piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 79 "Czekanie"

Ogarnijcie! XD
A tak od połowy:


___
 -Mam karetę.-Oznajmiłam próbując nie szczękać zębami. Wygrał i po chwili otwartej radości podszedł i wziął mnie do siebie na kolana. Był cieplejszy. Wtuliłam się w niego z wdzięcznością.
-Lepiej?
-Owszem... Dziękuję.-Szepnęłam cicho. -Dlaczego to robisz?-Spytałam po chwili. Może myślę stereotypowo i go przez to krzywdzę, lecz od kiedy ludzie jak on bezinteresownie opiekują się słabszymi?
-Zbieram punkty u Sasuke.-Wyszczerzył się do mnie, a ja obdarzyłam go nieaprobującym spojrzeniem. Ten pseudo-optymista to urodzony demotywator. Westchnęłam w duchu. Przynajmniej jest szczery. Ma mnie trzymać z daleka. Dobrze, posiedzę sobie tutaj. Przynajmniej mnie ogrzewa, a nie związuje.
-Nie martw się. Nie mam ochoty mu przeszkadzać.-Mruknęłam. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro.
-Głupia jesteś, wiesz?- Zapytał wesoło. Jego ton nigdy się nie zmienia? To nie było miłe.
-Super.-Wtuliłam się w niego. Mało mnie obchodziła jego opinia i sposób w jaki mówiłam wyraźnie na to wskazywał.
-Jak Sasuke podejmie decyzję albo cię do niego zaprowadzę albo odeślę w bezpieczne miejsce.
-Ale ja do niego nie chce iść!-Podniosłam głos. Irytowało mnie to już. Sasuke, Sasuke, Sasuke. "Idziesz do Sasuke", "będziesz przynętą na Sasuke", "bo Sasuke nie da ci nic zrobić", "jak to się skończy zaprowadzę cie do Sasuke"... Sasuke! Sasuke! Sasuke! Ja nie chce "SASUKE"! Mam dość tego, ze mnie z nim wiążą! Uchiha, cały czas Uchiha! A JA?! Hidoi! Aiko! Nie Uchiha! Ja też coś znaczę... Prawda? Jestem osobą... Moją wartość nie mogą wyznaczać moje powiązania z tym klanem, z Akatsuki... Z Madarą... I dziecko. Jestem osobą, ja chce... Coś znaczyć sama w sobie... Ja chce... Nie chce cały czas słyszeć o Sasuke! Nie chce! Nie chce Madary! Nie chce Sasuke! Nie chce wojny!
-Chce do domu.- Odezwałam się płaczliwie. Chce do Itachiego. Chce do domu. Chce mieć normalną rodzinę. Chce móc wieczorem wypić kubek kakao, poczytać książkę, obejrzeć film, pohuśtać się na huśtawce, upiec coś, pokłócić z kimś, pogonić, pobawić... Móc być dzieckiem jak kiedyś lub komuś po prostu matkować. Przeszłość nie wróci, lecz czemu nie mogę żyć spokojnie w jakieś wiosce z Mai i dzieckiem? Dlaczego? Dlaczego wokół mnie musi rozgrywać się takie piekło? Gdy ktoś walczy przynajmniej nie myśli, a ja? Cały czas... Albo jestem zawieszona w przestrzeni, albo... Albo mnie gonią... i cały czas ktoś więzi, od czegoś odsuwa, czegoś zabrania... i cały czas słyszę o Uchihach. A najgorsze jest to, że mam czas... Mam czas wszystko rozpamiętywać, o wszystko się martwić. Chciałabym walczyć. Byłoby tu i teraz. Działasz lub giniesz, nie analizujesz za wiele, myślisz szybko o tym co jest. Męczysz się jedynie fizycznie...
-Ja nie mam domu i nie jest mi z tym źle.-Spojrzałam na niego, jego uśmiech osłabł, gdy zobaczył moje błyszczące od wilgoci oczy.
-Ja też nie, Suigetsu, ja też nie mam domu.- Uśmiechnęłam się smutno.-Ale miałam.-Nim zdążyłam poruszyć dłonią otarł mi łzę, która spłynęła po policzku. Spuściłam głowę i objęłam się dłońmi.
-Czy wasza historia nie nauczyła was, że wojny są złe? Że nie warto walczyć? Że to tylko strata i ból? Wszyscy coś tracą... Nikt nic nie zyskuje... Prócz królów, którzy nie cierpią... Prócz tych, którzy wydają rozkazy z ciepłych komnat i nie widzą pola walki...-Drżałam. Nie wiedział co robić.-Którzy nie słyszą płaczu kobiet, dzieci... Jęków umierających... Którzy, gdy oddziały głodują przejadają się i leżą do góry brzuchem... Którym wiecznie jest mało... Mało zaszczytów, mało władzy, mało jedzenia i wina, mało poddanych i ziem... Choć własnych nawet nie zwiedzili, choć nie są w stanie zjeść tego co mają na stole, choć nie wiedzą ilu ludzi mieszka w kraju i ich chwali... Choć nigdy nie zostali uciśnieni i zmuszeni do wysiłku... Do czasu.
-Aiko.-Próbował mi przerwać wykorzystując chwilę, w której wzięłam oddech. Nie, to nie koniec. Byłam jak w transie.
-Do chwili, gdy któraś ze stron nie przegra.-Spojrzałam na niego. Mój głos został wyprany z wszelkich emocji.-I albo zostaje zawarty pokój albo ktoś traci pozycję.-Uśmiechnęłam się lekko. Jego oczy się rozszerzyły. W ich odbiciu widziałam jak bardzo niepokojący grymas to był. Ironia i okrutna satysfakcja.-Stryczek, gilotyna, wygnanie.-Wymieniłam powoli, z wyczuwalna przyjemnością. Sadyzm.- Król traci wszystko, zmieszany z błotem, mieszczaństwem... Bez władzy. Głód, chłód. Jak to jest być normalnym człowiekiem, o wielki władco?-Spytałam z ironią, prawie ze śmiechem.- Spójrz na ziemię nasiąkniętą krwią...
-Aiko...-Niepokoił się. Bał się?
-Spójrz w puste oczodoły trupów, dotknij zgniłych i zmasakrowanych ciał...
-Hidoi!-Przytknął mi dłoń do ust uderzając w zęby. Po moim policzku spłynęła ostatnia z łez.-Jeśli przegracie nikt tak nie skończy. Wszyscy zostaną poddani iluzji. Nie będzie ucisku, nie będzie chłodu i głodu.-Powoli odsunął dłoń i otarł mi łzy, które błyskawicznie wsiąkały w jego ciało.
-Będzie iluzja. Będziemy jak zombie. Będziesz żył w kłamstwie. W iluzji zdobędziesz swoje miecze, lecz to nie będzie prawda. To tylko słodkie kłamstwo. Niemoc... Nawet nie będziesz tego świadom.-Zamilkłam na chwilę.-Zmarli za którymi tęsknimy wrócą do życia... Każdy będzie miał to czego pragnie... Łatwo... Nudno... Kłamliwie. Każdy w swej iluzji stanie się w końcu egoistyczną władcą świata... Uszczęśliwiłoby cię, gdyby na pstryknięcie palców miecze zostały złożone u twoich stóp? Czy miałyby wtedy jakieś znaczenie? Miecze będą oznaką twojej siły. Rzucone do twych stóp, oddane bez walki... Może wspaniałe, lecz o wiele mniej warte.-Zamknęłam oczy. Władcy się nudzą. Dlatego były wojny. Chcą więcej. Z nudy. Chcą by coś się działo. Chcą zapisać się w historii. Chcą coś zdobyć. Chcą przerwać nudę. Dlatego wyruszają na wyprawy. Jak mogą być szczęśliwi, w chwili, gdy wszystko widzieli i wszystko poznali? Jak można być szczęśliwym bez przeszkód? Bez rzeczy, która fascynuje, ciekawi... bez czegoś co można zdobyć, podziwiać... Dlatego tyle wojen... Dlatego romanse w królewskich ścianach.- A może to ja się mylę?-Spytałam cicho patrząc mu w oczy. Bez wahania mnie do siebie przycisnął. Mając wszystko nie ma się nic...
-Dlatego Uchiha mają ciebie.
-PRZESTAŃ!-Odepchnęłam go i wstałam.-Co ja jestem?! ZABAWKA?! Jakaś specjalna atrakcja dla nich?!
-Edycja limitowana.-Odpowiedział wesoło, lecz uśmiech znikł, gdy na niego spojrzałam. Od razu też się uspokoiłam. Nie powinnam się denerwować, powinnam panować nad emocjami. Ostrzeżenie jakim była płonąca stal mojego wzroku odbita w jego oczach wystarczyła, bym wróciła na ziemię.
-Przepraszam. Ja po prostu nie rozumiem... Nie rozumiem czemu każdy z was uważa, że ja coś znaczę... Sasuke to Sasuke. Madara to Madara. Jeśli coś się stanie żaden nie odczuje. Będą żałować tylko jego.-Położyłam sobie dłoń na brzuchu.-Tylko... A wy mówicie jakbym to ja była celem. Jestem tylko małą dziewczynką.
-Dosłownie małą.-Wyszczerzył się czując, że jest bezpieczny. Poklepał mnie po głowie, a ja się uśmiechnęłam.
-Małe jest piękne... A teraz przytul, bo zimno.-Bez wahania wziął mnie w ramiona.
-Głupia jesteś.-Wyszczerzył się.
-Oj wiem, wiem... Nie denerwuj matki, bo jak dziecko będzie znerwicowane to zamiast pochwały dostaniesz od wujka w łeb.-Zaśmiał się.
-Jakbyś zobaczyła jego reakcję jak cię wyczuł zaśpiewałabyś inaczej.- Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Z nim był taki problem, że nie wiedziałam czy żartuje czy mówi poważnie.
-T-to znaczy?-Zdecydowałam się zaryzykować i okazać ciekawość.
-Sasuke nam odleciał.-Pokazał dwa rzędy piranich kłów.
-Jak odleciał?
-Odleciał. Przez chwilę go z nami nie było. A potem kazał nam zostawić cię w spokoju.
-I nie posłuchałeś.
-Stwierdziłem, że jak będę cię chronił będzie spokojniejszy i skoncentruje się na podejmowaniu decyzji.
-Tsa... Jakbym była w stanie zakłócić tą jego zimną kalkulację.
-Głuuupia jesteś, Aiko.-Przeciągnął śpiewająco, a ja się zaśmiałam. Wzięłam karty do rąk i mu podałam.
-Tasuj!-Rozkazałam. Dość Sasuke. Czas kogoś pokonać.
Ograł mnie dwa razy. Przy trzecim złożyłam karty i ziewnęłam.
-Śpiąca?
-Yhym... Za dużo śpię.
-Powinnaś odpoczywać.
-Ale nie, aż tyle. Pojawi się, nie obudzisz mnie i chowanie pójdzie na marne.
-Ale kupiliśmy trochę czasu.-Uśmiechnęłam się słabo. W sumie.
-Sądzisz, że co zrobi?-Spytałam patrząc na karty. Grając nie zasnę. Zebrałam je i mu podałam. Wyciągnął dłoń i zniknął. Przez chwilę siedziałam z wyciągniętą talią. "Coś się stało." Przeleciało mi przez głowę. Musiało. Wstałam mając złe przeczucia.
-Suigetsu?- Odezwałam się pytająco, choć wiedziałam, że nikt mi nie odpowie. Opadłam na poduszkę i cicho westchnęłam. "I co teraz?" Byłam ciekawa jaką decyzję podjął Sasuke, lecz wiedziałam, że jeśli ruszyli pewnie ich nie dogonię. Dodatkowo był jeszcze ten dziadek. Powinnam się ukrywać... "Czyli siedzieć na tyłku i nie robić nic." Westchnęłam zirytowana i szybko się zerwałam. Nie ma tak. Wychodzę! Zatrzymałam się i spojrzałam na swój brzuch. Oparłam się o ścianę i ukryłam twarz w dłoniach. *Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę!*
*Nie powinnam.*  myślałam zamykając drzwi domu. Czekanie było najgorszą z tortur.
*Jestem okropnie nieodpowiedzialna* przemknęło mi przez głowę, gdy biegłam pomiędzy domami.
W pewnej chwili poczułam coś co szybko mnie zatrzymało. Ta chakra... Chakry. Potężna... Zadrżałam na całym ciele i mimowolnie cofnęłam do tyłu. "Madara, nie Madara, Madara, nie Madara..." Jeśli to on zginiemy. Czułam to. Bałam się. Bałam. Zakryłam dłonią usta. Mój umysł się zawiesił. Nie wiedziałam już co robić. "Przeciw" nie miałam szans. "Z" byłam bezużyteczna. Zresztą... ta moc... To tak jakby ktoś pstryknął palcami i nagle uwolnił... Tyle energii. Tak podobne do siebie. Tak zespajające się. Kto ma w swoim władaniu coś takiego? Edo Tensei Peina... Byłam pewna, że nigdy nie ożywił człowieka o takiej mocy. Byłam też pewna, że wszyscy, których ożywił razem wzięci nie byli tak potężni. Jak ta niszczycielska siłą i ta, która... Oddalała się? Powoli się uspokajałam. Była coraz dalej... I bliżej pola bitwy. Zamknęłam oczy. Przez to nagłe uwolnienie zgubiłam energię Uchihy, Jugo i Suigetsu... Teraz czułam. Byli razem z tym. Wiec... To coś... Więc to ta sama słabsza chakra! Odetchnęłam cicho. Tak, energia słabła... To przez wybuch. Zwolnienie czegoś... Skumulowana dała coś takiego... Choć... Ci ludzie musieli być naprawdę potężni... Lecz teraz już się nie bałam. Ja... Chciałam zobaczyć co się dzieje. Co będzie się działo. Którą stronę wybrał Uchiha. Uśmiechnęłam się sama do siebie. "Znowu Uchiha". Zaprawdę... ten klan okropnie determinuje mój los. Ruszyłam do przodu. Nie biegłam. Nie spieszyłam się do momentu, gdy przez umysł przeszło mi, iż coś może się młodemu stać. Zacisnęłam dłonie. Mi też... A ja także muszę kogoś chronić. Zatrzymałam się. Jeśli tam pójdę i coś się stanie rzucę się na ratunek zapominając o wszystkim. Spojrzałam w ciemne niebo. Ucieczka od winy. Jeśli nie pójdę i coś się stanie będę sobie wyrzucać, że się spóźniłam. *Itachi, co byś zrobił?* Spytałam przestrzeń w swoim umyśle ruszając. Pamiętałam jak zaatakował nas Orochimaru i Sasuke. Pein i reszta walczyli, Konan uciekła, bo był deszcz, a ja miałam biec z Uchihą... goniona przez drugiego sharinganowca. "Odsuń się." Gdy młodszy mnie zaatakował nie dał mi walczyć. "To moja walka". Uśmiechnęłam się sama do siebie czując łzy w oczach. Pochwalił mnie wtedy. Otarłam oczy przypominając sobie swoje zająknięcie i jego przerwanie. "Wiej". Nawet nie wiedziałam co chciałam wtedy powiedzieć. Podziękować? Zatrzymał mnie sharingan... Miałam pewność, że to jego brat. Właśnie... "Jesteście rodziną" usłyszałam swój drżący głos. "Jesteście braćmi!" Krzyczałam. Teraz otarłam sobie oczy. "Jesteście braćmi!" Uchiha, debilu! On wiedział co to rodzina! Wiedział! Walczyliście! Ty z nienawiścią, on z miłością, a to... A to wszystko mogło skończyć się inaczej! Na pewno! Tyle błędów... Pula błędów... Błędy wszystkich. I wojna. Moje protesty. "Zabiję go." Zrobiłeś to. "Przeszkodzisz mi?" I przerwane twierdzenie. Nie powstrzymałam. Poznałam powody... I musiałam... Musiałam nie móc. Niedokończona odpowiedź i ból związany ze spotkania z drzewem. Odepchnął mnie jak wiele razy wcześniej. By mnie chronić. Przed raną. Przed walką. Pogarda Sasuke. Nienawiść. Do czego to wszystko doprowadziło. Nienawiść Uchihów! Nienawiść wioski! Strach! Strach... uraza... Sasuke-kun. Tak jak wtedy i teraz trwa walka na śmierć i życie. Strona owładnięta nienawiścią i strona "lepsza". Strona, która maczała swe ręce we krwi, lecz wtedy i chroniła. Tak jak teraz chronią życie. Wolność. Pokój... Tak jak i on... Poświecenie dla pokoju. Dla "większego dobra". Tyle osób przez takie rzeczy cierpi. Tyle bólu to rodzi. Rodzi i nowe zagrożenia. Ból rodzi żal. Żal do systemu. Żal do tego, iż trzeba się poświęcać. Zemsta za stratę, która niczego nie zmieni, a może tylko pogorszyć sytuację... Bo zrodzi nowy żal. nowy ból. Nową stratę. Nowe wydarzenia. Nowe, a stare. Koło. Błędne koło błędów. Wtedy... Wtedy tak jak i teraz próbowałam ingerować. Choć trochę pomóc, lecz i tak... I tak w końcu to mnie chroniono. Chroniono ponosząc rany. Chwila, gdy mnie zasłonił i odepchnął. gdy katana przeszyła jego bok... Już nie próbowałam przeszkadzać. Słabe dziecko... Nieudolność. Krwawił. Był ranny. Przeze mnie. "Miałaś uciec." "Nie musiałeś mnie chronić." "Rozkaz Lidera". Pokręciłam głową idąc. Tak bardzo... Chciałam płakać i się śmiać... Śmiać z ironii tamtej sytuacji. Płakać przez stratę i winę. Ja... "Przepraszam Itachi. Nie ucieknę." Zagryzłam wargi. Oby i tym razem ktoś zasłaniając mnie nie skończył z przebitym bokiem. "Zaufaj mi". Zagryzłam usta. Nie chciałam być ciągle obserwowana. Nie chciałam być przez nikogo traktowana jak wróg, jak bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć... Lub jak przeszkoda. "Sam mnie trenowałeś." Właśnie. Ja nie chce być bezużyteczna i zawadzać! Bo na głupotę nic nie poradzę. "Ja do niego nie chce iść!" Przemknęło mi przez głowę.  Jedno powiedziałam Hozukiemu, drugie robię. Kobieca natura. Przyśpieszyłam.
__
Przywołana sytuacja została opisana w rozdziale 35 "Rozkaz"
A właśnie! Zapomniałam wspomnieć: Zgodziłam się na wspólne prowadzenie fanpage'a :3.
Zapraszam, bo dopiero zaczyna >D. -> "Keep calm and czcij Alucarda" <- wszystko, nic i jeszcze więcej! :D

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 78 "Mokry optymizm"


Dostałam propozycję, by pisać o Bleach'u. Czemu piszę tu o tym? Kazano mi -,-'.
Tak więc tłumaczę: Nie piszę o Bleach'u ponieważ nie mogłabym zrobić tego w ten sam sposób jak tu: nie naruszając fabuły mangi... Czemu? To wygląda tak: Shinigami próbują coś zrobić, ponoszą ofiary, wszystko się sypie, wkracza Ichigo i sam wszystkich ratuje. Postać poboczna? Kompletna fajtłapa, która zostaje niezauważona(to byłoby ciekawe?) i zawsze dostaje w skórę nim przybywa Ichi, zazdrości mu i czuje się przez cały czas niedoceniana lub ktoś kto nic nie wie i próbuje coś odkryć. Nie mając "daru widzenia" nie da się. Cały czas, by latała i nic, by z tego nie wyszło. Gdyby coś widziała? Musiałaby do nich dotrzeć, odrzuciliby ją. Gdyby przyjęli naruszyłabym mangę, bowiem pewnie musiała się zaprzyjaźnić z Ichigo i resztą. Inoue mogłaby być zazdrosna... Bohaterka na pewno, by się wmieszała w akcję... Musiałabym kompletnie zejść. Bleach nie jest opowieścią, w której można wbić się w akcję nie naruszając całości... Nic nie mieszając, nie psując, nie plątając czy przez przypadek nie pokrzyżować wątku logicznego(albo nielogicznego) wydarzeń. A ja, tak jak tu, chciałabym wam przedstawić akcje nie z punktu widzenia głównego bohatera, a pobocznej postaci... Pokazać, że to co się dzieje nie oddziałowuje tylko na główną postać... Są różne punkty widzenia... Bleach nie jest odpowiednią mangą... Bohaterka mogłaby być Arrancarem... Słabym... Chowającym się? Nie ten styl... Nie ten gatunek... Zresztą puści i ich mutację są zwykle zdominowani przez jakąś ideę, prawda? Szaleństwo, nihilizm(Grimma, Ulquiorra-> <3)... Wyłamanie sie ze schematu? Shinigami w końcu i tego stworka, by dorwali. Jak nie oni to Ichigo. Jak zostało pokazane na przykładzie brata Inoue nie ma powrotu. Nawet jeśli pusty na chwilę odzyska świadomość i tak znika... Nie widzę rozwiązania. Zrobić akcje poruszającą przeszłość? Naruszę pewnie watek logiczny, bo autor w tej chwili wraca do młodości ich rodziców... Przyszłość? Nie wiadomo co się wydarzy i jak to wszystko zmieni. Zresztą jeśli już będzie spokojnie... To tylko walki z pustymi. Nic specjalnego. Autor mangi dał już tam tyle ras, że... nie warto mieszać... A Ichigo jako taki "super hero" i tak, by się cały czas wtrącał... Nie da się go usunąć, trudno wyobrazić sobie kogoś silniejszego od mieszańca, który pojawia się zawsze, gdy coś się dzieje. Mogłabym napisać romansidło... Widzicie sens? :3
________
W jednym z wielu domów znalazłam piwnicę, a tam mnóstwo broni. Nic dziwnego, że tam była. Takiego zbioru nie szło, ot tak, przetransportować... Do tego wiele z nich było powykrzywianych... Widocznie wiele przeszły i ktoś postawił na nowe twierdząc, że te mu się nie przydadzą. Podziękowałabym za tą decyzję, bo większość broni nadawała się do użycia. Rozejrzałam się dookoła. W gruncie rzeczy tu mogłabym czekać, aż mnie znajdzie. Na dworze pada deszcz, więc moje ogniste techniki stają się mniej skuteczne, moja energia jest wyciszona, więc... Musi mieć szczęście, by mnie złapać. Gdy on będzie biegał za mną lub Uchihą ja sobie tu spokojnie przeczekam.Po co się męczyć? Usiadłam przy ścianie i oparłam o nią głowę patrząc w sufit. Właśnie. Nie powinnam się była męczyć. Przymknęłam oczy.
~~
-Księżniczko? Ai-Hime!-Zaśmiałam się w duchu słysząc wołanie. Przylgnęłam do drzewa próbując uspokoić oddech i się nie roześmiać. Goń mnie, goń.-Bu.-Wrzasnęłam tak, że ptaki zerwały się z drzew, gdy nagle pojawił się obok mnie. Z wrażenia odskoczyłam w bok i potknęłam się o korzeń. A on? Zaczął się bezczelnie śmiać. I to jak! W głos! I nie przestawał! Nic nie dawało moje srogie spojrzenie. Po chwili ze śmiechu chwycił się za brzuch i oparł o drzewo.
-To nie jest śmieszne!-Krzyknęłam w końcu z rozpaczą w głosie. Uspokoił się, spojrzał na mnie i znowu wybuchnął. Spuściłam głowę.-T-tak się śmiać z czyj-jegoś nieszczęśc-cia! J-jak możesz!-Śmiech ucichł, poczułam dotyk jego dłoni na twarzy, którą mi uniósł. Wydęłam lekko policzki,a  ten się uśmiechnął.
-Przepraszam, hime.-Przytulił mnie. Wtuliłam się w niego,a  ten ścisnął tak, że poczułam się zgniatana.
-P-puść, H-Hidan, um-mier-ram!-Wydusiłam z siebie, a ten rozluźnił i znów to zrobił. Prawie, że słyszałam odgłos łamanych kości.-H-Hidan!-Zaśmiał się w głos, a ja miałam ochotę walnąć go w tą srebrną łepetynę. Tak też zrobiłam. Spojrzał na mnie tymi swoimi fioletowymi oczami i zmiękłam. Ucałowałam go w czoło.
-Masz za swoje.-Wymruczałam jednak, a ten się wyszczerzył. Wiedziałam. Wiedziałam, ze go to wcale nie bolało. Odwróciłam wzrok udając obrażoną. Pogłaskał mnie po włosach. Uśmiechnęłam się do niego lekko, lecz przez dziwną myśl, która przebiegła mi po głowie posmutniałam.
-Co się dzieje?-Wyczuł, że tym razem nie udaję.
-Będziesz zawsze przy mnie, prawda?-Spytałam cicho.-Ty i reszta... Sasori, Itachi, Kisame, liderek... Będziecie?-Spojrzałam mu w oczy, a ten zamrugał i odwrócił wzrok.
-Nie patrz tak na mnie.
-Przepraszam.-Spuściłam wzrok i poczułam jak kładzie mi dłoń n głowie.
-Jasne, że będziemy.-Odezwał się po chwili, a ja się przysunęłam i go przytuliłam.
-Zawsze?
-Zawsze, księżniczko, zawsze.-Podniósł mnie i przytulił. Wtuliłam się w niego obejmując za szyję. Spojrzałam w drzewa i zobaczyłam czerwony błysk. Powinnam iść na trening.-W życiu nie porzuciłbym takiego słodziaka.-Zdziwiłam się lekko tym zdaniem, lecz tylko cicho westchnęłam. Itachi poczeka tą chwilkę. Zamknęłam oczy.
~~
Przez chwilę trzymałam powieki przymknięte, lecz w końcu zimno wygrało. Otworzyłam oczy i się podniosłam. Wolałam być otoczona ciepłem snu. Ciepło nieświadomości. Ciepło wspomnień. Przeciągnęłam się i usłyszałam jak strzykają mi kości. Nie znalazł mnie. Może porzucił pomysł? Zadrżałam gwałtownie. Spanie na zimnym kamieniu. Tak, to był bardzo zły pomysł... Choć nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Pewnie to przez tą jego truciznę. Potarłam ramiona. Zimno, zimno, zimno... Byłam ciekawa czy deszcz przestał padać, jak tam wojna. Chciałabym, by nastąpił już koniec. Niech będzie co będzie, lecz niech to się wszystko skończy. Chciałabym znów zobaczyć słońce. Spojrzałam na broń. Nie, nie prawda. Słonce nic mi nie da. Chciałabym cofnąć czas do momentów, gdy słońce nie było mi do szczęścia potrzebne. Gdy miałam własne, prywatne słońca wokół mnie. Gdy, by poczuć ciepło nie potrzebowałam kocu czy ognia... Gdy wystarczyły ramiona, dłoń... Gdy odcięta od świata, w lesie bawiłam się... Takie... Takie małe niebo na ziemi. Choć czy biorąc pod uwagę, że byli to przestępcy nie powinno to być piekielne ciepło? Piekło, niebo... Z nimi szczęście. Spojrzałam w sufit. Umrę tu. Umrę z nudów... Choć wcześniej zamarznę. Dotknęłam brzucha. "Jak się tam masz? Jak się czujesz? Jesteś głodny? Ja troszkę. Mam nadzieję, że w środku nie jest ci zimno."
~~
Słuchając opowieści patrzyłem na Uchihę. Widziałem jak odleciał, gdy poczuliśmy tą energię. Widziałem w jego oczach, jego zachowaniu. Znałem go. Nie tak dobrze jak Naruto, lecz jak każdego mieszkańca Konohy. Blisko poznałem także Itachiego. Ciekawiła mnie kobieta, którą powinien się po nim zaopiekować. Człowiek, który nie mógł zabić jedynie własnego brata mógł zatroszczyć się jeszcze o kogoś? Choć przemknęło mi to przez głowę odrzuciłem myśl, by była to jakaś ich krewna. Wiedziałem dokąd Uchiha się udał. Tam mógł spotkać jedynie przestępców i wyrzutków. Kobieta z takiego środowiska nie powinna tu wkraczać. Sasuke powinien sam podjąć decyzję, a dziewczyna trzymająca za Madarą na pewno nam nie pomoże. Bo z kim innym mógłby walczyć Masaru? Spojrzałem na resztę. Choć wydawali się zaciekawieni opowieścią któryś z nich od czasu do czasu zerkał po sali, a potem gdzieś poza nas. Znali ją. Powiązania z Akatsuki i Orochimaru, który po wyczuciu jej widocznie się ożywił i raz po raz oblizywał usta, to nie była dobra mieszanka. Jeśli moje podejrzenia co do niej są prawdziwe to lepiej, by tu nie docierała. Spojrzałem na Sasuke. Ciekawe co ten chłopak zamierza. Konoha bała się klanu Uchiha i się go pozbyła. To chyba sprawiło, że wyrósł jej wróg jeszcze bardziej niebezpieczny. Czy moja decyzja wykopała nam grób?
~~
-Mam cię wreszcie.-Błyskawicznie odwróciłam się od zawartości szafki.-No i co się strachasz? Nic ci nie zrobię.-Patrzyłam na niego zdziwiona. W mojej głowie bardzo szybko pojawiły się pytania.
-Jak mnie znalazłeś i co ty tu robisz?-Zadałam dwa z nich.
-Pada deszcz.-Jego dłoń zmieniła się w małą fontannę.-Nie było trudno. Jestem klonem.-Uśmiechnął się szeroko ukazując swoje piranie kły.
-Ahm...-Nie podzielałam jego entuzjazmu.-Masz coś do picia lub jedzenia?-Spojrzałam na niego z nadzieją.-I jedzenia.-Poprawiłam się szybko, a ten podrapał się po karku. Na co ja liczyłam...
-Poczekaj chwilę, ok?-Skinęłam głową, a ten się rozprysnął. Uśmiechnęłam się lekko. To, że odszukał mnie akurat Suigetsu było dziwne, acz dodające otuchy. Był najbardziej wyluzowaną i nie sprawiającą morderczego wrażenia osobą z tych, które tu wyczuwałam i znałam. Po chwili wrócił z butelką wody i paroma jogurtami.
-Patrz co ludzie zostawiają.-Wyszczerzył się. No tak, żywność potrzebująca określonej temperatury, krótkoterminowa... Dziękuję! Ludzie, porzucajcie takich więcej. Wzięłam od niego łyżeczkę i po opłukaniu zabrałam się za jedzenie. Kubeczki jak i butelka zostały szybko opróżnione. Westchnęłam zadowolona i przyjrzałam się niebieskowłosemu.
-A właśnie... mógłbyś ukryć swoją chakrę?-Jego mina w tej chwili była bezcenna. Było to coś pomiędzy szokiem, zdziwieniem, a przerażeniem.
-ZAPOMNIAŁEM! Sasuke mnie zabije!-Chwycił się za głowę, a po chwili zamienił w kałużę, z której wystawała tylko część ramion i głowa. Podeszłam bliżej i dotknęłam jego włosów.
-Obronię cię.-Spojrzał na mnie i przeciągle westchnął.-A teraz ukryj chakrę i musimy znikać, bo dziadziuś tu jeszcze wleci. Jako klon wiele nie zdziałasz.-Nim zdążyłam się podnieść wrócił do normalnej postaci. Zdegustowana spojrzałam na niego z pozycji kucającej. Ciekawa sytuacja. Obdarzył mnie tym rybim uśmiechem. Cóż zrobić jak ludzie wokół nie myślą. Westchnęłam ciężko i wstałam. Wyszliśmy z kryjówki.
-Co tam u ciebie?-Zaczął jak gdyby nigdy nic. Gdy ja myślałam jak, by tu przemknąć niezauważona on szedł środkiem drogi i niczym się nie stresując przeciągał się. Zrezygnowałam ze swojego planu i po prostu poszłam za nim. Głupi klon. Głupi klon. Jak nas wypatrzy to ja dostanę.
-Żyję. Jeszcze.-Spojrzałam na niego wymownie, lecz nic sobie z tego nie robił. Irytujące. Nie rozumiesz, że masz zejść z drogi i znaleźć jakaś kryjówkę, a nie wystawiać się?! Idąc tak równie dobrze mógłbyś wziąć mikrofon i krzyknąć "Tu jestem"! Dodatkowo inwestując w wielobarwny świecący napis i racę! Żeby nie było wątpliwości! JESTEŚ WIDOCZNY! W ten sposób ukrycie energii nic nie daje! Chcesz się narażać?! Chcesz, żebym zginęła?!
-Wojna się skończy i pożyjesz jeszcze długo.-Odparł jak gdyby nigdy nic. On udaje czy naprawdę nie wie o co mi chodzi? Spuściłam głowę załamana.
-A co tam u was?
-Włóczymy się za Sasuke i bierzemy udział w jego szatańskich planach. Ot, taka norma. Na szczęście nie jest nudno.
-Ah...-Spojrzał na mnie i uniósł brew.
-A co ty taka pesymistyczna?
-MOŻE DLATEGO, ŻE IDZIESZ JAKBYŚ CHCIAŁ, BY NAS WYPATRZYLI I ZESTRZELILI JAK KACZKI?!
-Al...
-NIE MA ŻADNEGO "ALE"! CHCESZ, ŻEBYM ZGINĘŁA?! TY ZNIKNIESZ, A JA ZOSTANĘ W DESZCZU! DESZCZU! JA NIE UŻYWAM WODY!
-A...
-WYSTAWIASZ MNIE! NIE MA GDZIE SIĘ SCHOWAĆ!
-ALE!
-WGL. TO GDZIE TY MNIE PROWADZISZ, CO?!-Odetchnęłam, a cała irytacja ze mnie zeszła. Milczał przez chwilę ze skondensowaną miną. Cóż, wybuchnęłam nagle, bez ostrzeżenia. Miał prawo być zdziwionym.Nawet ja trochę byłam. Dość okrutnie się na nim wyżyłam... Poczułam się okropnie. Jak dziecko, które przemoc w rodzinie odreagowuje na niewinnych kolegach z podwórka.
-Ale?-Spróbował po chwili. Gdy nie odpowiedziałam odetchnął.-Ale wiesz, że jak krzyczysz to jeszcze bardziej się wystawiasz? Dźwięk sięga dalej niż wzrok.-Zawarczałam ostrzegawczo patrząc na niego spode łba, a ten drgnął i odsunął się szybko. Nie, nie czuję się winna. -Złość piękności szkodzi?-Nie zmieniając mimiki zrobiłam krok do przodu. Poczucie winy? Czemu miałabym odczuwać? Wręcz przeciwnie... Zasłużył sobie.-MYŚL O DZIECKU! O DZIECKU!-Zamknęłam oczy, wzięłam wdech i powoli wypuściłam powietrze. Bez nerwów.
-Gdzie mnie prowadzisz?-Rozejrzał się dookoła.
-Nie wiem.-Jego szczerość kompletnie mnie rozbroiła. Idzie pewny siebie jakby mnie prowadził, ja moknę, jest mi zimno, a ten... A ten... Nie wie. Ukryłam twarz w dłoniach. Za co? Dlaczego ja? Boże...
-Zaprowadź mnie do Sasuke.-Jęknęłam po chwili i na niego spojrzałam. Tak jak do mnie podszedł sprawdzając czy wszystko w porządku tak szybko znów się odsunął. Palec, który miał wyciągnięty jakby miał zamiar mnie stuknąć w ramię schował za siebie.
-Nie mogę.
-Czemu nie możesz?-Jęknęłam głośniej. Z kim ja muszę "pracować"! Pomyśleć, że przez chwilę cieszyłam się, że to akurat on!
-Jak cię wyczuliśmy Sasuke kazał zostawić was w spokoju.
-Ahm...-Wyraziłam swoja dezaprobatę na głos. No tak... Zostaw mnie na pastwę losu. Choć... W gruncie rzeczy pomógł mi już parę razy uwalniając to od Orochimaru to inaczej... Ile można robić za bohatera, co? Powinnam się już nauczyć nie wpadać w kłopoty, nie? Ale czy to moja wina, że kłopoty mnie kochają?!
-I chyba nie byłby zadowolony, gdybym cię przyprowadził...-Kontynuował z pewną niepewnością.
-Rozumiem. Schowajmy się.- Chciałam pociągnąć go za rękaw, lecz w mojej ręce została tylko woda. Zamknęłam oczy próbując zachować spokój.
-Tylko się nie zapal.-Miałam ochotę mu odwinąć. Odwrócić się i mu odwinąć. Jak można być tak wyluzowanym?!
-Jeszcze parę głupich żartów, a wyparujesz, wodnisiu.-Ostrzegłam i ruszyłam przed siebie. Trzeba coś znaleźć. Zadrżałam z zimna. Do moich oczu cisnęły się łzy. Nie chciałam płakać razem z niebem, lecz to wszystko sprawiało, że czułam się naprawdę żałośnie.
-Nie martw się, Aiko-san. Za niedługo wszystko się skończy.-Poklepał mnie po ramieniu.
-Pytanie czy dobrze czy źle.
-Świat nie może się skończyć póki nie zbiorę wszystkich mieczy.-Wyprzedził mnie i się do mnie wyszczerzył. Uśmiechnęłam się lekko. Chciałabym mieć w sobie tyle optymistycznej pewności. -Tu jest sucho!-Krzyknął po chwili zaglądając do któregoś z budynków. Szczelny dach... Weszłam za nim. Niestety nie było tu żadnych ubrań. Nic ciepłego... Nie było nawet głupiej chusteczki. Były za to nieprzeterminowane wafle ryżowe. Zawsze coś. Zeszliśmy do piwnicy. Nie zobaczy nas, gdy tylko zajrzy przez okno. Gorzej z tym, że było zimno. Przenieśliśmy parę poduszek i mogliśmy się oprzeć. W dziecinnym pokoju znalazłam karty. Mimo mroku nie było źle. Jedzenie, zajęcie... Oby to wszystko szybko się skończyło. Rozejrzałam się dookoła. Łzy nieba dotrą i pod ziemię zamieniając się w lód.
________


Musiałam.
<Naruto, rozdział 627 "Odpowiedź Sasuke"> Ah, pierwszy i jego fazy :D