam przez dziurkę od klucza. Ona też była od niego o wiele młodsza... Lecz to było jeszcze przed atakiem na Konohę, gdy był w pełni sprawny. Poczułam gęsią skórkę, gdy pomyślałam, ze on myśli o podobnych rzeczach z tą blondyną. Znów usłyszałam te głosy w głowie. Orochimaru w pełni sił. Przełknęłam ślinę. Nie chciałam o tym myśleć. Z jednej strony cieszyłam się, że mnie nie chciał, z drugiej to był kolejny dowód na to, że byłam gorsza od tej małej, irytującej kunoichi. A nie powinnam tak myśleć! Ona ma tylko w miarę ładną buzię i  umie pyskować! A przecież.. Wystarczyłoby ją przyprzeć do ściany i przyłożyć broń, by zapomniała języka w gębie. Sprawny język... O czym ja myślę... Nigdy nie powinnam znaleźć się pod tymi drzwiami! Nigdy! Te języki... Orochimaru i to co on kazał tamtej robić... On... jego... Ah, nie! Orochimaru w pełni sił. Tak bardzo nie chcę o tym myśleć! Tyle oddałabym za wyplenienie tych obrazów z mojej głowy! Przyjrzałam się plecom Uchihy i kątem oka zerknęłam na sensei'a. Oni jej pragną? Czy to dlatego, że jest nieosiągalna, że pyskuje, że... Czy gdybym też pokazała pazurki Sasuke wreszcie, by na mnie spojrzał? Spuściłam głowę. Na Suigetsu to nie działa. Ale on jest dziwny i się nie liczy! Choć Sasuke też to widzi i... jego też to nie kręci, a ja nawet, gdy próbuję nie potrafię być na niego zła. Nawet po tym co mi zrobił... jak mnie zostawił...
~~
Karin, przestań mi wreszcie wiercić dziurę w plecach!
~~
(w tej chwili autorka stwierdza, ze nie napisze, że Orochimaru myśli, ze po wojnie chce przelecieć Aiko. To byłoby jednak złe. Każdy wie,że wężowaty nie myśli tylko o seksie ;__;")
'Aikoooo-chaaaaan, gdzie jesteś? Raatuuj mniee... Ja nie chcę zginąąćććć..." Jęczałem w myślach. Moja wymówka nie zadziałała, a my zbliżaliśmy się do   pola bitwy. "Aikooo-cha..." Spojrzałem na Karin i rozdziabiłem usta. Dlaczego ona patrzy wężowatemu w spodnie?! Zaczęłam ją obserwować. Raz wlepiała wzrok w Sasuke, rumieniła się po czym zerkała na sannina. Nie patrzyła jednak na jego twarz, plecy czy inną neutralną część ciała. Jej wzrok wędrował tam gdzie nie powinien. Przerzuca się? Ocenia? Fuj! Obrzydliwa zmiana.
-Yuugo, widzisz?-Szepnąłem wskazując na czerwonowłosą.
-Wolę nie patrzeć.-Uśmiechnąłem się szeroko. Mimo wszystko fajna z niego kreaturka.
~~
Sasuke dokąd prowadzi twoja droga? Co zamierzasz zrobić po wojnie? Zbratać się, wrócić do Konohy? Wybaczyłeś im? Sądzisz, że oni wybaczą tobie? Chciałbym, być takim optymistą. Wszystko zależy od władzy. Tsunade jak się masz? Prędzej byś mnie zabiła niż przyjęła, co? Nigdy nie byłaś tak naiwna jak Jiraya. Czekałby mnie naprawdę ostry nadzór. Byłabyś mi w stanie znów zaufać? Uwierzyłabyś, że to koniec eksperymentów? Że zauważyłem jak niszczące są moje ambicje? Docenisz naszą pomoc i gdy przed tobą stanę uderzysz tak, by nie zabić? Ty też miałaś ucznia. Ciekawe czy wdał się w ciebie czy jak Sasuke idzie całkiem inną drogą. Zapewne po wycisku jaki dałaś tej kunoichi jest wspaniałym wsparciem. Uchiha jak się czujesz przed spotkaniem ze swoją starą drużyną?
~~
Biegłam najszybciej jak umiałam. Czułam jak wiatr rozwiewa moje długie włosy. Czy to dziwne, iż sprawiało mi to przyjemność? Byłam sama. Choć się śpieszyłam, choć czekała mnie walka czułam się wolna. Biegłam i czułam jakbym leciała. W ciszy skocznie omijałam przeszkody. Tyle wolności po tak wielu zamknięciach. Nie czułam zmęczenia. Czułam radość. Tak, lepiej było skoncentrować się na tym niż się martwić. Chakra, którą czułam i to czego się spodziewałam. Wolałam to na razie wyprzeć. Sytuacja i tak pewnie we mnie uderzy i zatrzyma na chwilę. Tak, obym zdążyła. "Jesteś nieodpowiedzialna, wiesz?" Usłyszałam w głowie Kuramę. Byłam tego świadoma. Kto jak kto, lecz ja byłam jedną z ostatnich osób, które powinny znaleźć się na polu bitwy. *Daj mi być bliżej siebie, lisku.* Zaśmiałam siew  duchu. Wydał z siebie typowo zirytowany odgłos. *Nie martw się o mnie, zbieraj siły.* Zwróciłam uwagę i już nic nie usłyszałam. Wyczuwałam jego zmęczenie. Czym byłam bliżej tym wyraźniej. nie wpływało to na mnie. Nie byłam jinchuuriki czy kimś takim. To nie było takie połączenie.
Gdy znalazłam się nad miejscem walki zatrzymałam się na skałach wychylając.Ogarnęłam wzrokiem pole bitwy. Ludzie, których wyczułam, i których wybuchu mocy się przestraszyłam już tu byli. Tak samo jak i Sasuke. Nic mu nie było. Spojrzałam dalej. Tobiego nigdzie nie było. Naruto jak i jeden z Hokage płoneli dziwnym płomieniem. *Kurama, Hokage także?!* "To on zapieczętował mnie w Naruto. Widzisz jak." Zagryzłam usta. Czego jak czego, lecz tego w aktach nie było. Zacisnęłam dłoń na kunai'u. *Gdzie jesteś, marionetkarzu? Chętnie przetnę nić twego życia... Parę żyłek i tętnic w organizmie także. Więc się nie chowaj!* Obserwowałam próbując go namierzyć. W moje oko wpadał tłum nieznanych mi ludzi, a nawet różowowłosa, którą dobrze pamiętałam. Zaraz... Gdzie jest Sai? Wypatrzyłam nawet stojącego na uboczu Yuugo! Westchnęłam zirytowana. Ograniczyli Juubiego przez barierę. To dobrze, zniszczenie jakiego dokonał było straszne... A winny jest Uchiha. Przełknęłam ślinę. Niedaleko mnie widziałam kogoś podobnego. Siedział z dala od walki. Jeden z klonów długowłosego mężczyzny do niego podszedł. Wymienili parę zdań, lecz nic poza tym się nie stało. Wyglądał jakby bitwa w ogóle go nie interesowała. Czyżby był, aż tak pewny wyniku tej walki? Kim był? Czy to sprzymierzeniec Madary? Kolejny dziwny Uchiha? Pomyśleć, zę ten klan podobno ograniczył się do dwóch członków! Wstałam z zamiarem podejścia do niego. Nie wyglądał na kogoś kto, by mnie zaatakował. On na coś wyraźnie czekał. Na pewno nie byłam to ja. Zatrzymałam sie słysząc krzyk demona. Podzielił się. Walczyli wewnątrz "klatki". Powinnam biec, pomóc, lecz równocześnie byłam ciekawa tego człowieka. Gdy mu się przyjrzałam zauważyłam, iż tak jak tamci został przywołany przez edo tensei. Ta walka to parada zombie. Już miałam zeskoczyć i pobiec do reszty, gdy oczy mężczyzny zwróciły się na mnie. Zastygłam w pół ruchu, a moje oczy wypełniły się łzami. Nagato... Nagato... Nagato... Dlaczego Uchiha ma rinnegana?! Jak zaklęta powoli do niego podeszłam. Uklękłam przed nim.
-Kim jesteś?- Z moich ust wydobyło się pytanie, którego nie planowałam.
-Uchiha Madara.- Odparł. Miał spokojny, dumny i raczej obojętny głos. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego twarzy. Nie spuszczałam wzroku z rinnegana.
-Madara to Tobi. Kłamiesz. Widziałam jego twarz.
-Ten, którego nazywasz Tobim to Obito Uchiha. Mój uczeń.
-Obito zginął dawno temu.-Mówiłam jakby bez życia. Jak zahipnotyzowana.
-Uratowałem go, wyuczyłem i planowałem.
-Więc to wszystko to twoja wina.
-Owszem.
-Rinnegan. Nagato.
-Został mu przeszczepiony, gdy był mały. Nigdy do niego nie należał.-Zamknęłam na chwilę oczy, a moje ciało zadrżało.
-Jak śmiałeś!-Chciałam go uderzyć, lecz złapał mnie za nadgarstek.
-Nie wiem kim jesteś, ale uspokój się. To, że żyjesz i go widziałaś znaczy, że Obito cię lubił. Za niedługo zostaniesz złapana w trans. Tam urodzisz dziecko i będziesz wiecznie szczęśliwa. Nie chcesz?
-NIE! TO FAŁSZ! FAŁSZ! Fałsz...-Zgięłam się i upadłam na kolana. Ściskał za mocno. Bolało i tym razem pozwoliłam się bólowi pokonać.
-Ten świat to fałsz. Przypadek. Niedoskonałość. Ten, w którym się znajdziesz będzie idealny. Bez ran, bez wojen. Ty i twoja rodzina.
-To przez was cała zginęła. Całe Akatsuki... Itachi, Hi...
-Jesteś w ciąży z którymś z nich?
-Z Itachim Uchihą.-Odpowiedziałam spokojnie mimo tego, iż mi przerwał
-Mam potomka?.-Spojrzał na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. Wyrwałam dłoń.
-Ty? Ty? Pusty, egoistyczny zombie.-Cofnęłam się.-Może i twa krew, lecz nie twoja dusza... Jesteście jak dwa różne światy. Ty i Itachi.
-Uchiha to Uchiha. Nami wszystkimi rządzą te same siły. Twoje dziecko będzie takie samo. Jeśli zostaniesz poddana transowi będzie takie jakie sobie tylko wymarzysz.- Tym razem wzrokiem ogarnęłam jego twarz w całości.
-Jak możesz być takim potworem?-Spytałam cicho, a zszokowany i wręcz przerażony ton mojego głosu samą mnie zaskoczył. Nie chciałam tak mówić.-Jak możesz... Dziecko... Jakie sobie wymarzę. To nieludzkie. To chore! Wymarzony świat?! Myśli szaleńca!-Zakończyłam ostro.
-Twoja przyszłość.-Nie zwracał uwagi na moje wzburzenie. Nic go to nie obchodziło. Był pewny swojej wygranej. Mimo to jego spokój w pewien sposób na mnie zadziałał.
-Na co czekasz?-Spytałam cicho.
-Na Hashiramę.-Spojrzałam na pole bitwy.-To trochę poczekasz.-Odwróciłam się z zamiarem dołączenia do walki.
-W tym stanie na nic się nie przydasz. Tylko zabijesz dziecko.
-Jakby cię on jako osoba w ogóle obchodził to może, bym się przejęła!- Odpowiedziałam odwracając do niego na chwilę głowę po czym zeskoczyłam ze skały niżej.
~~
Głupia dziewczyna. Słaba Uchiha. Spojrzałem w dół. Zabije się i tyle. Hm, Uchiha ma potomka. Choć ta słaba dziewczyna raczej nie wychowałaby go dobrze. Nie należy do klanu. Spojrzałem za  blondynką z miedzianymi pasemkami. Klan nie mógł zmienić się do tego stopnia, że upodobał sobie słabe kobiety. Jej emocje są silne. Zobaczymy jak radzi sobie w boju. Zaczęłam śledzić ją wzrokiem. Obserwacja to też jakiś sposób na rozproszenie nudy. Senju, czekam na ciebie, nie zawiedź mnie.
~~
*Przepraszam, że kazaliście mi czekać.* przemknęło mi przez myśl. "Aiko, nie wtrącaj się!" *Oh, zamknij się, Kurama! Nie mam zamiaru siedzieć na tyłku, gdy wszyscy ryzykują życie! Albo przeżyjemy wszyscy albo nikt!* "Uważaj na siebie." *Ty też.* W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. "Powiedz to Naruto." Uśmiechnęłam się lekko. Tak, Naruto, uważaj na siebie. Uchiha, ty także. Masz być wujkiem. Jak ja mam dziecko wychować na Uchihę skoro nim nie jestem? Musi mieć jakiś klanowy wzorzec! Przymknęłam na sekundę oczy. nigdy w życiu nie otaczało mnie, aż tyle chakry. Tylu ludzi... Kiedyś, dawno, dawno temu w tamtym świecie, bo nawet wioska do której prowadził mnie Hidan. Zawsze była cicha, prawie, ze opustoszała. Ta "nowość" działała na mnie pobudzająco. Czułam jak ogień wewnątrz mnie pragnie się wydostać. Siły, które oszczędzałam zdobędą ujście. *Nie, Madara, nie zabiję dziecka. To twój plan i ambicje za niedługo zginą.* Przeskoczyłam większą dziurę. Muszę skoncentrować się na unikach, by nie dostać za mocno. To przede wszystkim. 
________
Sytuacje ze wspominek Karin znajdują się w:
Rozdział 54 "Porozmawiajmy"
Rozdział 56 "Herbata"
Rozdział 78 "Mokry optymizm"

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 80 "Dziadek"

Właśnie próbuję znaleźć zamiennik dla zacnego tytułu "Jest chujowo, ale stabilnie".
Znalazłam.
Zmieniam.
Miłego czytania xD.
Mnie to tam rusza .__.'
__________
Zatrzymałam się, gdy usłyszałam znajomy pisk.
-Akage-no?-Rozejrzałam się, a po chwili moim oczom ukazała się ruda kitka. Zwierzak błyskawicznie wskoczył mi na ramię i zaczął wąchać łaskocząc mnie mokrym noskiem i wąsikami.-Hej maleńki.
-Witaj.-Spod ziemi wyłonił się dziadek. Spiorunowałam go wzrokiem i minęłam. Chwycił mnie za wolne ramie i mocno pociągnął. Krzyknęłam z bólu.-Stój, Uchiha.-Wyrwałam się gwałtownie bijąc go w dłoń.
-Pomyłka-Zawarczałam idąc, a ten przyłożył mi ostrze do szyi. Bez wahania kopnęłam go łokciem w brzuch przysłaniając ostrze wolną ręką. Kopnęłam go także w kolano. Zgiął się.
-Ty mała..
-Uchiha odszedł, radzę udać się na pole bitwy. Teraz nic nie ugrasz.-Poinformowałam go spokojnie przy okazji przerywając. Szacunek do starszych? I ten kij ma dwa końce. Bądźmy poważni: mam szanować kogoś kto chce mnie zabić? Kto chce mną handlować? Sprzedać? Niewolnictwo już dawno zostało zakazane, a ja nie jestem jakaś tanią... A zresztą... Moralne rozterki w niektórych wypadkach są po prostu śmieszne.
-Idzie...
-Idę z tobą. Jasne, jasne...-Uśmiechnęłam się z lekką ironią, lecz ten wyraz został szybko starty z mojej twarzy. Usłyszałam przeraźliwy krzyk, a zaraz potem ziemia się zatrzęsła... Wszystko zostało odrzucone w tył. Z dala od miejsca walki. Uderzyłam plecami o jeden z domów. Usłyszałam jak dachówka się obsuwa, odruchowo przysłoniłam głowę dłońmi, lecz nic we mnie nie uderzyło. Otworzyłam oczy i spojrzałam ku górze. Chakra i ogień wytworzyły dość szczelną ochronę... Kyuubi czuwał i nade mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czerwona powłoka wokół mnie utrudniała lekko widzenie, lecz, gdy opadła nie żałowałam. Świat wokół mnie wyglądał jak po przejściu armagedonu. W oddali widziałam jeszcze resztki wichur i burz. Co lub kto ma moc wywołania czegoś takiego? Zacisnęłam lekko usta. Lis drżał na mym ramieniu. Nie powinien ze mną iść. Pogłaskałam go lekko po główce i rozejrzałam w poszukiwaniu znajomej sylwetki.
-Masaru-san!-Pobiegłam w stronę, z której wydawało mi się usłyszałam jęk. Szybko dojrzałam leżącą sylwetkę. Nie zdążył się ochronić, nie skrył się w ziemi... Nic. Za szybko. Zacisnęłam usta wyciągając z jego brzucha ostry kamienny kolec i przykładając dłonie do rany. Szacunek szacunkiem, chore plany chorymi planami, lecz ja go przecież znałam! On był dla mnie przez jakiś czas miły! Dobrze, może to była tylko gra, lecz uratował mnie! Uratował...
-Panienka jest głupia.-Zakaszlał krwią.
-Proszę być cicho!-Krzyknęłam zła. Niech powie mi coś czego nie wiem! Zaśmiał się tylko.
-To stare ciało nadaje się tylko do ziemi.
-Proszę nie mówić głupot, ja...
-Nikt nie da rady. Nawet Tsunade-hime nie dałaby rady, a co dopiero niedoświadczone dziecko...
-Przestań gadać!-Wrzasnęłam na niego i zamknęłam oczy. Nie jestem niedoświadczonym dzieckiem! Niedoświadczona byłam, gdy uleczyłam kwiat w rupieciarni Akatsuki! Kwiat, którego nie był w stanie ożywić nawet Zetsu! Więc nie mów mi tu nic o Tsunade, gdy... gdy nawet spec od roślin mnie pochwalił.
-Żegnaj, Aiko-dono... denka... hime.-Otworzyłam oczy, uśmiechał się lekko.-Nawet Uchiha mają w sobie coś dobrego, no, n...-Zakaszlał.
-MASARU-SAN!-Wrzasnęłam, gdy zamilkł i zamknął oczy. Zanikał. Czułam to wyraźnie pod palcami. Lisek na mym ramieniu zapiszczał pytająco, a ja zagryzłam usta. Nie mogę się poddać.-CHOLERA, JA NIE JESTEM UCHIHA!-Zaprotestowałam wkładając siłę swojego gniewu i irytację w chakrę i koncentrację. Po chwili mężczyzna gwałtowniej zakaszlał, a ja poczułam jak słaby ognik jego życia zaczyna żywiej migotać.-Jestem Hidoi.-Zaśmiałam się przez łzy.-Jestem nierozważnym dzieckiem Akatsuki. Złem... Pamiętasz, ojii-san?-Śmiałam się, choć słone krople spływały mi po twarzy. Ulga czy radość wygranej? Cóż, wszyscy teraz stoją twarzą w twarz z kostuchą, lecz tak blisko mnie jeszcze nie przechodziła. Ci "okropni przestępcy" naprawdę nie przygotowali mnie do kontaktu ze śmiercią. Raczej jak nadopiekuńczy rodzice trzymali pod kloszem. Odetchnęłam cicho i dokończyłam walkę z główną raną. Potem zajęłam się mniejszymi.
-Czemu mi pomagasz?-Odezwał się w końcu, a ja przypomniałam sobie odpowiedź Suigetsu.
-Zbieram punkty... Wiesz, po wojnie trzeba gdzieś się skryć, ojji-san..-Odparłam jak gdyby nigdy nic.
-Nic bezinteresownie. Świat się stacza co widać po młodzieży.-Westchnął ciężko.
-Tak, tak... A od kiedy przestępcy robią coś nie licząc na zapłatę, hm?-Spojrzawszy na niego uniosłam lekko brew.
-Źle cię wychowano, panienko. Bardzo źle.
-Oczywiście. Wychował kto wychował. Dobrych efektów, bym nie oczekiwała... Proszę wstać.-Pochyliłam się nad nim pomagając. Mowy o pójściu na wojnę nie było. Powoli dotarliśmy do jednego z wielu domów. Zeszłam z nim do podziemnej piwnicy. Jesli żaden piorun nie trafi w wejście i strof się nie zawali żaden armagedon w tym schronie nie powinien zagrozić jego bezpieczeństwu. Szybko rozejrzałam się po budynku i zniosłam mu parę poduszek i koców, a także odrobinę picia i jedzenia. Ci ludzie liczyli się z sytuacją biednych przybłęd czy nie chcieli tego tachać licząc się z marnotrawstwem dobrych produktów? Jedno i drugie było dla mnie szczęściem.
-Czyli zostajesz ze mną, tak?
-Oczywiście, że nie.-Mruknęłam.-Pan zostaje tu, zero wyjść i narażania się, a ja...
-Biegnę się narazić?
-Właśnie!-Klasnęłam w dłonie z uśmiechem.-Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
-Bardzo rozsądne.-Skomentował wskazując na mój brzuch, a ja odwróciłam wzrok.
-Przetrwał tyle, że nic mu już raczej nie straszne.
-Dziwne masz sposoby hartowania dzieci. Tego cię te oprychy uczyły, panienko?
-Trochę szacunku, dobrze?-Warknęłam, a lis wyczuwając mój nastrój zjeżył sierść i zawarczał krótko ujadając.
-Oh, tak, rodzinka, panienki...-Wstałam i wyszłam ze schronienia. Po cholerę ja go ratowałam? Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają.-Spojrzałam w ciemne niebo. Masaru Hana był inny. Naprawdę wyrozumiały i kochający człowiek... który umarł stanowczo za wcześnie. Pokręciłam głową odganiając od siebie stare wspomnienia. Weszłam do schronu i zabrałam broń. Dziadek dał mi i swoją za co byłam wdzięczna. Podziękowałam, pożegnałam się i wyszłam. Dość rozczulania. Straciłam wystarczająco dużo czasu. Zaśmiałam się w duchu przypominając sobie ile razy zaczynałam podróż i ile razy ją przerywałam. Tak samo było z obietnicami o płaczu. Podróż zaczyna się od pierwszego kroku,płacz od pierwszej kropli...
-Ty nie walczysz.-Spojrzałam na lisa, a ten pisnął zawodząco.-Zostajesz z Masaru-san i masz się nim opiekować, rozumiesz?-Wyszczerzył kiełki.-Ale go nie zjedz.-Dodałam,a ruda kitka opadła wyraźnie zawiedziona. Zaśmiałam się w głos i otworzyłam klapę w podłodze.
-Właź.-Próbował coś jeszcze ugrać popiskiwaniem, warczeniem, ujadaniem i szczekaniem, acz w końcu zrezygnowany wpełzł do piwnicy. Wybacz, Akage-no, walczyć jeszcze nie umiesz, jesteś za młody, żeby umierać... Wyszłam z domu słysząc jego żałosne popiskiwanie.
-Wybacz.-Szepnęłam cicho w przestrzeń. Do niego i do... do wszystkich, którzy mogliby to usłyszeć... Duchy... Dusze... Patrzący na nas z nieba czy mający jakiś wgląd z piekła. Wszystko jedno, wiara nie wiara... Wiedziałam jak bardzo wydarliby się na mnie ci przestępcy, gdyby mnie teraz widzieli, a ja mogłabym ich usłyszeć. Szlabany, a nawet siłowe zatrzymania. "Nigdzie nie idziesz!" byłoby chyba najłagodniejszą wersją. Zaśmiałam się w duchu przypominając sobie krzyki lidera. W graniu egocentrycznego tyrana był świetny... Nagato-san... Posmutniałam. Dlaczego walczę po stronie ludzi, którzy postawili poza marginesem społecznym całą moją rodzinę?! Którzy każdego z nich jakoś skrzywdzili?! Którzy na nich polowali. Uśmiechnęłam się lekko. Może dlatego, że to jedyna rozsądna strona? Jedyna, która pozwoli mi żyć wolną? Albo chociaż jedyna, która pozwoli zachować świadomość? Sądzę, że oni stając przed takim wyborem sprzeciwiliby się Madarze... Zamknęłam oczy, a w moim umyśle ukazał się obraz ucinanych linek. Marionetki.. Zrobiłeś z tych ludzi pionki. Zacisnęłam dłonie w pięści. Jak strasznie Deidara, by krzyczał zdając sobie sprawę, ze został wykorzystany... Jak strasznie Hidan, by się pieklił... Sama nie wiem kiedy w mojej dłoni znalazł się kunai. Wbić go marionetkarzowi prosto w serce.. Oblizałam usta, choć wiedziałam, że pewnie nie mi będzie to dane.
Przez mój umysł przenikała kolejno każda z postaci jaką do tej pory spotkałam na swej drodze... Kurenai, dzieci, Atari, Akatsuki, ninja z Konohy, Orochimaru i jego świta... Uchiha, Naruto... Dotknęłam miejsca, gdzie umiejscowiony był tatuaż od Hidana. Tak wiele się stało... i tak wiele ma się stać.
~~
-I co, Shippon*? Utknęliśmy tu razem...-Westchnął mężczyzna poprawiając się na poduszkach. Zwierzę siedziało w kacie i tylko jego oczy błyszczały.-No chodź tu, chodź... Akage-no?-Rudy słysząc swoje imię zawarczał ostrzegawczo. Mężczyzna westchnął głośno.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię. Opowiem ci bajkę...  Wiesz, że miałem kiedyś brata?-Zakaszlał ciężko, a stworzenie podniosło się i odrobinę przybliżyło. -Nie żyje. Moja żona i córka także... Głupia, młoda była... Ale bardzo ładna. Za Uchihą latała i w końcu zginęło dziecko... A małżonka załamała się zdrowotnie... Wiesz, mały... Mój brat zbzikował... Poszedł tam gdzie twoja pani... Nie było go z parę dni, a potem wrócił... I się zamknął. Całe dnie przy książkach spędzał, tu i w innych wioskach... Czekaj, aż ona rzuci sie do książek, potem w płomienie i zginie... Czekaj tylko, Oppon*.-Odkaszlnął.-Ale ja nie zwariowałem!-Zaczął jakby ożywiony.-Ja wiem co się stało! Ja wiem! Prochów nie było! Ciał nie było!-Zakaszlał ciężko, a dojście do siebie zajęło mu parę minut. Westchnął ciężko przed kontynuacją.
-Ja nie zwariowałem... Ja wiem, wiem... Oni go zabili. Zabili tego poczciwego głupca. Na pewno. On, by do nich nie dołączył. On zginął... A ją wytrenowali. A ona była... Z Uchihą... A moja córka zginęła... Zginęła....-Zakaszlał.-I oni. Wszyscy...-Zakaszlał i zamilkł. Lis przy jego boku cicho pisnął. Staruszek spojrzał na niego zaszklonymi oczyma i pogłaskał szorstką dłonią.-Zginęli...

~~
Chciałem uciekać. Nie chciałem ginąć. Chciałem najspokojniej w świecie się zmyć, zniknąć niezauważony, lecz ta czerwonowłosa menda musiała się wtrącić! Jak ja jej nie lubię! Uciekłbym, wrócił do Aiko, a gdyby przeżyli wmówiłbym, iż moim priorytetem była jej ochrona. Pograłbym sobie w karty i gdy śpi pooglądał biust. Ładny miała. Brzuszek też fajnie zaokrąglony. Popytałbym jak dziecko i jakoś zajął czas. Bezpieczny, z dala od walki i niepotrzebnego narażania się. Tam było wystarczająco dużo ludzi. Osób, które w normalnych warunkach chciałyby mnie sprzątnąć. Westchnąłem na głos. To nie była zabawna sytuacja. Albo walczę i ginę na polu albo ginę z ręki, któregoś z tych potworów... W walce już nie wypada się zmyć... Masakra. Jak ja mogłem się w coś takiego wkręcić?
-Sasuuukeee? A nie wolałbyś, żebym popilnował Aiko-chaaaan?-Spróbowałem, lecz osoba od której chciałem dostać odpowiedź milczała.
-A co nam do tej małej lafiryndy, co?!-Wydarła się Karin poprawiając okulary.-Sądzisz, że Sasuke-kun się nią interesuje?!- "Tak." przeszło mi przez myśl, lecz wiedziałem, że tego lepiej jest nie mówić. Na osobności owszem, lecz nie w towarzystwie Uchihy.
-Prędzej nią niż taką czterooką wiedźmą.-Odparłem zamiennie i uchyliłem się przed jej ciosem.
-Zachowaj energię na walkę.-Odezwał się Yuugo, który do tej pory wyglądał na dość zamyślonego. Zresztą on w ogóle ma jakieś aspołeczne cechy.
-Będę ją marnowała jak tylko będę chciała, a tobie nic do tego, dziwa...
-Karin.-Odezwał się w końcu Orochimaru.-Yuugo dobrze mówi. Zresztą nie sądzę, by ktokolwiek z nas zechciał żegnać się pokłócony. Trudno odchodzić w kłótni.-Oblizał się, a ja się wzdrygnąłem. Obrzydliwy gość. Założę się, że jemu akurat wszystko jedno. O mnie nikt tu nie dbał. Mogłem ginąć spokojnie... Sasuke też raczej obojętne kto zginie. To o niego raczej się troszczyli. Pupilek wężowatego d którego Yuugo ma słabość. Tylko zalotów Karin mu współczułem. Rude, głośne, brzydkie, czterookie i nieopanowane coś. Brr! ŁE! Teraz wlepiła oczy w plecy Uchihy i posłusznie zamilkła. Psychopatka.
~~
Aiko... Błagam, nie biegnij za nami...
___________
*Shippon/Oppon-ogon

Weźcie... nie bijcie...
Dajcie znak życia..
Albo jakiś pomysł, bo manga wlecze się tak, że...WRR! >O<"