Łi. Tak, wiem, ze krótkie=-='.
__
-K-kim jesteś?-Spytałam drżącym głosem ocierając oczy. Ta podeszła do mnie, uklękła, pogładziła po policzku i przytuliła. Ogień, który tworzył jej postać nie robił mi krzywdy, a delikatnie obejmował moje ciało ogrzewając. Czułam się tak bezpiecznie.
-Mój płomyczek.-Pogłaskała mnie po głowie.
-Kim jesteś?- Powtórzyłam pytanie.
-To długa historia.
-Mamy czas!-Spojrzałam na nią. Bez przesady. Weszła w moje sny wraz z tą matroną. Owszem, jestem wdzięczna za ratunek, ALE..!
-Ty masz, lecz ja nie.-Przyjrzała mi się uważnie.-Jesteś bardzo nieodpowiedzialna. W takim stanie nie powinnaś narażać siebie i dziecka.- Odwróciłam wzrok. A kto mnie wzywał?- Choć z taką cząstką nie ma co się dziwić.- Skierowałam na nią zdziwiony wzrok.
-Jaką cząstką?
-Tym światem nie rządzi tylko splot zdarzeń związany z zapieczętowanymi demonami. Choć duchy jak ja zostały już dawno zapomniane mimo, iż kiedyś wspieraliśmy mędrca.
-Co to ma wspólnego ze mną?-Może to dziwne, lecz odniosłam wrażenie, że się rumieni.
-M-mędrzec sam w sobie był s-silnym i p-pociągającym mężczyz-zną, a los nie poskąpił tych cech jego synom. Starszy był jak płomień, który pochłonie wszystko co mu się spodoba, a młodszy obdarzał wszystkich wokół światłem i ciepłem...- Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Coś do mnie chyba nie dochodziło.
-Co. To. Ma. Wspólnego. Ze. Mną?
-Płomyczku...
-Wiek mędrca i jego synów już dawno minął, ich dzieci także...
-Sądziłam, że nic nigdy nie przejdzie.
-A tu wypadek?
-Przykro mi.
-Przykro ci, że się urodziłam?
-Płomyczku...
-Zaraz! Czemu to się wgl. stało?! Jak znalazłam się w tamtym świecie?! I co to dla mnie oznacza?!-Poczułam jak moje ciało pokrywa się delikatnym płomieniem, wiec próbowałam się uspokoić.
-Nie wiem czemu zyskałaś moją cząstkę. Umieścili cię tak ponieważ sądzili, ze jeśli nie wychowasz się w tym świecie "to" nie da o sobie znaku, lecz to jest niezależne od chakry shinobi. Zesłałam sen, by cię uwolnili...
-Taki jak na mnie?
-Nie.
-Bez tamtej matrony?
-To była twoja wina.
-Że co?!- Poczułam jak ciepło przeszywa moje ciało.
-Uosobiłaś swój własny lęk. Spaliłaś okiya, zabiłaś Atariego i nie tylko.
-Ah.- Poczułam jakbym całkowicie opadła z sił. Miałam tylko nadzieję, że po spaleniu tej matrony to nie będzie do mnie wracać.- A co ta twoja cząstka oznacza dla człowieka?
-Prócz oczywistego spalenia i większej energii jesteś związana z Kyubim.-Spojrzałam na nią całkowicie zrezygnowana. Mało mi?
-A co to oznacza dla dziecka?
-Maleńkie ryzyko rinnegana lub nowe "kekkei genkai" jak nazywają to shinobi. Jest też możliwość, że urodzi się normalne.
-Yhm.-Zastanowiłam się. I tak źle i tak niedobrze.
-Płomyczku ja mam mało czasu.-Zwróciła mi uwagę kobieta.
-Więc słucham.
-To nie jest twoja wojna. Jeśli Kyubi będzie blisko może na ciebie wpłynąć, wiec bądź ostrożna. Mój związek z rodem mędrca trzeba było ukryć. Odkrycie tajemnicy przed szerszym gronem ludzi nie przyniesie ci nic dobrego. Musisz też sie kontrolować, bo żywioł cię prezentuje.
-Czy mój związek z Uchihą to kazirodztwo?- Wypaliłam nagle.
-Jesteś piątą wodą po kisielu.-Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja zawstydziłam się tak głupiego pytania.- Nie martw się.- Skinęłam głową, a ta pogłaskała mnie po twarzy.-Płomyczku unikaj walki i rozgłosu.-Wzięła rudy płomień w ręce, blakła.-To twoje.- Oznajmiła i gdy światło znalazło się naprzeciwko mnie puściła je. Przez chwilę migało jakby nie mogło o czymś zdecydować. Złożyłam dłonie jakbym chciała, by na nich usiadło, a ten zamigotał mocniej i dosłownie wszedł w moją skórę. Poczułam jakbym znalazła coś czego od dawna szukałam.-Dla bezpieczeństwa musiałam ci to odebrać, lecz już dorosłaś...- Kobieta spojrzała na mnie jak matka na córkę, którą widzi po raz ostatni.-Wybaczysz mi, płomyczku?
-J-ja nie mam cz-czego, al-le proszę mi powiedzieć: Nag-gato-san wiedział kim jestem?- Skinęła głową.- A inni? Itachi-sensei?- Zaprzeczyła.
-Mój czas tu dobiegł końca. Zapomnienie niszczy, a ja słabnę.
-Zobaczę cię jeszcze?
-Jeśli tego zapragniesz. Wracam do rodziny.- Przytuliła mnie.- Żegnaj, płomyczku.- Przytuliłam się do niej, a ona po chwili się rozpłynęła.
Pamiętałam. Pamiętałam jak krótko przed planowanym rozdzieleniem mnie z Atarim zasnęłam. Pamiętam płacz i uczucie ciepła we śnie. Pragnęłam, by wszystko zniknęło. Pragnęłam nie odchodzić. Obudziły mnie krzyki. Wszystko wokół płonęło. Potem uratowałam tamtą dziewczynę. Przygniotła mnie jedna z belek. Mimo, iż ogień nie parzył to dym był duszący, a kawał drewna mnie przytłaczał. Nie wiem kto mnie uratował, bo straciłam przytomność, a w przebłysku świadomości mam tylko zarys kaptura i obietnicę, że będę bezpieczna. Potem była pustka... Tak, potem bez pamięci traciłam do tamtego świata. Niby wszystko dla mojego dobra, a czy naprawdę zostałam ochroniona? Na pewno inaczej ukształtowana niż gdybym była tu przez cały czas, lecz czy to lepiej czy gorzej? Wolałam nie wnikać. Chcieli mojego dobra. Dziękuję.
piątek, 26 października 2012
niedziela, 21 października 2012
Rozdział 69 "Spalenie"
Szłam bez pierwotnego strachu o każdy szmer. Chciałam dotrzeć do miejsca, które mnie tak przyciągało. Szybko trafiłam w jego okolice. "Chodź do mnie, chodź". Usłyszałam w głowie i przyśpieszyłam.
-Idę.- Powiedziałam cicho, przyciąganie było coraz silniejsze. W pewnej chwili zaczęłam biec. Nie mogłam się doczekać, to coś przyciągało mnie jak magnez. W pewnej chwili zobaczyłam światło. Nie... To był płomyk. Dziwny rudy płomień. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zatrzymałam się. Jak zahipnotyzowana. Mój cel. Krok za krokiem. Już blisko... Płomień. Nie widziałam ścian, nie widziałam ciemności. W głowie był tylko on. Ruda światłość.
Krzyknęłam, gdy natrafiłam na pustkę. Na szczęście zdążyłam chwycić się boku skały. Przepaść! Co za... Głupia pułapka! Jak mogłam się dać na to złapać. Wrzasnęłam, gdy poczułam jak coś oślizgłego obejmuje mnie za brzuch i wspina się ku górze. Zaczęłam panicznie machać nogami, lecz na nic nie natrafiałam. Moja dłoń powoli ześlizgiwała się ze skały. "Puść" Usłyszałam głos, a moja dłoń wbrew świadomej woli się rozwarła. Spadałam, lecz i to oślizgłe coś się ode mnie odczepiło. "Zaufaj mi" Zamknęłam oczy czekając na chwilę, gdy rozbiję się o skały. Wpadłam do wody. Otworzyłam usta i zachłysnęłam się cieczą zmieszaną z zastałymi na jej powierzchni glonami. Zaczęłam kaszleć, dławiłam się, słyszałam inny od prowadzącego mnie głosu chichot obok. Rzężenie przywróciło mnie do porządku. Z obrzydzeniem połknęłam ciecz i się rozejrzałam. Nie miałam dużo czasu. To nie Kisame mnie uczył, więc nie znałam jutsu, które pozwalałoby mi oddychać pod wodą. Choć on miał skrzela... Jak za mgłą dostrzegłam błysk światła. Mocno się odepchnęłam i machając nogami próbowałam płynąć jak najszybciej potrafię. Nigdy nie miałam zadatków na pływaczkę. W pewnej chwili poczułam jak coś mnie chwyta za nogę. Zaczęłam panicznie wywijać stopą i kopać. Nie myślałam racjonalnie. Nie mogłam się uwolnić. W pewnej chwili zaprzestałam walki nogami, obróciłam się i zaatakowałam dłońmi. Widziałam jak przez gęstą mgłę, więc wolałam zamknąć oczy. "Przestań!" W mojej głowie rozbrzmiał głos, jak na komendę zamarłam, a w moim umyśle przewinął się stary koszmar. Wtedy odrzuciłam ratunek. Światło...Wyciągnęłam dłoń ku dołowi i dotknęłam zimnej skały. Tak panicznie płynęłam, próbując całą sobą wypłynąć że nie zauważyłam, że moje dłonie już dosięgały "celu". Przesunęłam nimi po dnie i natrafiłam na szukany przedmiot. Gdy tylko go chwyciłam zostałam mocno pociągnięta ku górze. Wynurzyłam się biorąc gwałtowny oddech i kaszląc. Odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam na to przeklęte lustro. Wyglądało jak nowe. Jakby ktoś podłożył je chwilę nim spadłam, by mnie zmylić. Rozejrzałam się wokół siebie. Nikogo nie było. Kto mnie uratował?
-Halo?- Mój drąży głos obiegł podmorska jaskinię. Odzewu brak. Wstałam, przeszło mnie przenikliwe zimno. Skuliłam się obejmując się ramionami. Rozejrzałam się. Jedna droga. Skostniała ruszyłam w tamtym kierunku. Po chwili się zatrzymałam i otworzyłam torbę. Wszystko przemoknięte.. Mimo to nie zdjęłam jej z ramienia. W co ja się wpakowałam? *Głupia. Zawsze się wpakujesz. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną matką na świecie.* Myślałam zamarzając. W pewnej chwili od mojej tęczówki odbiło się rude światło. Wszystko zniknęło. Myśli, zimno. Był tylko ten dziwny płomyk. Szłam i tym razem nie spadłam. Doszłam do źródła światła, uklękłam obok i gdy już chciałam wziąć płomyk w dłonie usłyszałam znajome rzężenie.
-Ku...Ku...Ku...Kur...Ku... Ku...Ichi... Ku...-Zamarłam, gdy czyjeś lodowate ręce objęły mnie od tyłu. Jedną ręką za gardło. Drugą w okolicy serca i płuc.-Ma...ka... ra...chan.- Wyrzęził mi głos do ucha. Jak w koszmarze chwyciłam dłoń i chciałam ją odsunąć, lecz byłam za słaba, dusiłam się. Tym razem naprawdę.
-P-pom-móż...-Poprosiłam cicho jednak głos, który dotąd mnie ratował i prowadził zniknął. Zamknęłam oczy. Nie... Mój sen. Ogień pod wodą... Spal. Spal swój lęk. Spal... Zamknęłam oczy. Odwaga, choć trochę... Przypomniałam sobie płomienie, które mnie ogarnęły, gdy walczyłam z Sasuke. To uczucie... Poczułam jak moje ubranie zaczyna schnąć. Płoń... Usłyszałam odgłos przypiekania jaki wydaje jedzenie po rzuceniu go na rozgrzany olej. Poczułam jak uścisk najpierw się rozluźnił, a potem jeszcze bardziej zacisnął. Otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro. Odbicie w lustrze przedstawiało pustooką maszkarę i zieleń moich oczu otoczoną ognistą obwódką. Giń. Usłyszałam krzyk, upuściłam lustro, które rozbiło się o skałę i błyskawicznie odwróciłam. Tym razem to ja chwyciłam tamtą maszkarę za szyję. Wyrywała się przeraźliwie krzycząc. Jej oślizgłe dłonie trzymały się moich nadgarstków, lecz ja nie chciałam puszczać. Po chwili z tego marnego stworzenia nic nie zostało. Wyparowała, a z jej środka wypadł kawałek drewna. Spalone drewienko. Podniosłam je i przesunęłam po nim palcem usuwając warstwę popiołu. W tej samej chwili upuściłam drewienko. Moja głowa. Przed moimi oczyma rozegrała się dawna scena. Płonąca kłoda z sufitu. Brak ucieczki. Po chwili otworzyłam oczy. Wzięłam drewienko w dłonie i używając niewielkiego płomienia katonu spaliłam je, popiół wrzuciłam do wody. Mój lęk właśnie spłonął. Spojrzałam na rudy płomień, który wesoło tańczył. Już nie oddziaływał na mnie w tak hipnotyzujący sposób.
-A więc gdzie jesteś?-Szepnęłam.
-"Katon Kana" -Usłyszałam cichy, ciepły głos. Te słowa wydawały mi się znajome.
- "Kanae Hisae"- Szepnęłam cicho i usłyszałam krok. Spojrzałam w tamtą stronę Ze ściany wyłoniła się kobieta.
-Witaj, kochanie.- Przywitała się łagodnie, a ja poczułam jak moje oczy z niewiadomego powodu wilgotnieją.
-Idę.- Powiedziałam cicho, przyciąganie było coraz silniejsze. W pewnej chwili zaczęłam biec. Nie mogłam się doczekać, to coś przyciągało mnie jak magnez. W pewnej chwili zobaczyłam światło. Nie... To był płomyk. Dziwny rudy płomień. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zatrzymałam się. Jak zahipnotyzowana. Mój cel. Krok za krokiem. Już blisko... Płomień. Nie widziałam ścian, nie widziałam ciemności. W głowie był tylko on. Ruda światłość.
Krzyknęłam, gdy natrafiłam na pustkę. Na szczęście zdążyłam chwycić się boku skały. Przepaść! Co za... Głupia pułapka! Jak mogłam się dać na to złapać. Wrzasnęłam, gdy poczułam jak coś oślizgłego obejmuje mnie za brzuch i wspina się ku górze. Zaczęłam panicznie machać nogami, lecz na nic nie natrafiałam. Moja dłoń powoli ześlizgiwała się ze skały. "Puść" Usłyszałam głos, a moja dłoń wbrew świadomej woli się rozwarła. Spadałam, lecz i to oślizgłe coś się ode mnie odczepiło. "Zaufaj mi" Zamknęłam oczy czekając na chwilę, gdy rozbiję się o skały. Wpadłam do wody. Otworzyłam usta i zachłysnęłam się cieczą zmieszaną z zastałymi na jej powierzchni glonami. Zaczęłam kaszleć, dławiłam się, słyszałam inny od prowadzącego mnie głosu chichot obok. Rzężenie przywróciło mnie do porządku. Z obrzydzeniem połknęłam ciecz i się rozejrzałam. Nie miałam dużo czasu. To nie Kisame mnie uczył, więc nie znałam jutsu, które pozwalałoby mi oddychać pod wodą. Choć on miał skrzela... Jak za mgłą dostrzegłam błysk światła. Mocno się odepchnęłam i machając nogami próbowałam płynąć jak najszybciej potrafię. Nigdy nie miałam zadatków na pływaczkę. W pewnej chwili poczułam jak coś mnie chwyta za nogę. Zaczęłam panicznie wywijać stopą i kopać. Nie myślałam racjonalnie. Nie mogłam się uwolnić. W pewnej chwili zaprzestałam walki nogami, obróciłam się i zaatakowałam dłońmi. Widziałam jak przez gęstą mgłę, więc wolałam zamknąć oczy. "Przestań!" W mojej głowie rozbrzmiał głos, jak na komendę zamarłam, a w moim umyśle przewinął się stary koszmar. Wtedy odrzuciłam ratunek. Światło...Wyciągnęłam dłoń ku dołowi i dotknęłam zimnej skały. Tak panicznie płynęłam, próbując całą sobą wypłynąć że nie zauważyłam, że moje dłonie już dosięgały "celu". Przesunęłam nimi po dnie i natrafiłam na szukany przedmiot. Gdy tylko go chwyciłam zostałam mocno pociągnięta ku górze. Wynurzyłam się biorąc gwałtowny oddech i kaszląc. Odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam na to przeklęte lustro. Wyglądało jak nowe. Jakby ktoś podłożył je chwilę nim spadłam, by mnie zmylić. Rozejrzałam się wokół siebie. Nikogo nie było. Kto mnie uratował?
-Halo?- Mój drąży głos obiegł podmorska jaskinię. Odzewu brak. Wstałam, przeszło mnie przenikliwe zimno. Skuliłam się obejmując się ramionami. Rozejrzałam się. Jedna droga. Skostniała ruszyłam w tamtym kierunku. Po chwili się zatrzymałam i otworzyłam torbę. Wszystko przemoknięte.. Mimo to nie zdjęłam jej z ramienia. W co ja się wpakowałam? *Głupia. Zawsze się wpakujesz. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną matką na świecie.* Myślałam zamarzając. W pewnej chwili od mojej tęczówki odbiło się rude światło. Wszystko zniknęło. Myśli, zimno. Był tylko ten dziwny płomyk. Szłam i tym razem nie spadłam. Doszłam do źródła światła, uklękłam obok i gdy już chciałam wziąć płomyk w dłonie usłyszałam znajome rzężenie.
-Ku...Ku...Ku...Kur...Ku... Ku...Ichi... Ku...-Zamarłam, gdy czyjeś lodowate ręce objęły mnie od tyłu. Jedną ręką za gardło. Drugą w okolicy serca i płuc.-Ma...ka... ra...chan.- Wyrzęził mi głos do ucha. Jak w koszmarze chwyciłam dłoń i chciałam ją odsunąć, lecz byłam za słaba, dusiłam się. Tym razem naprawdę.
-P-pom-móż...-Poprosiłam cicho jednak głos, który dotąd mnie ratował i prowadził zniknął. Zamknęłam oczy. Nie... Mój sen. Ogień pod wodą... Spal. Spal swój lęk. Spal... Zamknęłam oczy. Odwaga, choć trochę... Przypomniałam sobie płomienie, które mnie ogarnęły, gdy walczyłam z Sasuke. To uczucie... Poczułam jak moje ubranie zaczyna schnąć. Płoń... Usłyszałam odgłos przypiekania jaki wydaje jedzenie po rzuceniu go na rozgrzany olej. Poczułam jak uścisk najpierw się rozluźnił, a potem jeszcze bardziej zacisnął. Otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro. Odbicie w lustrze przedstawiało pustooką maszkarę i zieleń moich oczu otoczoną ognistą obwódką. Giń. Usłyszałam krzyk, upuściłam lustro, które rozbiło się o skałę i błyskawicznie odwróciłam. Tym razem to ja chwyciłam tamtą maszkarę za szyję. Wyrywała się przeraźliwie krzycząc. Jej oślizgłe dłonie trzymały się moich nadgarstków, lecz ja nie chciałam puszczać. Po chwili z tego marnego stworzenia nic nie zostało. Wyparowała, a z jej środka wypadł kawałek drewna. Spalone drewienko. Podniosłam je i przesunęłam po nim palcem usuwając warstwę popiołu. W tej samej chwili upuściłam drewienko. Moja głowa. Przed moimi oczyma rozegrała się dawna scena. Płonąca kłoda z sufitu. Brak ucieczki. Po chwili otworzyłam oczy. Wzięłam drewienko w dłonie i używając niewielkiego płomienia katonu spaliłam je, popiół wrzuciłam do wody. Mój lęk właśnie spłonął. Spojrzałam na rudy płomień, który wesoło tańczył. Już nie oddziaływał na mnie w tak hipnotyzujący sposób.
-A więc gdzie jesteś?-Szepnęłam.
-"Katon Kana" -Usłyszałam cichy, ciepły głos. Te słowa wydawały mi się znajome.
- "Kanae Hisae"- Szepnęłam cicho i usłyszałam krok. Spojrzałam w tamtą stronę Ze ściany wyłoniła się kobieta.
-Witaj, kochanie.- Przywitała się łagodnie, a ja poczułam jak moje oczy z niewiadomego powodu wilgotnieją.
niedziela, 14 października 2012
Rozdział 68 "Ciekawość"
Ruka Ougimachi-SADISTIC VAMPIRE
Cały czas tego słuchałam O.O
Początek historii znajduje się na <onecie>
_____
Tamtej nocy wyszłam z domu. Kurenai chyba nie miałaby nic przeciwko... Tak sądziłam. Było ciemno, sztuczne światła pogasły, nastała cisza. Zwiedzałam. Domki. Żadnych sklepów. No tak, przecież to nie jest wioska. To schron. Wielka spiżarnia itp. W pewnym miejscu kończyły się zabudowania... Spojrzałam w dal. Ziemia była skałą, niebo było skałą... Skalna pułapka. Co się kryje na jej końcu? Hm, było wcześnie... Miałam ochotę się przejść i zobaczyć. Może uda mi się dojść do końca? Czy tam jest wyjście czy na końcu jest ściana skały-ślepa uliczka... Cóż, ciekawość zwyciężyła. Wróciłam do "domu", znalazłam dwie pochodnie i ruszyłam. Zapaliłam pierwszą z nich. Czułam się niepewnie słysząc tylko swoje kroki... Drapieżnikowi równie dobrze można byłoby mnie podać na tacy... Moje położenie niewiele się od tego różniło. Zagryzłam lekko usta. Przecież to może działać także w drugą stronę, prawda? Na pewno usłyszałabym, gdyby ktoś lub coś się do mnie zbliżało, prawda? PRAWDA?! Westchnęłam cicho. *Spokojnie, spokojnie, spoko...* Krzyknęłam, kiedy coś przeleciało mi koło nóg. *Mysz...* Odetchnęłam z ulgą. *Zawał o mysz... Nie, no, odważna jesteś...* Zaśmiałam się cicho. Za dużo stresu... Ruszyłam, lecz po chwili usłyszałam kroki. Błyskawicznie zgasiłam pochodnie i ani drgnęłam. Ucichło...
-Katon... *No to po mnie.*- Tuż koło mojego ucha przeleciała kula ognia.- Czemu tu jesteś?- Spytała ruda dziewczyna.
-Eee... A ty?- Przeszłam do "ataku".
-Zobaczyłam jak wychodzisz. Czego tu szukasz? Ty jesteś tą z akatsuki? Kontaktujesz się z kimś?!
-A...
-Chcesz nas wydać?!
-Ale...
-Jak możesz?! Przygarnęliśmy cię...
-Ej!
-Zdrajca! Wracam i...
-Ej, stój!- Chwyciłam ją za ramię. Przecież ja nic nie zrobiłam.- Chciałam się po prostu przejść, ok?! Nie wiem co tu jest, nie mam pojęcia gdzie jest wyjście, wiec jak niby miałabym się z kimś kontaktować?! Pomyśl. Trwa wojna!- Przedstawiłam swoje stanowisko. Nikt nie będzie mnie bezpodstawnie oskarżał.- Do tego nie lubię Madary.- Mruknęłam patrząc już gdzieś w bok.
-Przepraszam.- Powiedziała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. Że co?- Przestraszyłam się. Mój brat zginął na tej wojnie.
-Rozumiem. Przykro mi.- Nasza rozmowa przybrała spokojniejszy ton. Cóż, przynajmniej już na mnie nie krzyczała. Po chwili ruszyłyśmy dalej zwiedzać. Z kimś u boku czułam się bezpieczniejsza... Choć przez moją głowę przemykała myśl, że ona może mnie w każdej chwili zaatakować...
-Wracajmy.-Zajęczała w końcu.-Za niedługo wszyscy wstaną...
-Oj, no... Już blisko. Nic się nie stanie...
-Już blisko do czego? Ta jaskinia się chyba nie kończy!
-Ale...
-Wracamy!- Zarządziła i pociągnęła mnie za rękę. W chwili, gdy ja czułam, że coś ciągnie mnie do przodu ona mnie cofała... Z utęsknieniem spojrzałam w czarną pustkę i posłusznie wróciłam do wioski. Muszę wziąć plecak... Trochę jedzenia, wody... I oczywiście powiadomić Kurenai, by nie mieć jakiś kłopotów. Muszę zobaczyć co tam jest! Obróciłam się jeszcze raz i coś mignęło mi przed oczyma.
-Czekaj!- Krzyknęłam i tam pobiegłam.
-Nie!-Zerwała się za mną i mocno przytrzymała.-Tam jest coś złego, naprawdę! Czuję to! Nie idź! Coś ci się stanie, wracajmy! Już rano! Będą się martwić!-Spojrzałam na nią uważnie. Naprawdę się bała. Czy to miejsce wywoływało w niej tak silny strach jak we mnie fascynacje?
-Dobrze.-Zrezygnowałam. Nie chciałam nikogo krzywdzić, a ona chyba naprawdę się bała. Prowadzona przez nią za rękę powstrzymywałam się od oglądania za siebie. "Chodź do mnie" W głowie zabrzmiał mi znajomy głos. Błyskawicznie się odwróciłam.
-Stój!- Rudowłosa przytrzymała mnie za ramię. Tak bardzo chciałam tam biec. Tak bardzo chciałam rozwiązać tą zagadkę. Tak bardzo chciałam... Choćby to oznaczało, iż będę musiała stoczyć walkę z tym rzężącym dusicielem. Choćby miało okazać się, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Że oszalałam.. Póki jeszcze mogę. Dziś lub jutro.
-Przepraszam.-Powiedziałam odwracając się do dziewczyny, która za rękę doprowadziła mnie do "domu". Ludzie już powstawali. Kurenai nie skomentowała mojego zniknięcia. Dzień spędziłyśmy w ciszy. Jak zwykle.
-Proszę Pani...-Zaczęłam podczas zmywania. Zwrócona do ściany nie musiałam patrzeć w jej oczu. Choć to i tak mała ulga. Czułam ciężar jej spojrzenia.-Mogę wybrać się poza teren zabudowań?
-A wiec tam byłaś zeszłej nocy.-Westchnęła.-Oczywiście, lecz nie zapuszczaj się daleko. Mało osób, które się tam udało wróciło żywe. Weź broń.-Skinęłam głową.-Odprowadzę cię.
-Dobrze. Choć nie musi się Pani kłopotać.
-Nie martw się o to. Miło będzie na chwilę wyjść.-Nie odczuwałam potrzeby kontynuowania tejże rozmowy. Po co? Jeśli chce zobaczyć jak idę na tą niby pewną śmierć to dobrze. Ah, nie powinnam posądzać jej o tak złe intencje. Przepraszam. Już chwilę później się pakowałam. Kobieta dodatkowo mnie sprawdziła. Ona nie była zła. Wyszłyśmy razem z "domu", czułam na sobie ciekawskie spojrzenia ludzi. Nie mogłyśmy poczekać jeszcze trochę? Naprawdę ine lubię być w centrum uwagi.
-Jesteś bardzo nieśmiała prawda?-Zagadała w końcu, a ja jeszcze bardziej spuściłam głowę. Czułam jak pieką mnie policzki.
-Cz-czemu Pani pyta?
-Wyglądasz jakbyś chciała uciec z dala od ich spojrzeń.-Zamilkłam. Miała rację.-Oni naprawdę niczego cie nie nauczyli.-Dodała. Zacisnęłam dłonie. Jak śmie! To nie ich wina! Jestem jaka jestem! Spojrzałam na nią pewniej i uniosłam dumnie głowę. Jestem z Akatsuki! Ktoś ma coś przeciwko?! Słucham!
-Kurenai-san!
-Aiko-san!- Usłyszałam znajome głos. Odwróciłam się i spojrzałam na dwie dziewczyny: jedna ruda, druga czarnowłosa. Szarooka dosłownie się na mnie rzuciła i mocno przytuliła.
-Aiko-san, przyjęli cię!-Przytuliłam ją do siebie i ucałowałam we włosy.-Gdzie idziesz?-Spojrzała na mój bagaż.
-Kurenai-san, ona nie dizie tam gdzie wczoraj prawda?!- Brązowooka wiewiórka patrzyła na mojego "strażnika" z wyrzutem w oczach.
-Nie mogę jej zabronić, Otae-chan.
-Ależ może Pani! To z Panią mieszka! Jest zależna i...
-Otae-chan, nie mogę jej więzić.-Spojrzałam na kobietę zdziwiona. Byłam tak przyzwyczajona do zamknięcia, ze nie pomyślałam, iż ta może mieć inne intencje niż trzymanie na "smyczy" lub pozbycie się mnie w razie problemu. Chyba naprawdę...Przyzwyczaiłam się do takiego podejścia.
-Otae-san, Mai-chan, wrócę, dobrze?-Uśmiechnęłam się do nich.
-Ale to jest niebezpieczne!-Zaprotestował lisek.
-Idę z tobą!-Postanowiła ciemnowłosa, a ja położyłam dłonie na biodrach.
-Do domu! Obie! Tak nie może być! Która godzina?! Na pewno ktoś was szuka Dobranoc!- Spojrzały na mnie jakby doznały szoku.-Możecie mnie odprowadzić.-Dodałam łagodniej, a te uśmiechnęły się do siebie. Jedna chwyciła mnie, a druga moja opiekunkę za rękę. Odprowadziły mnie na krawędź schronu. Pożegnałam się i ruszyłam znajomą drogą, Kurenai miała je odprowadzić do domu. Ja miałam odkryć co chowa się za ciemnością. Odkryć źródło dziwnych snów...
Cały czas tego słuchałam O.O
Początek historii znajduje się na <onecie>
_____
Tamtej nocy wyszłam z domu. Kurenai chyba nie miałaby nic przeciwko... Tak sądziłam. Było ciemno, sztuczne światła pogasły, nastała cisza. Zwiedzałam. Domki. Żadnych sklepów. No tak, przecież to nie jest wioska. To schron. Wielka spiżarnia itp. W pewnym miejscu kończyły się zabudowania... Spojrzałam w dal. Ziemia była skałą, niebo było skałą... Skalna pułapka. Co się kryje na jej końcu? Hm, było wcześnie... Miałam ochotę się przejść i zobaczyć. Może uda mi się dojść do końca? Czy tam jest wyjście czy na końcu jest ściana skały-ślepa uliczka... Cóż, ciekawość zwyciężyła. Wróciłam do "domu", znalazłam dwie pochodnie i ruszyłam. Zapaliłam pierwszą z nich. Czułam się niepewnie słysząc tylko swoje kroki... Drapieżnikowi równie dobrze można byłoby mnie podać na tacy... Moje położenie niewiele się od tego różniło. Zagryzłam lekko usta. Przecież to może działać także w drugą stronę, prawda? Na pewno usłyszałabym, gdyby ktoś lub coś się do mnie zbliżało, prawda? PRAWDA?! Westchnęłam cicho. *Spokojnie, spokojnie, spoko...* Krzyknęłam, kiedy coś przeleciało mi koło nóg. *Mysz...* Odetchnęłam z ulgą. *Zawał o mysz... Nie, no, odważna jesteś...* Zaśmiałam się cicho. Za dużo stresu... Ruszyłam, lecz po chwili usłyszałam kroki. Błyskawicznie zgasiłam pochodnie i ani drgnęłam. Ucichło...
-Katon... *No to po mnie.*- Tuż koło mojego ucha przeleciała kula ognia.- Czemu tu jesteś?- Spytała ruda dziewczyna.
-Eee... A ty?- Przeszłam do "ataku".
-Zobaczyłam jak wychodzisz. Czego tu szukasz? Ty jesteś tą z akatsuki? Kontaktujesz się z kimś?!
-A...
-Chcesz nas wydać?!
-Ale...
-Jak możesz?! Przygarnęliśmy cię...
-Ej!
-Zdrajca! Wracam i...
-Ej, stój!- Chwyciłam ją za ramię. Przecież ja nic nie zrobiłam.- Chciałam się po prostu przejść, ok?! Nie wiem co tu jest, nie mam pojęcia gdzie jest wyjście, wiec jak niby miałabym się z kimś kontaktować?! Pomyśl. Trwa wojna!- Przedstawiłam swoje stanowisko. Nikt nie będzie mnie bezpodstawnie oskarżał.- Do tego nie lubię Madary.- Mruknęłam patrząc już gdzieś w bok.
-Przepraszam.- Powiedziała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. Że co?- Przestraszyłam się. Mój brat zginął na tej wojnie.
-Rozumiem. Przykro mi.- Nasza rozmowa przybrała spokojniejszy ton. Cóż, przynajmniej już na mnie nie krzyczała. Po chwili ruszyłyśmy dalej zwiedzać. Z kimś u boku czułam się bezpieczniejsza... Choć przez moją głowę przemykała myśl, że ona może mnie w każdej chwili zaatakować...
-Wracajmy.-Zajęczała w końcu.-Za niedługo wszyscy wstaną...
-Oj, no... Już blisko. Nic się nie stanie...
-Już blisko do czego? Ta jaskinia się chyba nie kończy!
-Ale...
-Wracamy!- Zarządziła i pociągnęła mnie za rękę. W chwili, gdy ja czułam, że coś ciągnie mnie do przodu ona mnie cofała... Z utęsknieniem spojrzałam w czarną pustkę i posłusznie wróciłam do wioski. Muszę wziąć plecak... Trochę jedzenia, wody... I oczywiście powiadomić Kurenai, by nie mieć jakiś kłopotów. Muszę zobaczyć co tam jest! Obróciłam się jeszcze raz i coś mignęło mi przed oczyma.
-Czekaj!- Krzyknęłam i tam pobiegłam.
-Nie!-Zerwała się za mną i mocno przytrzymała.-Tam jest coś złego, naprawdę! Czuję to! Nie idź! Coś ci się stanie, wracajmy! Już rano! Będą się martwić!-Spojrzałam na nią uważnie. Naprawdę się bała. Czy to miejsce wywoływało w niej tak silny strach jak we mnie fascynacje?
-Dobrze.-Zrezygnowałam. Nie chciałam nikogo krzywdzić, a ona chyba naprawdę się bała. Prowadzona przez nią za rękę powstrzymywałam się od oglądania za siebie. "Chodź do mnie" W głowie zabrzmiał mi znajomy głos. Błyskawicznie się odwróciłam.
-Stój!- Rudowłosa przytrzymała mnie za ramię. Tak bardzo chciałam tam biec. Tak bardzo chciałam rozwiązać tą zagadkę. Tak bardzo chciałam... Choćby to oznaczało, iż będę musiała stoczyć walkę z tym rzężącym dusicielem. Choćby miało okazać się, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Że oszalałam.. Póki jeszcze mogę. Dziś lub jutro.
-Przepraszam.-Powiedziałam odwracając się do dziewczyny, która za rękę doprowadziła mnie do "domu". Ludzie już powstawali. Kurenai nie skomentowała mojego zniknięcia. Dzień spędziłyśmy w ciszy. Jak zwykle.
-Proszę Pani...-Zaczęłam podczas zmywania. Zwrócona do ściany nie musiałam patrzeć w jej oczu. Choć to i tak mała ulga. Czułam ciężar jej spojrzenia.-Mogę wybrać się poza teren zabudowań?
-A wiec tam byłaś zeszłej nocy.-Westchnęła.-Oczywiście, lecz nie zapuszczaj się daleko. Mało osób, które się tam udało wróciło żywe. Weź broń.-Skinęłam głową.-Odprowadzę cię.
-Dobrze. Choć nie musi się Pani kłopotać.
-Nie martw się o to. Miło będzie na chwilę wyjść.-Nie odczuwałam potrzeby kontynuowania tejże rozmowy. Po co? Jeśli chce zobaczyć jak idę na tą niby pewną śmierć to dobrze. Ah, nie powinnam posądzać jej o tak złe intencje. Przepraszam. Już chwilę później się pakowałam. Kobieta dodatkowo mnie sprawdziła. Ona nie była zła. Wyszłyśmy razem z "domu", czułam na sobie ciekawskie spojrzenia ludzi. Nie mogłyśmy poczekać jeszcze trochę? Naprawdę ine lubię być w centrum uwagi.
-Jesteś bardzo nieśmiała prawda?-Zagadała w końcu, a ja jeszcze bardziej spuściłam głowę. Czułam jak pieką mnie policzki.
-Cz-czemu Pani pyta?
-Wyglądasz jakbyś chciała uciec z dala od ich spojrzeń.-Zamilkłam. Miała rację.-Oni naprawdę niczego cie nie nauczyli.-Dodała. Zacisnęłam dłonie. Jak śmie! To nie ich wina! Jestem jaka jestem! Spojrzałam na nią pewniej i uniosłam dumnie głowę. Jestem z Akatsuki! Ktoś ma coś przeciwko?! Słucham!
-Kurenai-san!
-Aiko-san!- Usłyszałam znajome głos. Odwróciłam się i spojrzałam na dwie dziewczyny: jedna ruda, druga czarnowłosa. Szarooka dosłownie się na mnie rzuciła i mocno przytuliła.
-Aiko-san, przyjęli cię!-Przytuliłam ją do siebie i ucałowałam we włosy.-Gdzie idziesz?-Spojrzała na mój bagaż.
-Kurenai-san, ona nie dizie tam gdzie wczoraj prawda?!- Brązowooka wiewiórka patrzyła na mojego "strażnika" z wyrzutem w oczach.
-Nie mogę jej zabronić, Otae-chan.
-Ależ może Pani! To z Panią mieszka! Jest zależna i...
-Otae-chan, nie mogę jej więzić.-Spojrzałam na kobietę zdziwiona. Byłam tak przyzwyczajona do zamknięcia, ze nie pomyślałam, iż ta może mieć inne intencje niż trzymanie na "smyczy" lub pozbycie się mnie w razie problemu. Chyba naprawdę...Przyzwyczaiłam się do takiego podejścia.
-Otae-san, Mai-chan, wrócę, dobrze?-Uśmiechnęłam się do nich.
-Ale to jest niebezpieczne!-Zaprotestował lisek.
-Idę z tobą!-Postanowiła ciemnowłosa, a ja położyłam dłonie na biodrach.
-Do domu! Obie! Tak nie może być! Która godzina?! Na pewno ktoś was szuka Dobranoc!- Spojrzały na mnie jakby doznały szoku.-Możecie mnie odprowadzić.-Dodałam łagodniej, a te uśmiechnęły się do siebie. Jedna chwyciła mnie, a druga moja opiekunkę za rękę. Odprowadziły mnie na krawędź schronu. Pożegnałam się i ruszyłam znajomą drogą, Kurenai miała je odprowadzić do domu. Ja miałam odkryć co chowa się za ciemnością. Odkryć źródło dziwnych snów...
sobota, 13 października 2012
Witam.
Możliwe, że mnie znacie. Możliwe, że znacie bohaterkę tej opowieści.
Skąd?
http://kolec-rozy.blog.onet.pl/
Onet jest uroczym serwerem.Piszesz, piszesz, zapisujesz i "niespodzianka!"-wcięło ci całą pracę :3.
Mam dość nerwów, a że już parę razy sprawdzałam i mimo obietnicy poprawienia stanu rzeczy dalej nie mogę pracować przenoszę bloga tutaj.
Jakby to powiedzieć: "Naruto" i druga strona medalu.
"Akatsuki" oczami zagubionej w tamtym świecie dziewczyny.
Bo czy "zwierzęta", których ręce zostały splamione przez krew wielu ludzi, potrafią pokazać młodej kobiecie co jest ważne w życiu? Czy prócz instynktów mają w sobie jeszcze szczątki uczuć?
Całe 67 rozdziałów historii znajduje sie na "onetowym kolcu".
Przenoszenie wszystkiego tutaj nie miałoby sensu.
Ah, ostrzegam, że początki nie są najlepsze. Cóż, byłam dzieckiem... Uczyłam się pisać, ćwiczyłam... I podobno teraz jestem lepsza. Możecie sami to ocenić...
Skąd?
http://kolec-rozy.blog.onet.pl/
Onet jest uroczym serwerem.Piszesz, piszesz, zapisujesz i "niespodzianka!"-wcięło ci całą pracę :3.
Mam dość nerwów, a że już parę razy sprawdzałam i mimo obietnicy poprawienia stanu rzeczy dalej nie mogę pracować przenoszę bloga tutaj.
Moi drodzy...
Chcę wam opowiedzieć historie dziewczyny, która na właśnie życzenie została wyrwana ze spokojnego i nieświadomego życia trafiając w ręce najbardziej niebezpiecznych ludzi miejsca, w którym się znalazła. Uczy się życia pod okiem zabójców, którym jedno odebrane życie więcej nie zrobiłoby różnicy. Opiekują się nią ludzie, którymi rodzice nie maja odwagi straszyć dzieci.Jakby to powiedzieć: "Naruto" i druga strona medalu.
"Akatsuki" oczami zagubionej w tamtym świecie dziewczyny.
Bo czy "zwierzęta", których ręce zostały splamione przez krew wielu ludzi, potrafią pokazać młodej kobiecie co jest ważne w życiu? Czy prócz instynktów mają w sobie jeszcze szczątki uczuć?
Całe 67 rozdziałów historii znajduje sie na "onetowym kolcu".
Przenoszenie wszystkiego tutaj nie miałoby sensu.
Ah, ostrzegam, że początki nie są najlepsze. Cóż, byłam dzieckiem... Uczyłam się pisać, ćwiczyłam... I podobno teraz jestem lepsza. Możecie sami to ocenić...
Subskrybuj:
Posty (Atom)