sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 73 "Instynkt"

-Aiko-san! Aiko-san!-Usłyszałam i błyskawicznie się odwróciłam. Dziewczynka mimo przedwczesnego hamowania i tak na mnie wpadła.
-Co się dzieje? Gdzie się pali?-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Znalazłam liska!! A Otae dwa kotki!!- Chodź!! Zobaczysz!!-Pociągnęła mnie mocno za rękę.-Zaniosłyśmy je do Kurenai-sama!!
-A-ale ja mam j-jeszcze...
-Później!
-Mai! Chwilka...
-A-ale! N-no! Szybko!!
-To tylko chwilka.-Wytłumaczyłam lekko rozbawiona. Poszłam po żywność, a podniecone dziecko biegło jak na skrzydłach. Jakby nie było wojny, zmartwień... To dobrze, że znalazła te zwierzaki. Zapomni na chwilę, bo zabawa i opieka nad maluchami zapewne pochłonie ją bez reszty. Urocza dziecięca beztroska...
-Ale teraz ciii...-Uspokoiła się przed domem. Bardzo ostrożnie otworzyła drzwi i na palcach weszła do środka. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju, gdzie w kacie na starym ręczniki leżały trzy piszczące maleństwa. Obok nich siedziała ruda z miseczką mleka.
-Nie chcą pić.-Poskarżyła się, gdy weszłyśmy. Jej nieszczęśliwa minka i plamki mleka na podłodze mówiły wszystko.
-Oj...-Rozczuliłam się. Ona naprawdę chciała, by te kruszynki piły z miski? Dla nich to jeszcze za wcześnie...-Macie może jakieś buteleczki? Od lalek albo coś w tym stylu?
-Ja mam jedną, ale chyba Amaya i Akako też.
-Ja mam dwie.-Skinęłam głową.
-Przynieście wszystkie.-Poleciały, a ja zostałam z piszczącymi zwierzakami. Pogłaskałam je po łebkach. Zwierzęta wyczuwają zagrożenie i w ucieczce mogą porzucić młode. Lecz dokąd te zwierzęta uciekają? Nigdzie nie jest bezpiecznie.
-Biedactwa.- Westchnęłam cicho. Poszłam spytać o koszyk. Była miska. Zanim dziewczynki wróciły zdążyłam ją wyścielić i ułożyć tam bezbronne maluchy. Mówiąc szczerze nie sądziłam, że Otae i Mai potrafią być tak ciche. W spokoju sprawdziłyśmy przydatność przepuszczalność smoczków i nieprzepuszczalność butelek. Podgrzałyśmy mleko i pokazałam im jak należy trzymać i karmić kotki. Nie należy ściskać butelek i napierać, bo maluchy same zaczną pić. W chwili, gdy one tuliły kocięta ja trzymałam przy sercu liska o niebotycznym apetycie. Gdy wreszcie się nasycił odsunął się od smoczka i wydało mi się, że uśmiechnął się do mnie zadowolony. Tak, zwierzęta także potrafią się uśmiechać... Jeśli się przyjrzysz i trochę z nimi pobędziesz zaczniesz to dostrzegać.
-Mai, Otae, już późno.-Do pokoju weszła Kurenai. Widząc co się dzieje uśmiechnęła się, lecz dziewczynki i tak musiały pójść. Ułożone razem zwierzaki bez dłoni, która, by je głaskała zaczęły piszczeć także pożegnałyśmy się w pokoju i zostałam sama czuwając, aż małe nie zasnęły. Rozluźniało mnie to, uspokajało... Tak wewnętrznie. Gdy zasnęły szybko się umyłam, zjadłam... I położyłam patrząc na te śpiące skarby. Porzucone... A potrafiące sprawić taka radość. Zwierzęta potrafią zostawić młode w chwili zagrożenia, lecz równocześnie potrafią za nie oddać życie nawet w konfrontacji z o wiele silniejszym przeciwnikiem. Zwierzęca matka zawsze będzie próbować chronić młode. Ludzkie matki czasem wydają mi sie gorsze od zwierzęcych. One potrafią porzucić bez powodu. Oczywiście... Szok poporodowy, niegotowość itd... Wyrzucenie dziecka na pewna śmierć niczego nie usprawiedliwia. Zabicie też nie... Szczególnie po jakimś czasie... Owszem, zwierzęta, gdy znowu maja młode mogą być agresywniejsze do starszych... Pępowinę trzeba przeciąć, co? Lecz nie porównujmy zwierząt, którymi kierują przecież instynkty z człowiekiem, który ma wolna wolę, myśli... Nie jest determinowany przez naturę, instynkt i nie może podejmować decyzji sprzecznych z tymi czynnikami... Choć właśnie... Zabicie dziecka jest sprzeczne. Z instynktem, z moralnością... Podobno matki, które zabiły swoje dzieci.. Usunęły... Kupują lalki i symbolicznie je chowają... Jak to jest patrzeć na dziecko... I myśleć, ze twoje byłoby w tym samym wieku? Osobiście chyba, bym tego nie wytrzymała. Nie mogłabym zabić dziecka... Zarodka, płodu, żywego stworzenia. Moje sumienie, mój umysł... Prześladowałoby mnie to... Jak to, że kiedyś otworzyłam kokon motyla z ciekawości i go zabiłam. Jeszcze o tym pamiętam. Czy to nie dziwne? Byłam dzieckiem kierowanym ciekawością, a po tylu latach ciągle jest coś nie tak... Zabójstwa, bym nie wytrzymała... A jednak... Przecież zabiłam. Tamci z ANBU. Zabiłam... Nie miałam potem wyrzutów... Wielkich. Zabiłam Atariego. Tak... Przypomnij sobie o starych grzechach... Atari... Popadłaś w coś na kształt depresji... Przy ANBU szybko się otrząsnęłaś, przeszła do porządku dziennego bez problemu. Takie jest życie ninja, prawda? Musisz być silny psychicznie... Zabójstwo tego kogo znasz będzie cię prześladować, lecz obcych ludzi... Kogo obchodzą obcy? Mogą mieć rodziny, przyjaciół. Czy na wojnie ktoś na to patrzy? Na pewno... Lecz musi. Nikt patrzysz co kieruje twoim wrogiem. Nie patrzysz, że on też czegoś broni, swojej rodziny, przyjaciół, nie patrzysz na jego motywy, przekonania... Masz swoje. Tylko to cię obchodzi. TWOI bliscy, TWOJE przekonania, TWOJA ojczyzna... TWOJA ideologia... TY. Ty potrafisz mieć wyrzuty z powodu motyla... A zapominać o ludziach... Nie jesteś od nikogo lepsza. Nie jesteś lepsza od zwierząt. One maja instynkt, ty masz wolna wolę.Zabić jest lepiej niż zostać zabitym, prawda? Nikt kto może uciec, ochronić siebie nie podda się, by nie skrzywdzić obcej osoby. Nikt nie da się zabić OBCEJ osobie... Zaatakowała? Ma problem... Obrona. Odruch obronny. Zrobienie komuś krzywdy w obronie... Pod wpływem stresu, impulsu... Nawet w prawie jest usprawiedliwiane. W końcu broniłeś życia. Swojego, bliskiej osoby... Było nie podnosić ręki... Ty podniosłeś? Ukradłeś, zrobiłeś coś złego? Rodzina głodowała itd. itd. Zawsze znajdzie się usprawiedliwienie... Bo nikogo nie obchodzą obcy. Gdy obcego poznasz to już coś innego... Zaczynasz myśleć, tworzy się więź, a nawet ta cienka może cie powstrzymać... Choć ludzi nie zawsze. Ile jest osób krzywdzących swoich bliskich, najbliższych? Człowieka nic nie powstrzyma... Wolna wola...

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 72 "Tam"

Umieram z przejedzenia x.x'.
Czemu jest tak, ze mnie nawet herbata może zapełnić? .__.'
(tyle, ze rano szybko robię się głodna, a po obiedzie to idzie i... Q^Q)
____
Lis nie śnił mi się więcej niż raz. Niestety. Wiedziałam, że teraz są zajęci walką, wiec w gruncie rzeczy byłam wdzięczna i za tą chwilę. Za poświęcony mi ułamek świadomości... Moje życie w schronie nie układało się źle. Moja jak i Kurenai ciąża przebiegała prawidłowo. Skąd wiedziałam? Mimo, że mieliśmy tu tylko jednego medyka odwiedzenie nas nie sprawiało mu problemów. Był to starszy, siwy człowiek, który jak dla mnie nie mógł już brać udziału w wojnie... Choć w tym świecie wiek nie był ważny, a starsi i doświadczeni mieli nie raz więcej wigoru od młodych i napalonych-jak to wyrażał się pan, który uratował mnie od ukamienowania. Lubił mówić co bardzo mnie cieszyło. Opowiadał historie ze swojego życia, a ja uważnie słuchałam. Jego młodość nie należała do spokojnych. Dużo walczył. Czemu ludzie walczą? Wystarczy jeden ważny "władca", który chce więcej ziemi i już. Zachłanność. Dlaczego ludziom tak często nie wystarcza to co mają? A często mają w nadmiarze? To nielogiczne. Czemu zamiast zająć się sobą atakują innych? Nudzi im się? Niech kupią duże puzzle... Egoistyczne dzieci...Hah, gdyby takie gadki jeszcze do nich trafiały. Naiwna. Silni zawsze będą robić co im się podoba. Szkoda tylko, że siła nie zawsze idzie w parze z inteligencją.
-O czym myślisz, panienko?-Spytał mnie "dziadek".
-Tak sobie...-Odpowiedziałam.-O władcach... Powodach do walki. Czemu... Czemu ludzie walczą? Czemu nie mogą się dogadać? Czy mało bólu jest na tym świecie?- Pytałam patrząc w okno. Zdziwiłam się, gdy poczułam dotyk ciepłej, dużej dłoni na głowie.
-Ludzie zapominają o bólu, którego doświadczyli ich przodkowie, panienko. Od czasu do czasu budzi się w nich chciwe, egoistyczne zwierzę i bardzo szybko przypomina przeszłość.
-To nieprzerwane koło. Mężczyźni są tacy głupi... Zamiast zostać w domu, pilnować władnych interesów to oni uganiają się za nie wiadomo czym... Ilu przez to traci bliskich? Ile dzieci staje się sierotami? Ile matek traci ojców swoich dzieci? Ile kobiet traci ukochanych? Ilu mężów żony... Ilu ojców córki. Ile matek synów.
-Panienko i kobieta może być powodem walki.
-Ale nie wojny!-Zaprzeczyłam gwałtownie.
-Krótko żyjesz.-Nadęłam lekko policzki. Czy mężczyzna u władzy naprawdę jest gotowy poświęcić życie swego królestwa, by odzyskać ukochaną? Czy kobieta naprawdę zamiast wybrać krąży wywołując takie sytuacje? A jeśli wybierze... Czy mężczyzna naprawdę jest tak głupi, że myśli, że przez walkę ona go pokocha?! Co za głupota, debilizm!!-Świat nie jest idealny, ludzie są wadliwi, łatwiej im powielać gorsze wzorce, bo są łatwiejsze.
-Siłowe rozwiązania i tak nic nie dają.
-A czy jeśli Madara urzeczywistni swój plan to będzie to takie złe?-Spytał nagle.
-Oczywiście, że tak!-Zareagowałam gwałtownie.
-Pomyśl.-Rozkazał spokojnie.-W tej iluzji ty będziesz przy ukochanym. Ojcowie i matki odzyskają dzieci. Wszyscy uwięzieni w iluzji szczęścia.
-To nie będzie prawdziwe!
-Nie będziesz tego świadoma.-Zagryzłam usta.- Moja rodzina. Itachi. Moje dziecko. Akatsuki... Tak bardzo chciałabym, by te beztroskie dni powróciły. Tak bardzo chciałabym znów, być otoczona przez ciepło jakie mi zapewnialiście.
-T-to nie jest rozwiazan-nie.-Odwróciłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć. Lepiej żyć w iluzji szczęścia czy w tym raniącym, wadliwym świecie? Gdyby wygrali... Ja znów miałabym wszystko czego pragnę.-Pan znów miałby przy sobie całą rodzinę... Syna, przyjaciół.
-Może byłbym znowu młody, zdrowy...
-Ta iluzja jest jak nałożenie na cały świat choroby psychicznej.-Syknęłam.-Nikt nie będzie znał prawdy. Każdy w kłamstwie... Bezbronny wobec oszustwa! Nigdy się na to nie zgodzę!-Nie odpowiedział mi. Zamyślił się. Czy naprawdę byłby skłonny zgodzić się na coś takiego? Gdzie tu wolna wola? Choć... Gdyby tak pomyśleć... Skąd wiemy, że teraz, w tej chwili nie żyjemy w iluzji? Czy naprawdę jesteśmy wolni? Skąd wiemy, że tak naprawdę nie jesteśmy przez kogoś kierowani? Skąd? A jeśli to wszystko to po prostu zabawa? Kogoś komu się nudzi... Jeśli to ja żyję w iluzji? Jestem tylko pionkiem? Ja czuj, lecz skąd wiem, że to wszystko dookoła mnie, ludzie to nie jest tylko wyobrażenie, nędzna iluzja? Zabawa? Czy ktoś naprawdę ma tak czarny humor, że układa takie "scenariusze życia"? Choć... Wyobraźnia jest podobno nieograniczona, a jeśli jestem tylko pionkiem to... Co ja kogoś tam obchodzę? Ogląda... Bez przywiązania, sentymentu, niczego. Jeśli jestem dla kogoś taką zabawką jak małpka w cyrku dla publiczności? Czy "to" czuje? Krzyczy, bo naprawdę go coś boli czy to tylko taki odruch? Hah... Oszaleję! Tak bardzo chciałabym wierzyć! Że to wszystko nie jest tylko bezsensowną grą... Że gdy stanie mi serce... Po prostu nie zniknę. Jak to jest "znikać"? Po prostu cię nie ma. Nie ma nic!!
-Już późno. Kurenai będzie się o ciebie martwić.-Mężczyzna znów dotknął mojej głowy. Pożegnaliśmy się i wyszłam. Zamyślona szybko wróciłam do domu kunoichi.
-Coś się stało?-Spytała w czasie kolacji.
-Kurenai, wiesz co się dzieje z twoim narzeczonym?-Spytałam. Cóż, zapomniałam imienia. Odłożyła miskę na blat i spojrzała na mnie zdziwiona.-W sensie... Zaświaty? I wgl.. Wierzysz w to? Że, gdy umrzemy to nie znikniemy ot tak... Tylko będzie coś "po"?-Uśmiechnęła się do mnie lekko.
-Kryzys wiary?
-Załóżmy.-Spojrzałam w resztki ryżu. Jestem pełna...
-Wierzę. Sądzę, że nawet jeśli mnie nie obserwuje to czeka. "Tam".-Uśmiechnęłam się delikatnie. Czeka...  Wyobraziłam sobie Itachiego, liderka, Sasoriego, Hidana, Deidarę itd. w białych płaszczach i skrzydełkach, który siedzą na chmurce z głowami w dół i mi się przyglądają. Co za głupie i niedojrzałe myśli... Takie pozytywne. Aniołki. Moje stróże. Oh, gdybym powiedziała to Kurenai... Przestępcy ze skrzydełkami. *Oj, Ai, jesteś takim dzieckiem.* Mój wzrok padł na resztkę posiłku. *No to bądź grzeczną dziewczynką i dojedz kolację.*
__
Wiem, że krótkie i złe... Wińcie mangę!!
I mój brak kreatywności ;_;

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 71 "Pomoc"

Po chwili bezczynnego siedzenia wstałam, ogień zniknął, a ja drżałam. Mimo tego, iż byłam sucha w jaskini przy wodzie było zimno. Rozejrzałam się. Jak stad wyjść? Westchnęłam cicho. Pamiętałam. Przypomniałam sobie tak wiele rzeczy, że gdy te fakty zaczęły do mnie dochodzić w mojej głowie pojawił się i wzrastał ból. Muszę się stąd wydostać... Zawróciłam i używając chakry przeszłam po wodzie. Nie myślałam dokąd idę, prowadziła mnie intuicja. Po jakimś czasie doszłam do wioski. Biorąc pod uwagę, że ludzie prócz zwykłego zaciekawienia i podejrzliwości patrzyli na mnie z niepokojem pewnie wyglądałam tragicznie. Z ciekawości zatrzymałam się i przejrzałam  jednym z wielu okien. Mimo, iż moje włosy ułożyły się samoistnie i nie wyglądałam jak wiedźma moje ubranie było w gorszym stanie. Wyglądało to jakbym przed chwilą wyszła z płomieni. Zresztą... Nie było to niezgodne z prawdą. Ogarnęła mnie dziwna słabość. Stałam i patrzyłam w swoje odbicie nawet go nie widząc. Obudziło mnie uderzenie kamyka w bok głowy. Spojrzałam beznamiętnie na grupkę dzieci.
-Wracaj do Akatsuki!-Krzyknął jeden z nich, a drugi podrzucał kamyk, którym widocznie zamierzał rzucić. Nie chciało mi się tego unikać. To bezsensowne. Ludzie... Ich stosunek do mnie i tak się nie zmieni. Jestem skąd jestem... Powinnam była zginąć z przyjaciółmi. Co ja tu w ogóle robię? W moich oczach zgromadziły się łzy. No już, rzuć...
-Przestańcie!- Usłyszałam męski głos i podniosłam głowę na staruszka, który z zadziwiającą krzepą chwycił dzieciaki za ręce.- Matka cię szukała, Kaito! A ty od tygodnia masz szlaban!-Patrzyłam a całą sytuację zdziwiona. Grupa szybko opuściła złapanych kompanów, a dzieciaki po chwili "się wyrwały" i uciekły. Ten mężczyzna zwyczajnie nie chcąc się z nimi męczyć puścił ich. Patrzyłam na niego zdziwiona, lecz ten tylko skinął mi głową z poważną miną i wrócił do domu. To w jego oknie się przejrzała.
-Dziękuję.-Powiedziałam cicho po czym się delikatnie uśmiechnęłam. Ruszyłam do mieszkania Kurenai. Z miejsca rzuciła się na mnie Mai. Dosłownie. Gdybym nie była tak blisko ściany i się o nią nie oparła prawdopodobnie bym upadła.
-H-hej.
-Aiko-san! Tęskniłam! Czemu tak długo?! Co ci się stało?! Jak było?!
-Mai.-Upomniała ją Kurenai. Dziewczynka mnie puściła. Przeprosiłam i przeszłam się przebrać. Trwało to tylko chwilkę. Nie miałam dużo ubrań, więc nie miałam trudności z wyborem. Szybko do nich wróciłam i poczęstowana sokiem usiadłam. Krotko opowiedziałam im o wodnej pułapce i hipnotyzującym ogniku. Bez szczegółów i bez prawdy o moim pochodzeniu.
-Czyli nic ciekawego.-Ziewnęła głośno rudowłosa.-Nie było się czego bać.
-Otae-chan, pamiętaj, że wielu shinobi ciekawość zaprowadziła do śmierci.-Upomniała ją joninka. Ciekawość, lustro i brak akceptacji tego ducha. Tak podejrzewałam ja. "Nie mów im nic". Usłyszałam w głowie głos tego ducha, lecz była to prawdopodobnie tylko moja wyobraźnia.
-Aiko-san. Aiko-san!-Doszło do mnie wołanie Mai.
-T-tak?- Doszło do mnie, ze na chwilę kompletnie odłączyłam się od rozmowy.
-Tam nic nie było, prawda?-Potwierdziłam.-A czemu nie wzięłaś lusterka?
-Zniszczyło się, moja droga.
-Mogłybyśmy zobaczyć z jak dawna pochodzi. Dziwne, że było podobno w tak dobrym stanie.
-Owszem, lecz to pewnie jakieś jutsu, ochrona...
-Możliwe...
-Ten płomień naprawdę zgasł?-Skinęłam głową.
-Może to było jakieś miejsce pamięci...-Podsunęłam.
-Nigdy o czymś takim nie słyszałam.-Ucięła Kurenai.-Dzieci, idźcie do domów. Ona potrzebuje odpoczynku.
-Ale...-Zaczęła Mai, która siedziała przytulona do mojej osoby.
-Jutro z nią porozmawiacie, dobrze?- Gdy Otae ją pociągnęła dziewczyna się ode mnie odkleiła. Gdy wyszły ja udałam się do łazienki. Powiedziałam Kurenai "dobranoc" i poszłam spać. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Położyłam się i w sekundę mnie zmorzyło. Otoczyła mnie ciemność, pobiegłam w stronę jasności, lecz i ona się do mnie zbliżała. Po chwili stanęłam naprzeciw płonącego lisa.
-Nie powinnaś być w wiosce liścia.-To były jego pierwsze słowa.
-Dlaczego?
-Za blisko wojny.
-To nie ma znaczenia. Jeśli przegracie konsekwencje nie ominą nikogo.
-Po połączeniu wzrósł kontakt między nami. Jeśli będzie brakowało mi energii ty ucierpisz.-Przyjrzałam się lisowi.
-Czy ty nie powinieneś cieszyć się ludzką krzywdą i tym podobne?-Lis spuścił łeb i spojrzał gdzieś w bok jakby zmieszany.
-Naruto. Nie zawsze byliśmy źli. Pochodzisz od człowieka, którym był Mędrzec. On i grupa stworzeń od którego pochodzi twoja moc nigdy nie traktowali nas jak rzeczy.
-Wiec mi ufasz?
-Mam nadzieję.-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Możesz brać moja energię.-Powiedziałam łagodnie i do niego podeszłam. Cofnął się niepewnie.
-Spokojnie...-Szepnęłam i delikatnie pogłaskałam go po szyi.-Dawno nie doświadczyłeś takiego dotyku, prawda?-Spojrzałam na niego. Zadowolony przymknął oczy. Przytuliłam się do niego.
-Czy Naruto naprawdę jest takim "słońcem"?-Spytałam cicho, a on potwierdził. Zazdrościłam mu. Czasami było mi tak zimno... Chciałabym się ogrzać.
-Może nie rozumiem cie w pełni... Lecz możliwe, że znam chociaż kawałek twych uczuć.-Milczał, lecz i mnie nie odrzucał. Sądzę, ze wiedział, iż dotyczy to podejścia ludzi do jego osoby.
Obudziłam się z uczuciem dziwnego ciepła w środku. Tak dawno temu czułam się bezpiecznie... Mimo, iż lis nie może mnie ochronić czułam się dobrze i już bez trudno odpowiadałam na wszystkie pytania dzieci. Wykonywałam też  swoje codzienne obowiązki. Niestety lis nie pojawił się kolejnej nocy. Mimo to czułam przy sobie jego obecność. Popołudniu poszłam do domu staruszka, który mnie obronił. zapukałam nieśmiało i po chwili mój wczorajszy obrońca mi otworzył. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-J-ja chciał-łam tylko pan-nu podziękować za wcz-czoraj. P-proszę!-wystawiłam do niego dłonie z pakunkiem. Upiekłam ciasto.
-Nie ma za co, dziecko. Wejdziesz?-Zdziwiłam się, lecz zgodziłam. Zaprowadził mnie do salonu i sam poszedł z prezentem do kuchni.-Herbata?
-T-tak! Może być!-Po chwili wrócił do pokoju. Na talerzu, który postawił na stole leżał mój wypiek. Podał mi talerzyk.
-Częstuj się.-Gdy ten sam wziął kawałek ja zrobiłam to samo. Nieśmiało spróbowałam kawałka. Nie wyszło źle.-Pyszne. Często pieczesz?-Pokręciłam przecząco głową.-A masz talent.
-T-talent?
-Do pieczenia.-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Dziękuję.
-Nie przejmuj się tymi chłopakami. To znane w okolicy urwisy. Nawet teraz muszą sprawiać kłopoty. Ich ojcowie wyruszyli na wojnę.
-Więc w ten sposób starają się o tym nie myśleć.
-To dzieci.-Skinęłam głową.
-Wiem. Nie dziwi mnie ich postępowanie... W ogóle...
-Mój syn też jest na wojnie.
-Naprawdę? Przykro mi...
-Nie mów tak. Nie umarł. Jest silny jak jego ojciec, a ja jednak trochę przeżyłem.-Uśmiechnęłam się do staruszku. Zaczął opowiadać o synu. Zasiedziałam się.
-Dziękuję za wszystko.-Powiedziałam, gdy już wychodziłam.
-To ja dziękuje za pyszne ciasto i towarzystwo. Wpadaj częściej.
-Dobrze.-Przyjęłam zaproszenie i z uśmiechem na ustach wróciłam do domu Kurenai. Czy tak spokojne życie mogłoby mnie kiedyś znudzić? Cieszyłam się z sytuacji w jakiej byłam kiedyś. Miałam zwariowaną rodzinę, w której nie było mowy o dłuższym spokoju i to mnie cieszyło... Lecz kiedyś trzeba siąść,pomyśleć, uspokoić się. Dla dobra innych. Ah! O czym ja myślę?! Jest wojna! Tu nie ma mowy o ustatkowaniu się! Zresztą ile ja mam lat?! W moim wieku... Nie ma się dzieci...

piątek, 26 października 2012

Rozdział 70 "Płomyczek"

Łi. Tak, wiem, ze krótkie=-='.
__
-K-kim jesteś?-Spytałam drżącym głosem ocierając oczy. Ta podeszła do mnie, uklękła, pogładziła po policzku i przytuliła. Ogień, który tworzył jej postać nie robił mi krzywdy, a delikatnie obejmował moje ciało ogrzewając. Czułam się tak bezpiecznie.
-Mój płomyczek.-Pogłaskała mnie po głowie.
-Kim jesteś?- Powtórzyłam pytanie.
-To długa historia.
-Mamy czas!-Spojrzałam na nią. Bez przesady. Weszła w moje sny wraz z tą matroną. Owszem, jestem wdzięczna za ratunek, ALE..!
-Ty masz, lecz ja nie.-Przyjrzała mi się uważnie.-Jesteś bardzo nieodpowiedzialna. W takim stanie nie powinnaś narażać siebie i dziecka.- Odwróciłam wzrok. A kto mnie wzywał?- Choć z taką cząstką nie ma co się dziwić.- Skierowałam na nią zdziwiony wzrok.
-Jaką cząstką?
-Tym światem nie rządzi tylko splot zdarzeń związany z zapieczętowanymi demonami. Choć duchy jak ja zostały już dawno zapomniane mimo, iż kiedyś wspieraliśmy mędrca.
-Co to ma wspólnego ze mną?-Może to dziwne, lecz odniosłam wrażenie, że się rumieni.
-M-mędrzec sam w sobie był s-silnym i p-pociągającym mężczyz-zną, a los nie poskąpił tych cech jego synom. Starszy był jak płomień, który pochłonie wszystko co mu się spodoba, a młodszy obdarzał wszystkich wokół światłem i ciepłem...- Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Coś do mnie chyba nie dochodziło.
-Co. To. Ma. Wspólnego. Ze. Mną?
-Płomyczku...
-Wiek mędrca i jego synów już dawno minął, ich dzieci także...
-Sądziłam, że nic nigdy nie przejdzie.
-A tu wypadek?
-Przykro mi.
-Przykro ci, że się urodziłam?
-Płomyczku...
-Zaraz! Czemu to się wgl. stało?! Jak znalazłam się w tamtym świecie?! I co to dla mnie oznacza?!-Poczułam jak moje ciało pokrywa się delikatnym płomieniem, wiec próbowałam się uspokoić.
-Nie wiem czemu zyskałaś moją cząstkę. Umieścili cię tak ponieważ sądzili, ze jeśli nie wychowasz się w tym świecie "to" nie da o sobie znaku, lecz to jest niezależne od chakry shinobi. Zesłałam sen, by cię uwolnili...
-Taki jak na mnie?
-Nie.
-Bez tamtej matrony?
-To była twoja wina.
-Że co?!- Poczułam jak ciepło przeszywa moje ciało.
-Uosobiłaś swój własny lęk. Spaliłaś okiya, zabiłaś Atariego i nie tylko.
-Ah.- Poczułam jakbym całkowicie opadła z sił. Miałam tylko nadzieję, że po spaleniu tej matrony to nie będzie do mnie wracać.- A co ta twoja cząstka oznacza dla człowieka?
-Prócz oczywistego spalenia i większej energii jesteś związana z Kyubim.-Spojrzałam na nią całkowicie zrezygnowana. Mało mi?
-A co to oznacza dla dziecka?
-Maleńkie ryzyko rinnegana lub nowe "kekkei genkai" jak nazywają to shinobi. Jest też możliwość, że urodzi się normalne.
-Yhm.-Zastanowiłam się. I tak źle i tak niedobrze.
-Płomyczku ja mam mało czasu.-Zwróciła mi uwagę kobieta.
-Więc słucham.
-To nie jest twoja wojna. Jeśli Kyubi będzie blisko może na ciebie wpłynąć, wiec bądź ostrożna. Mój związek z rodem mędrca trzeba było ukryć. Odkrycie tajemnicy przed szerszym gronem ludzi nie przyniesie ci nic dobrego. Musisz też sie kontrolować, bo żywioł cię prezentuje.
-Czy mój związek z Uchihą to kazirodztwo?- Wypaliłam nagle.
-Jesteś piątą wodą po kisielu.-Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja zawstydziłam się tak głupiego pytania.- Nie martw się.- Skinęłam głową, a ta pogłaskała mnie po twarzy.-Płomyczku unikaj walki i rozgłosu.-Wzięła rudy płomień w ręce, blakła.-To twoje.- Oznajmiła i gdy światło znalazło się naprzeciwko mnie puściła je. Przez chwilę migało jakby nie mogło o czymś zdecydować. Złożyłam dłonie jakbym chciała, by na nich usiadło, a ten zamigotał mocniej i dosłownie wszedł w moją skórę. Poczułam jakbym znalazła coś czego od dawna szukałam.-Dla bezpieczeństwa musiałam ci to odebrać, lecz już dorosłaś...- Kobieta spojrzała na mnie jak matka na córkę, którą widzi po raz ostatni.-Wybaczysz mi, płomyczku?
-J-ja nie mam cz-czego, al-le proszę mi powiedzieć: Nag-gato-san wiedział kim jestem?- Skinęła głową.- A inni? Itachi-sensei?- Zaprzeczyła.
-Mój czas tu dobiegł końca. Zapomnienie niszczy, a ja słabnę.
-Zobaczę cię jeszcze?
-Jeśli tego zapragniesz. Wracam do rodziny.- Przytuliła mnie.- Żegnaj, płomyczku.- Przytuliłam się do niej, a ona po chwili się rozpłynęła.
Pamiętałam. Pamiętałam jak krótko przed planowanym rozdzieleniem mnie z Atarim zasnęłam. Pamiętam płacz i uczucie ciepła we śnie. Pragnęłam, by wszystko zniknęło. Pragnęłam nie odchodzić. Obudziły mnie krzyki. Wszystko wokół płonęło. Potem uratowałam tamtą dziewczynę. Przygniotła mnie jedna z belek. Mimo, iż ogień nie parzył to dym był duszący, a kawał drewna mnie przytłaczał. Nie wiem kto mnie uratował, bo straciłam przytomność, a w przebłysku świadomości mam tylko zarys kaptura i obietnicę, że będę bezpieczna. Potem była pustka... Tak, potem bez pamięci traciłam do tamtego świata. Niby wszystko dla mojego dobra, a czy naprawdę zostałam ochroniona? Na pewno inaczej ukształtowana niż gdybym była tu przez cały czas, lecz czy to lepiej czy gorzej? Wolałam nie wnikać. Chcieli mojego dobra. Dziękuję.

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 69 "Spalenie"

Szłam bez pierwotnego strachu o każdy szmer. Chciałam dotrzeć do miejsca, które mnie tak przyciągało. Szybko trafiłam w jego okolice. "Chodź do mnie, chodź". Usłyszałam w głowie i przyśpieszyłam.
-Idę.- Powiedziałam cicho, przyciąganie było coraz silniejsze. W pewnej chwili zaczęłam biec. Nie mogłam się doczekać, to coś przyciągało mnie jak magnez. W pewnej chwili zobaczyłam światło. Nie... To był płomyk. Dziwny rudy płomień. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zatrzymałam się. Jak zahipnotyzowana. Mój cel. Krok za krokiem. Już blisko... Płomień. Nie widziałam ścian, nie widziałam ciemności. W głowie był tylko on. Ruda światłość.
Krzyknęłam, gdy natrafiłam na pustkę. Na szczęście zdążyłam chwycić się boku skały. Przepaść! Co za... Głupia pułapka! Jak mogłam się dać na to złapać. Wrzasnęłam, gdy poczułam jak coś oślizgłego obejmuje mnie za brzuch i wspina się ku górze. Zaczęłam panicznie machać nogami, lecz na nic nie natrafiałam. Moja dłoń powoli ześlizgiwała się ze skały. "Puść" Usłyszałam głos, a moja dłoń wbrew świadomej woli się rozwarła. Spadałam, lecz i to oślizgłe coś się ode mnie odczepiło. "Zaufaj mi" Zamknęłam oczy czekając na chwilę, gdy rozbiję się o skały. Wpadłam do wody. Otworzyłam usta i zachłysnęłam się cieczą zmieszaną z zastałymi na jej powierzchni glonami. Zaczęłam kaszleć, dławiłam się, słyszałam inny od prowadzącego mnie głosu chichot obok. Rzężenie przywróciło mnie do porządku. Z obrzydzeniem połknęłam ciecz i się rozejrzałam. Nie miałam dużo czasu. To nie Kisame mnie uczył, więc nie znałam jutsu, które pozwalałoby mi oddychać pod wodą. Choć on miał skrzela... Jak za mgłą dostrzegłam błysk światła. Mocno się odepchnęłam i machając nogami próbowałam płynąć jak najszybciej potrafię. Nigdy nie miałam zadatków na pływaczkę. W pewnej chwili poczułam jak coś mnie chwyta za nogę. Zaczęłam panicznie wywijać stopą i kopać. Nie myślałam racjonalnie. Nie mogłam się uwolnić. W pewnej chwili zaprzestałam walki nogami, obróciłam się i zaatakowałam dłońmi. Widziałam jak przez gęstą mgłę, więc wolałam zamknąć oczy. "Przestań!" W mojej głowie rozbrzmiał głos, jak na komendę zamarłam, a w moim umyśle przewinął się stary koszmar. Wtedy odrzuciłam ratunek. Światło...Wyciągnęłam dłoń ku dołowi i dotknęłam zimnej skały. Tak panicznie płynęłam, próbując całą sobą wypłynąć że nie zauważyłam, że moje dłonie już dosięgały "celu". Przesunęłam nimi po dnie i natrafiłam na szukany przedmiot. Gdy tylko go chwyciłam zostałam mocno pociągnięta ku górze. Wynurzyłam się biorąc gwałtowny oddech i kaszląc. Odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam na to przeklęte lustro. Wyglądało jak nowe. Jakby ktoś podłożył je chwilę nim spadłam, by mnie zmylić. Rozejrzałam się wokół siebie. Nikogo nie było. Kto mnie uratował?
-Halo?- Mój drąży głos obiegł podmorska jaskinię. Odzewu brak. Wstałam, przeszło mnie przenikliwe zimno. Skuliłam się obejmując się ramionami. Rozejrzałam się. Jedna droga. Skostniała ruszyłam w tamtym kierunku. Po chwili się zatrzymałam i otworzyłam torbę. Wszystko przemoknięte.. Mimo to nie zdjęłam jej z ramienia. W co ja się wpakowałam? *Głupia. Zawsze się wpakujesz. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną matką na świecie.* Myślałam zamarzając. W pewnej chwili od mojej tęczówki odbiło się rude światło. Wszystko zniknęło. Myśli, zimno. Był tylko ten dziwny płomyk. Szłam i tym razem nie spadłam. Doszłam  do źródła światła, uklękłam obok i gdy już chciałam wziąć płomyk w dłonie usłyszałam znajome rzężenie.
-Ku...Ku...Ku...Kur...Ku... Ku...Ichi... Ku...-Zamarłam, gdy czyjeś lodowate ręce objęły mnie od tyłu. Jedną ręką za gardło. Drugą w okolicy serca i płuc.-Ma...ka... ra...chan.- Wyrzęził mi głos do ucha. Jak w koszmarze chwyciłam dłoń i chciałam ją odsunąć, lecz byłam za słaba, dusiłam się. Tym razem naprawdę.
-P-pom-móż...-Poprosiłam cicho jednak głos, który dotąd mnie ratował i prowadził zniknął. Zamknęłam oczy. Nie... Mój sen. Ogień pod wodą... Spal. Spal swój lęk. Spal... Zamknęłam oczy. Odwaga, choć trochę... Przypomniałam sobie płomienie, które mnie ogarnęły, gdy walczyłam z Sasuke. To uczucie... Poczułam jak moje ubranie zaczyna schnąć. Płoń... Usłyszałam odgłos przypiekania jaki wydaje jedzenie po rzuceniu go na rozgrzany olej. Poczułam jak uścisk najpierw się rozluźnił, a potem jeszcze bardziej zacisnął. Otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro. Odbicie w lustrze przedstawiało pustooką maszkarę i zieleń moich oczu otoczoną ognistą obwódką. Giń. Usłyszałam krzyk, upuściłam lustro, które rozbiło się o skałę i błyskawicznie odwróciłam. Tym razem to ja chwyciłam tamtą maszkarę za szyję. Wyrywała się przeraźliwie krzycząc. Jej oślizgłe dłonie trzymały się moich nadgarstków, lecz ja nie chciałam puszczać. Po chwili z tego marnego stworzenia nic nie zostało. Wyparowała, a z jej środka wypadł kawałek drewna. Spalone drewienko. Podniosłam je i przesunęłam po nim palcem usuwając warstwę popiołu. W tej samej chwili upuściłam drewienko. Moja głowa. Przed moimi oczyma rozegrała się dawna scena. Płonąca kłoda z sufitu. Brak ucieczki. Po chwili otworzyłam oczy. Wzięłam drewienko w dłonie i używając niewielkiego płomienia katonu spaliłam je, popiół wrzuciłam do wody. Mój lęk właśnie spłonął. Spojrzałam na rudy płomień, który wesoło tańczył. Już nie oddziaływał na mnie w tak hipnotyzujący sposób.
-A więc gdzie jesteś?-Szepnęłam.
-"Katon Kana" -Usłyszałam cichy, ciepły głos. Te słowa wydawały mi się znajome.
- "Kanae Hisae"- Szepnęłam cicho i usłyszałam krok. Spojrzałam w tamtą stronę Ze ściany wyłoniła się kobieta.
-Witaj, kochanie.- Przywitała się łagodnie, a ja poczułam jak moje oczy z niewiadomego powodu wilgotnieją.

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 68 "Ciekawość"

Ruka Ougimachi-SADISTIC VAMPIRE
Cały czas tego słuchałam O.O
Początek historii znajduje się na <onecie>
_____
Tamtej nocy wyszłam z domu. Kurenai chyba nie miałaby nic przeciwko... Tak sądziłam. Było ciemno, sztuczne światła pogasły, nastała cisza. Zwiedzałam. Domki. Żadnych sklepów. No tak, przecież to nie jest wioska. To schron. Wielka spiżarnia itp. W pewnym miejscu kończyły się zabudowania... Spojrzałam w dal. Ziemia była skałą, niebo było skałą... Skalna pułapka. Co się kryje na jej końcu? Hm, było wcześnie... Miałam ochotę się przejść i zobaczyć. Może uda mi się dojść do końca? Czy tam jest wyjście czy na końcu jest ściana skały-ślepa uliczka... Cóż, ciekawość zwyciężyła. Wróciłam do "domu", znalazłam dwie pochodnie i ruszyłam. Zapaliłam pierwszą z nich. Czułam się niepewnie słysząc tylko swoje kroki... Drapieżnikowi równie dobrze można byłoby mnie podać na tacy... Moje położenie niewiele się od tego różniło. Zagryzłam lekko usta. Przecież to może działać także w drugą stronę, prawda? Na pewno usłyszałabym, gdyby ktoś lub coś się do mnie zbliżało, prawda? PRAWDA?! Westchnęłam cicho. *Spokojnie, spokojnie, spoko...* Krzyknęłam, kiedy coś przeleciało mi koło nóg. *Mysz...* Odetchnęłam z ulgą. *Zawał o mysz... Nie, no, odważna jesteś...* Zaśmiałam się cicho. Za dużo stresu... Ruszyłam, lecz po chwili usłyszałam kroki. Błyskawicznie zgasiłam pochodnie i ani drgnęłam. Ucichło... 

-Katon... *No to po mnie.*- Tuż koło mojego ucha przeleciała kula ognia.- Czemu tu jesteś?- Spytała ruda dziewczyna.

-Eee... A ty?- Przeszłam do "ataku".
-Zobaczyłam jak wychodzisz. Czego tu szukasz? Ty jesteś tą z akatsuki? Kontaktujesz się z kimś?!
-A...
-Chcesz nas wydać?!
-Ale...
-Jak możesz?! Przygarnęliśmy cię...
-Ej!
-Zdrajca! Wracam i...

-Ej, stój!- Chwyciłam ją za ramię. Przecież ja nic nie zrobiłam.- Chciałam się po prostu przejść, ok?! Nie wiem co tu jest, nie mam pojęcia gdzie jest wyjście, wiec jak niby miałabym się z kimś kontaktować?! Pomyśl. Trwa wojna!- Przedstawiłam swoje stanowisko. Nikt nie będzie mnie bezpodstawnie oskarżał.- Do tego nie lubię Madary.- Mruknęłam patrząc już gdzieś w bok.

-Przepraszam.- Powiedziała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. Że co?- Przestraszyłam się. Mój brat zginął na tej wojnie. 

-Rozumiem. Przykro mi.- Nasza rozmowa przybrała spokojniejszy ton. Cóż, przynajmniej już na mnie nie krzyczała. Po chwili ruszyłyśmy dalej zwiedzać. Z kimś u boku czułam się bezpieczniejsza... Choć przez moją głowę przemykała myśl, że ona może mnie w każdej chwili zaatakować...

-Wracajmy.-Zajęczała w końcu.-Za niedługo wszyscy wstaną...
-Oj, no... Już blisko. Nic się nie stanie...

-Już blisko do czego? Ta jaskinia się chyba nie kończy!
-Ale...
-Wracamy!- Zarządziła i pociągnęła mnie za rękę. W chwili, gdy ja czułam, że coś ciągnie mnie do przodu ona mnie cofała... Z utęsknieniem spojrzałam w czarną pustkę i posłusznie wróciłam do wioski. Muszę wziąć plecak... Trochę jedzenia, wody... I oczywiście powiadomić Kurenai, by nie mieć jakiś kłopotów. Muszę zobaczyć co tam jest! Obróciłam się jeszcze raz i coś mignęło mi przed oczyma.

-Czekaj!- Krzyknęłam i tam pobiegłam.
-Nie!-Zerwała się za mną i mocno przytrzymała.-Tam jest coś złego, naprawdę! Czuję to! Nie idź! Coś ci się stanie, wracajmy! Już rano! Będą się martwić!-Spojrzałam na nią uważnie. Naprawdę się bała. Czy to miejsce wywoływało w niej tak silny strach jak we mnie fascynacje? 

-Dobrze.-Zrezygnowałam. Nie chciałam nikogo krzywdzić, a ona chyba naprawdę się bała. Prowadzona przez nią za rękę powstrzymywałam się od oglądania za siebie. "Chodź do mnie" W głowie zabrzmiał mi znajomy głos. Błyskawicznie się odwróciłam.

-Stój!- Rudowłosa przytrzymała mnie za ramię. Tak bardzo chciałam tam biec. Tak bardzo chciałam rozwiązać tą zagadkę. Tak bardzo chciałam... Choćby to oznaczało, iż będę musiała stoczyć walkę z tym rzężącym dusicielem. Choćby miało okazać się, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Że oszalałam.. Póki jeszcze mogę. Dziś lub jutro.

-Przepraszam.-Powiedziałam odwracając się do dziewczyny, która za rękę doprowadziła mnie do "domu". Ludzie już powstawali. Kurenai nie skomentowała mojego zniknięcia. Dzień spędziłyśmy w ciszy. Jak zwykle.
-Proszę Pani...-Zaczęłam podczas zmywania. Zwrócona do ściany nie musiałam patrzeć w jej oczu. Choć to i tak mała ulga. Czułam ciężar jej spojrzenia.-Mogę wybrać się poza teren zabudowań?
-A wiec tam byłaś zeszłej nocy.-Westchnęła.-Oczywiście, lecz nie zapuszczaj się daleko. Mało osób, które się tam udało wróciło żywe. Weź broń.-Skinęłam głową.-Odprowadzę cię.

-Dobrze. Choć nie musi się Pani kłopotać.
-Nie martw się o to. Miło będzie na chwilę wyjść.-Nie odczuwałam potrzeby kontynuowania tejże rozmowy. Po co? Jeśli chce zobaczyć jak idę na tą niby pewną śmierć to dobrze. Ah, nie powinnam posądzać jej o tak złe intencje. Przepraszam. Już chwilę później się pakowałam. Kobieta dodatkowo mnie sprawdziła. Ona nie była zła. Wyszłyśmy razem z "domu", czułam na sobie ciekawskie spojrzenia ludzi. Nie mogłyśmy poczekać jeszcze trochę? Naprawdę ine lubię być w centrum uwagi.
-Jesteś bardzo nieśmiała prawda?-Zagadała w końcu, a ja jeszcze bardziej spuściłam głowę. Czułam jak pieką mnie policzki.

-Cz-czemu Pani pyta?
-Wyglądasz jakbyś chciała uciec z dala od ich spojrzeń.-Zamilkłam. Miała rację.-Oni naprawdę niczego cie nie nauczyli.-Dodała. Zacisnęłam dłonie. Jak śmie! To nie ich wina! Jestem jaka jestem! Spojrzałam na nią pewniej i uniosłam dumnie głowę. Jestem z Akatsuki! Ktoś ma coś przeciwko?! Słucham!
-Kurenai-san!
-Aiko-san!- Usłyszałam znajome głos. Odwróciłam się i spojrzałam na dwie dziewczyny: jedna ruda, druga czarnowłosa. Szarooka dosłownie się na mnie rzuciła i mocno przytuliła.
-Aiko-san, przyjęli cię!-Przytuliłam ją do siebie i ucałowałam we włosy.-Gdzie idziesz?-Spojrzała na mój bagaż.
-Kurenai-san, ona nie dizie tam gdzie wczoraj prawda?!- Brązowooka wiewiórka patrzyła na mojego "strażnika" z wyrzutem w oczach.
-Nie mogę jej zabronić, Otae-chan.

-Ależ może Pani! To z Panią mieszka! Jest zależna i...
-Otae-chan, nie mogę jej więzić.-Spojrzałam na kobietę zdziwiona. Byłam tak przyzwyczajona do zamknięcia, ze nie pomyślałam, iż ta może mieć inne intencje niż trzymanie na "smyczy" lub pozbycie się mnie w razie problemu. Chyba naprawdę...Przyzwyczaiłam się do takiego podejścia. 

-Otae-san, Mai-chan, wrócę, dobrze?-Uśmiechnęłam się do nich.
-Ale to jest niebezpieczne!-Zaprotestował lisek.
-Idę z tobą!-Postanowiła ciemnowłosa, a ja położyłam dłonie na biodrach.

-Do domu! Obie! Tak nie może być! Która godzina?! Na pewno ktoś was szuka Dobranoc!- Spojrzały na mnie jakby doznały szoku.-Możecie mnie odprowadzić.-Dodałam łagodniej, a te uśmiechnęły się do siebie. Jedna chwyciła mnie, a druga moja opiekunkę za rękę. Odprowadziły mnie na krawędź schronu. Pożegnałam się i ruszyłam znajomą drogą, Kurenai miała je odprowadzić do domu. Ja miałam odkryć co chowa się za ciemnością. Odkryć źródło dziwnych snów... 

sobota, 13 października 2012

Witam.

Możliwe, że mnie znacie. Możliwe, że znacie bohaterkę tej opowieści.
Skąd?
http://kolec-rozy.blog.onet.pl/
Onet jest uroczym serwerem.Piszesz, piszesz, zapisujesz i "niespodzianka!"-wcięło ci całą pracę :3.
Mam dość nerwów, a że już parę razy sprawdzałam i mimo obietnicy poprawienia stanu rzeczy dalej nie mogę pracować przenoszę bloga tutaj.

Moi drodzy...
Chcę wam opowiedzieć historie dziewczyny, która na właśnie życzenie została wyrwana ze spokojnego i nieświadomego życia trafiając w ręce najbardziej niebezpiecznych ludzi miejsca, w którym się znalazła. Uczy się życia pod okiem zabójców, którym jedno odebrane życie więcej nie zrobiłoby różnicy. Opiekują się nią ludzie, którymi rodzice nie maja odwagi straszyć dzieci.
Jakby to powiedzieć: "Naruto" i druga strona medalu.
"Akatsuki" oczami zagubionej w tamtym świecie dziewczyny.
Bo czy "zwierzęta", których ręce zostały splamione przez krew wielu ludzi, potrafią pokazać młodej kobiecie co jest ważne w życiu? Czy prócz instynktów mają w sobie jeszcze szczątki uczuć?

Całe 67 rozdziałów historii znajduje sie na "onetowym kolcu".
Przenoszenie wszystkiego tutaj nie miałoby sensu.
Ah, ostrzegam, że początki nie są najlepsze. Cóż, byłam dzieckiem... Uczyłam się pisać, ćwiczyłam... I podobno teraz jestem lepsza. Możecie sami to ocenić...