piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 79 "Czekanie"

Ogarnijcie! XD
A tak od połowy:


___
 -Mam karetę.-Oznajmiłam próbując nie szczękać zębami. Wygrał i po chwili otwartej radości podszedł i wziął mnie do siebie na kolana. Był cieplejszy. Wtuliłam się w niego z wdzięcznością.
-Lepiej?
-Owszem... Dziękuję.-Szepnęłam cicho. -Dlaczego to robisz?-Spytałam po chwili. Może myślę stereotypowo i go przez to krzywdzę, lecz od kiedy ludzie jak on bezinteresownie opiekują się słabszymi?
-Zbieram punkty u Sasuke.-Wyszczerzył się do mnie, a ja obdarzyłam go nieaprobującym spojrzeniem. Ten pseudo-optymista to urodzony demotywator. Westchnęłam w duchu. Przynajmniej jest szczery. Ma mnie trzymać z daleka. Dobrze, posiedzę sobie tutaj. Przynajmniej mnie ogrzewa, a nie związuje.
-Nie martw się. Nie mam ochoty mu przeszkadzać.-Mruknęłam. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro.
-Głupia jesteś, wiesz?- Zapytał wesoło. Jego ton nigdy się nie zmienia? To nie było miłe.
-Super.-Wtuliłam się w niego. Mało mnie obchodziła jego opinia i sposób w jaki mówiłam wyraźnie na to wskazywał.
-Jak Sasuke podejmie decyzję albo cię do niego zaprowadzę albo odeślę w bezpieczne miejsce.
-Ale ja do niego nie chce iść!-Podniosłam głos. Irytowało mnie to już. Sasuke, Sasuke, Sasuke. "Idziesz do Sasuke", "będziesz przynętą na Sasuke", "bo Sasuke nie da ci nic zrobić", "jak to się skończy zaprowadzę cie do Sasuke"... Sasuke! Sasuke! Sasuke! Ja nie chce "SASUKE"! Mam dość tego, ze mnie z nim wiążą! Uchiha, cały czas Uchiha! A JA?! Hidoi! Aiko! Nie Uchiha! Ja też coś znaczę... Prawda? Jestem osobą... Moją wartość nie mogą wyznaczać moje powiązania z tym klanem, z Akatsuki... Z Madarą... I dziecko. Jestem osobą, ja chce... Coś znaczyć sama w sobie... Ja chce... Nie chce cały czas słyszeć o Sasuke! Nie chce! Nie chce Madary! Nie chce Sasuke! Nie chce wojny!
-Chce do domu.- Odezwałam się płaczliwie. Chce do Itachiego. Chce do domu. Chce mieć normalną rodzinę. Chce móc wieczorem wypić kubek kakao, poczytać książkę, obejrzeć film, pohuśtać się na huśtawce, upiec coś, pokłócić z kimś, pogonić, pobawić... Móc być dzieckiem jak kiedyś lub komuś po prostu matkować. Przeszłość nie wróci, lecz czemu nie mogę żyć spokojnie w jakieś wiosce z Mai i dzieckiem? Dlaczego? Dlaczego wokół mnie musi rozgrywać się takie piekło? Gdy ktoś walczy przynajmniej nie myśli, a ja? Cały czas... Albo jestem zawieszona w przestrzeni, albo... Albo mnie gonią... i cały czas ktoś więzi, od czegoś odsuwa, czegoś zabrania... i cały czas słyszę o Uchihach. A najgorsze jest to, że mam czas... Mam czas wszystko rozpamiętywać, o wszystko się martwić. Chciałabym walczyć. Byłoby tu i teraz. Działasz lub giniesz, nie analizujesz za wiele, myślisz szybko o tym co jest. Męczysz się jedynie fizycznie...
-Ja nie mam domu i nie jest mi z tym źle.-Spojrzałam na niego, jego uśmiech osłabł, gdy zobaczył moje błyszczące od wilgoci oczy.
-Ja też nie, Suigetsu, ja też nie mam domu.- Uśmiechnęłam się smutno.-Ale miałam.-Nim zdążyłam poruszyć dłonią otarł mi łzę, która spłynęła po policzku. Spuściłam głowę i objęłam się dłońmi.
-Czy wasza historia nie nauczyła was, że wojny są złe? Że nie warto walczyć? Że to tylko strata i ból? Wszyscy coś tracą... Nikt nic nie zyskuje... Prócz królów, którzy nie cierpią... Prócz tych, którzy wydają rozkazy z ciepłych komnat i nie widzą pola walki...-Drżałam. Nie wiedział co robić.-Którzy nie słyszą płaczu kobiet, dzieci... Jęków umierających... Którzy, gdy oddziały głodują przejadają się i leżą do góry brzuchem... Którym wiecznie jest mało... Mało zaszczytów, mało władzy, mało jedzenia i wina, mało poddanych i ziem... Choć własnych nawet nie zwiedzili, choć nie są w stanie zjeść tego co mają na stole, choć nie wiedzą ilu ludzi mieszka w kraju i ich chwali... Choć nigdy nie zostali uciśnieni i zmuszeni do wysiłku... Do czasu.
-Aiko.-Próbował mi przerwać wykorzystując chwilę, w której wzięłam oddech. Nie, to nie koniec. Byłam jak w transie.
-Do chwili, gdy któraś ze stron nie przegra.-Spojrzałam na niego. Mój głos został wyprany z wszelkich emocji.-I albo zostaje zawarty pokój albo ktoś traci pozycję.-Uśmiechnęłam się lekko. Jego oczy się rozszerzyły. W ich odbiciu widziałam jak bardzo niepokojący grymas to był. Ironia i okrutna satysfakcja.-Stryczek, gilotyna, wygnanie.-Wymieniłam powoli, z wyczuwalna przyjemnością. Sadyzm.- Król traci wszystko, zmieszany z błotem, mieszczaństwem... Bez władzy. Głód, chłód. Jak to jest być normalnym człowiekiem, o wielki władco?-Spytałam z ironią, prawie ze śmiechem.- Spójrz na ziemię nasiąkniętą krwią...
-Aiko...-Niepokoił się. Bał się?
-Spójrz w puste oczodoły trupów, dotknij zgniłych i zmasakrowanych ciał...
-Hidoi!-Przytknął mi dłoń do ust uderzając w zęby. Po moim policzku spłynęła ostatnia z łez.-Jeśli przegracie nikt tak nie skończy. Wszyscy zostaną poddani iluzji. Nie będzie ucisku, nie będzie chłodu i głodu.-Powoli odsunął dłoń i otarł mi łzy, które błyskawicznie wsiąkały w jego ciało.
-Będzie iluzja. Będziemy jak zombie. Będziesz żył w kłamstwie. W iluzji zdobędziesz swoje miecze, lecz to nie będzie prawda. To tylko słodkie kłamstwo. Niemoc... Nawet nie będziesz tego świadom.-Zamilkłam na chwilę.-Zmarli za którymi tęsknimy wrócą do życia... Każdy będzie miał to czego pragnie... Łatwo... Nudno... Kłamliwie. Każdy w swej iluzji stanie się w końcu egoistyczną władcą świata... Uszczęśliwiłoby cię, gdyby na pstryknięcie palców miecze zostały złożone u twoich stóp? Czy miałyby wtedy jakieś znaczenie? Miecze będą oznaką twojej siły. Rzucone do twych stóp, oddane bez walki... Może wspaniałe, lecz o wiele mniej warte.-Zamknęłam oczy. Władcy się nudzą. Dlatego były wojny. Chcą więcej. Z nudy. Chcą by coś się działo. Chcą zapisać się w historii. Chcą coś zdobyć. Chcą przerwać nudę. Dlatego wyruszają na wyprawy. Jak mogą być szczęśliwi, w chwili, gdy wszystko widzieli i wszystko poznali? Jak można być szczęśliwym bez przeszkód? Bez rzeczy, która fascynuje, ciekawi... bez czegoś co można zdobyć, podziwiać... Dlatego tyle wojen... Dlatego romanse w królewskich ścianach.- A może to ja się mylę?-Spytałam cicho patrząc mu w oczy. Bez wahania mnie do siebie przycisnął. Mając wszystko nie ma się nic...
-Dlatego Uchiha mają ciebie.
-PRZESTAŃ!-Odepchnęłam go i wstałam.-Co ja jestem?! ZABAWKA?! Jakaś specjalna atrakcja dla nich?!
-Edycja limitowana.-Odpowiedział wesoło, lecz uśmiech znikł, gdy na niego spojrzałam. Od razu też się uspokoiłam. Nie powinnam się denerwować, powinnam panować nad emocjami. Ostrzeżenie jakim była płonąca stal mojego wzroku odbita w jego oczach wystarczyła, bym wróciła na ziemię.
-Przepraszam. Ja po prostu nie rozumiem... Nie rozumiem czemu każdy z was uważa, że ja coś znaczę... Sasuke to Sasuke. Madara to Madara. Jeśli coś się stanie żaden nie odczuje. Będą żałować tylko jego.-Położyłam sobie dłoń na brzuchu.-Tylko... A wy mówicie jakbym to ja była celem. Jestem tylko małą dziewczynką.
-Dosłownie małą.-Wyszczerzył się czując, że jest bezpieczny. Poklepał mnie po głowie, a ja się uśmiechnęłam.
-Małe jest piękne... A teraz przytul, bo zimno.-Bez wahania wziął mnie w ramiona.
-Głupia jesteś.-Wyszczerzył się.
-Oj wiem, wiem... Nie denerwuj matki, bo jak dziecko będzie znerwicowane to zamiast pochwały dostaniesz od wujka w łeb.-Zaśmiał się.
-Jakbyś zobaczyła jego reakcję jak cię wyczuł zaśpiewałabyś inaczej.- Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Z nim był taki problem, że nie wiedziałam czy żartuje czy mówi poważnie.
-T-to znaczy?-Zdecydowałam się zaryzykować i okazać ciekawość.
-Sasuke nam odleciał.-Pokazał dwa rzędy piranich kłów.
-Jak odleciał?
-Odleciał. Przez chwilę go z nami nie było. A potem kazał nam zostawić cię w spokoju.
-I nie posłuchałeś.
-Stwierdziłem, że jak będę cię chronił będzie spokojniejszy i skoncentruje się na podejmowaniu decyzji.
-Tsa... Jakbym była w stanie zakłócić tą jego zimną kalkulację.
-Głuuupia jesteś, Aiko.-Przeciągnął śpiewająco, a ja się zaśmiałam. Wzięłam karty do rąk i mu podałam.
-Tasuj!-Rozkazałam. Dość Sasuke. Czas kogoś pokonać.
Ograł mnie dwa razy. Przy trzecim złożyłam karty i ziewnęłam.
-Śpiąca?
-Yhym... Za dużo śpię.
-Powinnaś odpoczywać.
-Ale nie, aż tyle. Pojawi się, nie obudzisz mnie i chowanie pójdzie na marne.
-Ale kupiliśmy trochę czasu.-Uśmiechnęłam się słabo. W sumie.
-Sądzisz, że co zrobi?-Spytałam patrząc na karty. Grając nie zasnę. Zebrałam je i mu podałam. Wyciągnął dłoń i zniknął. Przez chwilę siedziałam z wyciągniętą talią. "Coś się stało." Przeleciało mi przez głowę. Musiało. Wstałam mając złe przeczucia.
-Suigetsu?- Odezwałam się pytająco, choć wiedziałam, że nikt mi nie odpowie. Opadłam na poduszkę i cicho westchnęłam. "I co teraz?" Byłam ciekawa jaką decyzję podjął Sasuke, lecz wiedziałam, że jeśli ruszyli pewnie ich nie dogonię. Dodatkowo był jeszcze ten dziadek. Powinnam się ukrywać... "Czyli siedzieć na tyłku i nie robić nic." Westchnęłam zirytowana i szybko się zerwałam. Nie ma tak. Wychodzę! Zatrzymałam się i spojrzałam na swój brzuch. Oparłam się o ścianę i ukryłam twarz w dłoniach. *Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę!*
*Nie powinnam.*  myślałam zamykając drzwi domu. Czekanie było najgorszą z tortur.
*Jestem okropnie nieodpowiedzialna* przemknęło mi przez głowę, gdy biegłam pomiędzy domami.
W pewnej chwili poczułam coś co szybko mnie zatrzymało. Ta chakra... Chakry. Potężna... Zadrżałam na całym ciele i mimowolnie cofnęłam do tyłu. "Madara, nie Madara, Madara, nie Madara..." Jeśli to on zginiemy. Czułam to. Bałam się. Bałam. Zakryłam dłonią usta. Mój umysł się zawiesił. Nie wiedziałam już co robić. "Przeciw" nie miałam szans. "Z" byłam bezużyteczna. Zresztą... ta moc... To tak jakby ktoś pstryknął palcami i nagle uwolnił... Tyle energii. Tak podobne do siebie. Tak zespajające się. Kto ma w swoim władaniu coś takiego? Edo Tensei Peina... Byłam pewna, że nigdy nie ożywił człowieka o takiej mocy. Byłam też pewna, że wszyscy, których ożywił razem wzięci nie byli tak potężni. Jak ta niszczycielska siłą i ta, która... Oddalała się? Powoli się uspokajałam. Była coraz dalej... I bliżej pola bitwy. Zamknęłam oczy. Przez to nagłe uwolnienie zgubiłam energię Uchihy, Jugo i Suigetsu... Teraz czułam. Byli razem z tym. Wiec... To coś... Więc to ta sama słabsza chakra! Odetchnęłam cicho. Tak, energia słabła... To przez wybuch. Zwolnienie czegoś... Skumulowana dała coś takiego... Choć... Ci ludzie musieli być naprawdę potężni... Lecz teraz już się nie bałam. Ja... Chciałam zobaczyć co się dzieje. Co będzie się działo. Którą stronę wybrał Uchiha. Uśmiechnęłam się sama do siebie. "Znowu Uchiha". Zaprawdę... ten klan okropnie determinuje mój los. Ruszyłam do przodu. Nie biegłam. Nie spieszyłam się do momentu, gdy przez umysł przeszło mi, iż coś może się młodemu stać. Zacisnęłam dłonie. Mi też... A ja także muszę kogoś chronić. Zatrzymałam się. Jeśli tam pójdę i coś się stanie rzucę się na ratunek zapominając o wszystkim. Spojrzałam w ciemne niebo. Ucieczka od winy. Jeśli nie pójdę i coś się stanie będę sobie wyrzucać, że się spóźniłam. *Itachi, co byś zrobił?* Spytałam przestrzeń w swoim umyśle ruszając. Pamiętałam jak zaatakował nas Orochimaru i Sasuke. Pein i reszta walczyli, Konan uciekła, bo był deszcz, a ja miałam biec z Uchihą... goniona przez drugiego sharinganowca. "Odsuń się." Gdy młodszy mnie zaatakował nie dał mi walczyć. "To moja walka". Uśmiechnęłam się sama do siebie czując łzy w oczach. Pochwalił mnie wtedy. Otarłam oczy przypominając sobie swoje zająknięcie i jego przerwanie. "Wiej". Nawet nie wiedziałam co chciałam wtedy powiedzieć. Podziękować? Zatrzymał mnie sharingan... Miałam pewność, że to jego brat. Właśnie... "Jesteście rodziną" usłyszałam swój drżący głos. "Jesteście braćmi!" Krzyczałam. Teraz otarłam sobie oczy. "Jesteście braćmi!" Uchiha, debilu! On wiedział co to rodzina! Wiedział! Walczyliście! Ty z nienawiścią, on z miłością, a to... A to wszystko mogło skończyć się inaczej! Na pewno! Tyle błędów... Pula błędów... Błędy wszystkich. I wojna. Moje protesty. "Zabiję go." Zrobiłeś to. "Przeszkodzisz mi?" I przerwane twierdzenie. Nie powstrzymałam. Poznałam powody... I musiałam... Musiałam nie móc. Niedokończona odpowiedź i ból związany ze spotkania z drzewem. Odepchnął mnie jak wiele razy wcześniej. By mnie chronić. Przed raną. Przed walką. Pogarda Sasuke. Nienawiść. Do czego to wszystko doprowadziło. Nienawiść Uchihów! Nienawiść wioski! Strach! Strach... uraza... Sasuke-kun. Tak jak wtedy i teraz trwa walka na śmierć i życie. Strona owładnięta nienawiścią i strona "lepsza". Strona, która maczała swe ręce we krwi, lecz wtedy i chroniła. Tak jak teraz chronią życie. Wolność. Pokój... Tak jak i on... Poświecenie dla pokoju. Dla "większego dobra". Tyle osób przez takie rzeczy cierpi. Tyle bólu to rodzi. Rodzi i nowe zagrożenia. Ból rodzi żal. Żal do systemu. Żal do tego, iż trzeba się poświęcać. Zemsta za stratę, która niczego nie zmieni, a może tylko pogorszyć sytuację... Bo zrodzi nowy żal. nowy ból. Nową stratę. Nowe wydarzenia. Nowe, a stare. Koło. Błędne koło błędów. Wtedy... Wtedy tak jak i teraz próbowałam ingerować. Choć trochę pomóc, lecz i tak... I tak w końcu to mnie chroniono. Chroniono ponosząc rany. Chwila, gdy mnie zasłonił i odepchnął. gdy katana przeszyła jego bok... Już nie próbowałam przeszkadzać. Słabe dziecko... Nieudolność. Krwawił. Był ranny. Przeze mnie. "Miałaś uciec." "Nie musiałeś mnie chronić." "Rozkaz Lidera". Pokręciłam głową idąc. Tak bardzo... Chciałam płakać i się śmiać... Śmiać z ironii tamtej sytuacji. Płakać przez stratę i winę. Ja... "Przepraszam Itachi. Nie ucieknę." Zagryzłam wargi. Oby i tym razem ktoś zasłaniając mnie nie skończył z przebitym bokiem. "Zaufaj mi". Zagryzłam usta. Nie chciałam być ciągle obserwowana. Nie chciałam być przez nikogo traktowana jak wróg, jak bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć... Lub jak przeszkoda. "Sam mnie trenowałeś." Właśnie. Ja nie chce być bezużyteczna i zawadzać! Bo na głupotę nic nie poradzę. "Ja do niego nie chce iść!" Przemknęło mi przez głowę.  Jedno powiedziałam Hozukiemu, drugie robię. Kobieca natura. Przyśpieszyłam.
__
Przywołana sytuacja została opisana w rozdziale 35 "Rozkaz"
A właśnie! Zapomniałam wspomnieć: Zgodziłam się na wspólne prowadzenie fanpage'a :3.
Zapraszam, bo dopiero zaczyna >D. -> "Keep calm and czcij Alucarda" <- wszystko, nic i jeszcze więcej! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz